sobota, 29 grudnia 2007

Filmowe podsumowaie roku 2007

Rok 2007 powoli się kończy, czas na jego podsumowanie. Składać się będzie ono z dwóch części - w pierwszej najlepsze filmy jakie ja widziałem, a które miały polską premierę w 2007 roku. W drugiej filmy których nie widziałem, a które obejrzeć powinienem, bo są generalnie zaliczane do najlepszych z minionego roku.

Najlepsze filmy 2007 (z tych które widziałem):

1. Mała Miss - Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny w pełni zasłużony. Film który urzekł w tym roku najbardziej. Ciepły, lekki, ale z ambitniejszym przesłaniem.
2. Grindhouse: Death Proof - Tarantino filmy robi rzadko, ale jak już zrobi to jest na co patrzeć. Rozrywka w najczystszej postaci, na najwyższym poziomie. Chociaż jakiegoś głębszego sensu też się można doszukać.
3. Obsługiwałem angielskiego króla - mój pierwszy kontakt z czeskim kinem, jak najbardziej pozytywny. Wkrótce zresztą będziecie mogli przeczytać jego recenzję mojego autorstwa.
4. Labirynt Fauna - świetna, baśniowa opowieść. Ma w sobie tą magię, jaką kino tego typu mieć powinno.
5. Pan Zemsta - pierwsza część trylogii zemsty Chan-wook Parka. I chociaż moim zdaniem Oldboy był znacznie lepszy, Pan Zemsta też robi ogromne wrażenie.
6. Ostatni król Szkocji - w zasadzie popis jednego aktora - Foresta Whitakera. I właśnie dla niego trzeba ten film obejrzeć.
7. Grindhouse: Planet Terror - Rodriguez bawi się kinem jeszcze bardziej niż Tarantino w Death Proof. Jak ktoś wie o co chodzi w Grindhousie, to mu się spodoba.
8. Życie na podsłuchu - o przemianie złego Niemca w dobrego. Kawał dobrego kina zza naszej zachodniej granicy.
9. Piraci z Karaibów: Na krańcu świata - trzecia i być może ostania część pirackiej trylogii z genialnym Johnnym Deppem w roli Jacka Sparrowa. Równie udana co poprzednie.
10. 1408 - film trochę niezasłużenie się tu znalazł, bo widziałem lepsze od niego, o których tu nie wspomniałem. Ale to dziesiąte miejsce jest za to, że jest to najlepszy horror jaki widziałem w minionym roku. I co najważniejsze jest to horror który straszy klimatem(nie do końca doskonałym), a nie flakami i krwią.

Wyróżnienia:

* Śniadanie na Plutonie - gdyby nie to, że premierę miał pod koniec zeszłego roku był by w pierwszej piątce. Tak jest tylko wyróżnienie. Film ten pokazuje, że do tematu transseksualistów można podejść w sposób lekki.
* Opowieść o dwóch siostrach - horror made in Korea, czyli straszące, ciemnowłose dziewczynki są nieuniknione. Ale rożni się on od wszystkich Ringów i Klątw tym, że trzeba przy nim bardziej wysilić umysł.

(Być może) najlepsze filmy 2007:

1. 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni - wstyd, że nie widziałem - Złota Palma w Cannes i powszechna opinia filmu roku 2007.
2. Inland Empire - najnowszy film Davida Lyncha, w dodatku kręcony w Polsce z udziałem Polaków. Dla mnie ta premiera to jedno z ważniejszych wydarzeń roku.
3. Ratatuj - ponoć najlepsza animacja od czasów Shreka.
4. Shrek Trzeci - pozostając w temacie animacji - klasyka. Jeśli nawet Shrek jest w słabszej formie, to i tak warto go obejrzeć.
5. Pora umierać i Sztuczki - ex aequo - dwa najważniejsze i ponoć najlepsze, polskie filmy 2007 roku.
7. Zodiak - najnowszy film twórcy Siedem i Fight Clubu. To już wystarcza za rekomendację.
8. Film o pszczołach - gdybym obejrzał, pewnie bym go do rankingu nie pchał. Ale nie widziałem i póki co łudzę się, że ma w sobie ogromny potencjał.

czwartek, 27 grudnia 2007

Blog Roku 2007 + Filmowe podsumowanie świąt + Maraton filmowy

Nazbierało się kilka spraw przez święta, ale po kolei.

1. Pewnie zauważyliście z prawej strony takie zielone coś mówiące, że 'Ten blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2007'? Już wyjaśniam o co chodzi. Onet.pl organizuje co roku wybory na najlepszego bloga w kilku różnych kategoriach. Ja w tym roku zgłosiłem swojego do kategorii 'Kultura'. Na wygraną nie liczę, bardziej jako reklamę to traktuję :) Bo nie sądzę, że ktoś jest na tyle nienormalny, żeby na mojego bloga wysyłać jakieś smsy - bo przez smsy się właśnie głosuje. Póki co więcej szczegółów nie znam, ale jak poznam to się podzielę.

2. Święta dla mnie były w filmy obfite, szczególnie drugi ich dzień. Recenzji z tego co przez ostatnie trzy dni widziałem pisać nie mam zamiaru, ale ocenię chętnie ;) Tak więc:

Epoka lodowcowa - Chyba jedyna tak udana animacja z tych które wyszły po Shreku.
Moja ocena - 5/6

Zatańcz ze mną - Dwa, czy trzy lata temu ten film bardzo mi się podobał. W święta go sobie odświeżyłem i wyszło, że polecałem go trochę na wyrost... Strasznie to nijakie było.
Moja ocena - 3/6

Death Proof - Film już kiedyś obejrzałem, za jego ocenę niech Wam posłuży to, że przez pół roku widziałem go już trzy razy. Parę słów o jego wydaniu dvd jednak napiszę. Za 54 zł możemy sobie sprawić wydanie specjalne - 2 dvd w steelboxie. Wszystko (od pudełka, przez menu, po dodatki) jest wykonane w pełni profesjonalnie. Mnie w pełni zadowoliło.
Moja ocena wydania dvd (ocena filmu + ocena zawartości płyty) 6/6

Wesele - Nie chodzi mi o to Wyspiańskiego, tylko o film Smarzowskiego z 2004 roku. A to jest istny Polaków portret własny. Trochę jak w 'Dniu świra', tylko słabiej.
Moja ocena - 4/6

Charlie i fabryka czekolady - Tam gdzie Depp, tam dobre kino. Fajna opowieść dla dzieci z fantazją, zarówno tych mniejszych, jak i tych większych. Perełka wśród świąteczno-kiczowatych produkcji, które serwowała nam tv w tym roku.
Moja ocena - 5/6

Pada Shrek - Po Shreku można się spodziewać więcej. Komercja bije z każdego kadru, a morał był tak nachalny, że aż żal patrzeć. Ale jednak 'magia' świąt nie wypchnęła do końca magii Shreka.
Moja ocena - 3/6

Pieniądze to nie wszystko - Nie ma to jak poczciwa polska komedia. Może nie najwyższych lotów, ale na pewno udana.
Moja ocena - 4/6

Prezydencka córka - Sympatyczna, przesłodzona opowieść w sam raz na święta.
Moja ocena - 3/6

3. Za jakieś 3 tygodnie w Multikinie 51 będzie maraton filmowy Piły.
Szczegóły poniżej:
Chętni niech się do mnie odezwą ;)

poniedziałek, 24 grudnia 2007

Telewizyjny przewodnik świąteczny ;)

W święta jak zawsze telewizje zasypują nas masą powtórek oraz wszelkiego rodzaju niefajnych świątecznych programów. Jednak kilka wartych obejrzenia filmów również możemy znaleźć w programie na te trzy świąteczne dni. Jeśli już zdecydujecie się spędzić część tych świąt przed tv, być może ten przewodnik pomoże wybrać Wam coś ciekawego ;)

Wigilia, 24.12.2007

W Wigilię najlepiej prezentuje się ramówka Polsatu. Co prawda nie ma tu żadnej spektakularnej premiery, ale są hity znane i lubiane - Epoka lodowcowa i najbardziej świąteczny (obok Kevina samego gdziekolwiek) film - Szklana pułapka. Warto też rzucić okiem na 'dwójkę' w której znajdziecie roztańczone Zatańcz ze mną

19.30, Polsat, Epoka lodowcowa
20.50, TVP 2, Zatańcz ze mną
21.00, Polsat, Szklana pułapka

I Dzień Świąt, 25.12.2007

W Boże narodzenie nie znajdziemy zbyt wielu interesujących pozycji. Na pewno furorę zrobi premiera TVNu - Pada Shrek - krótki (25 minut) filmik o świątecznych przygodach naszego ulubionego ogra. W tym samym czasie na TVP 1 znajdziemy coś równie bajecznego, chociaż nie animację. Jedynka przypomni nam Piratów z Karaibów i Klątwę Czarnej Perły.

20.00, TVN, Pada Shrek
20.05, TVP 1, Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły

II Dzień Świąt, 26.12.2007

W ostatni dzień świąt znów najlepszą ofertę przedstawia TVN. Jeśli urzekł Was Johnny Depp jako Jack Sparrow, będziecie mieli okazję zobaczyć go raz jeszcze, tym razem w filmie Charlie i fabryka czekolady. Innym godnym uwagi filmem TVNu jest odgrzewana komedia - Wielka heca Bowfingera. Natomiast na TVP 2 coś dla miłośników mocniejszych wrażeń - Plan lotu.

16.30, TVN, Charlie i fabryka czekolady
19.30, TVN, Wielka heca Bowfingera
20.35, TVP 2, Plan lotu.

sobota, 22 grudnia 2007

Wesołych świąt !!!

Święta już niebawem, tak więc przed nimi z żadną recenzją już nie zdążę. Czas więc na życzenia. Ale zanim je złożę to jeszcze podsumowanie ankiety. Następna - po świętach, gdy wrzucę tu recenzję 'Obsługiwałem angielskiego króla'.
Zgodnie z Waszymi głosami zapowiedzi będą się pojawiały na początku każdego miesiąca - zaczynamy już od stycznia. Wyniki:
Zapowiedzi powinny pojawiać się tu...
...co miesiąc.
2 (50%)
...co tydzień
1 (25%)
...tak rzadko jak to możliwe - są kompletnie zbędne
1 (25%)
...co dwa tygodnie
0 (0%)

A teraz życzenia :)
Wszystkim moim czytelnikom życzę przede wszystkim zdrowia, szczęścia i radości w te święta, byście poczuli prawdziwą, nie tą komercyjną, magię świąt. A w sylwestra życzę Wam szampańskiej zabawy ;) I oczywiście obejrzenia wielu dobrych filmów w nowym roku ;)
I jeszcze mały prezent ode mnie:

środa, 19 grudnia 2007

Jak stracić chłopaka w 10 dni

Nie, to nie jest poradnik, tylko recenzja filmu ;) Zresztą pierwsza moja recenzja, która najpierw znalazła się na kinomaniaki.com, a dopiero później na blogu. Dokładniej znajdziecie ją tu, ale ułatwię Wam trochę sprawę i wrzucę ją też na bloga. A tak w ogóle, to głosujcie w ankiecie, bo póki co zostały dwa dni, a rozstrzygnięcia nie ma... Liczę też na komentarze :)


tytuł oryginalny:
How to Lose a Guy in 10 Days
gatunek:
komedia romantyczna
reżyseria:
Donald Petrie
scenariusz:
Brian Regan , Kristen Buckley
zdjęcia:
John Bailey
muzyka:
David Newman
obsada:
Matthew McConaughey Matthew McConaughey Ben Barry
Kate Hudson Kate Hudson Andie Anderson
David Macniven David Macniven Francis
Bebe Neuwirth Bebe Neuwirth Lana
od lat: 12, chociaż powinni tego zabronić
czas trwania: 116 minut
cena DVD: 32,90
moja ocena: 1,5/6


Raz na jakiś czas warto obejrzeć sobie komedię romantyczną. Chociażby po to, by przypomnieć sobie dlaczego tak rzadko je oglądamy. Jest to przecież gatunek lekki, nie wymagający od widza nadmiernego wysiłku intelektualnego, a w dodatku na ogół nie serwujący masy niesmacznych i nieśmiesznych dowcipów, które możemy znaleźć w większości amerykańskich komedii. Dlaczego więc, po ‘Jak stracić chłopaka w 10 dni’ wiem, że sporo wody w Wiśle upłynie, zanim zdecyduję się obejrzeć kolejne amerykańskie love-story? Nie, nie chodzi tu wcale o to, że jestem uprzedzony do tego gatunku. Nic z tych rzeczy, bo np. ‘Jak w niebie’ pokazuje, że można zrobić coś sympatycznego, momentami zabawnego, a nawet trochę nieszablonowego. Niestety ‘Jak stracić chłopka w 10 dni’ nie posiada żadnej z wymienionych cech.

Fabuła z pozoru nie jest nawet zła – facet (Ben) zakłada się, że może uwieść każdą niewiastę, wystarczy dać mu jedynie 10 dni, natomiast kobieta (Andie) musi napisać artykuł, w którym pokaże jak wybranka w tytułowe 10 dni stracić. Traf (a dokładniej dwie rywalki Bena w walce o kontrakt reklamowy) chciał, że dziennikarka i lovelas trafili na siebie i wspólnie się przez te 10 dni męczą.

Zresztą męczą się nie tylko oni. Prawdziwe katorgi przeżywa też widz. Twórcy filmu wyszli chyba z założenia, że na komedii romantycznej wcale śmiesznie być nie musi. I dlatego przez cały film uśmiech na mojej twarzy pojawił się raptem dwa razy. Z romantycznej atmosfery początkowo też chyba zrezygnowano i dzięki temu przez pół filmu nie jest ani śmiesznie, ani romantycznie. Całe szczęście pod koniec atmosfera zaczyna się robić taka, jaka w romansidle być powinna.

Oczywiście, kiedy to co najważniejsze zawodzi można spróbować znaleźć jakieś plusy gdzie indziej. Tylko że w tym przypadku niestety nie ma gdzie. Fabuła tylko w ogólnym zarysie zdaje się być oryginalna, bo niemal każdą pojedynczą scenę już gdzieś mogliśmy zobaczyć. Tym razem również gra aktorów nie wnosi zupełnie nic - Kate Hudson jako Andie jest rozbrajająco nieśmieszna przez cały film. Podobnie zresztą jak Matthew McConaughey w roli Bena. Lepiej prezentują się w scenach romantycznych, ale zachwycać się nie ma czym.

Chyba jedyną zaletą jaką posiada ten obraz jest jego funkcja edukacyjna. Dzięki niemu wszystkie panie mogą dowiedzieć się, czego na ogół faceci nie znoszą. Marna to jednak pociecha dla panów, którzy się na to ‘dzieło’ zdecydują... Tak więc romantyczny wieczór z filmem Donalda Petrie lepiej przemyśleć kilka razy, bo o ile jest cień szansy, że płeć piękną zadowoli, tak ta ‘brzydsza’ część społeczeństwa wynudzi się na nim za wszystkie czasy.

__________

Recenzja dla http://kinomaniaki.com

niedziela, 16 grudnia 2007

Niczego nie żałuję - Edith Piaf

Dawno tu recenzji nie było, nie sądzicie? Dlatego też nadrabiam zaległości - dzisiaj 'Niczego nie żałuję...', które widziałem na Nocy Kina.



tytuł oryginalny:

La Môme
gatunek:
dramat
reżyseria:
Olivier Dahan
scenariusz:
Olivier Dahan
zdjęcia:
Tetsuo Nagata
muzyka:
Christopher Gunning
obsada:
Marion Cotillard Marion Cotillard Edith Piaf
Sylvie Testud Sylvie Testud Mômone
Pascal Greggory Pascal Greggory Louis Barrier
Gérard Depardieu Gérard Depardieu Louis Leplée
od lat: 12
czas trwania: 140 minut
cena DVD: 19,90-49,90
moja ocena: 3/6


Najlepsze scenariusze pisze ponoć życie. I jeśli by spojrzeć w życiorysy losowo wybranych, sławnych osób, to w większości z nich znaleźlibyśmy potwierdzenie tej tezy. Nie inaczej jest w przypadku Edith Piaf. Ta niewątpliwie najwybitniejsza francuska artystka przeżyła w swoim krótkim życiu (zmarła mając zaledwie 47 lat) więcej niż przeciętna osoba. Już od najmłodszych lat los jej nie oszczędzał – wychowywała się najpierw w burdelu, gdzie o mały włos nie straciła wzroku, a potem w cyrku, gdzie była skazana na ciągłe wędrówki. Nawet w pozornie najszczęśliwszym okresie życia, gdy cała Francja była zakochana w niej i jej piosenkach, borykała się z licznymi problemami. Wydawać by się mogło więc, że filmu o tak barwnej postaci po prostu nie da się zepsuć. A jednak! Reżyserowi i scenarzyście zarazem - Olivierowi Dahanowi w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ to się udało.

Największym niewypałem okazały się zabawy z chronologią. Autor chciał, by większość filmu była jakoby wspomnieniami będącej w ostatnich latach swojego życia piosenkarki. Pomysł generalnie nie jest zły, ale jego wykonanie woła o pomstę do nieba. Przeskoki w czasie nie wnoszą zupełnie niczego. Mało tego, mam dziwne wrażenie, że powodują one mniejsze zżycie z główną bohaterką, przez co film traci na przekazie emocjonalnym. W dodatku te retrospekcje są strasznie chaotyczne, a niekiedy mamy wrażenie, że są wstawione tylko dlatego, że reżyser zapomniał wcześniej o czymś wspomnieć (przykład – śmierć dziecka Edith, przy czym nie wiemy nawet z kim i kiedy je miała...).

Szkoda również, że autor filmu unika jak to tylko możliwe ukazania słabości i uzależnień artystki. Owszem, wspomina kilka razy o opium, kokainie, czy morfinie, a alkohol co prawda leje się gęsto, ale jest tego wszystkiego jednak trochę za mało, by móc tym w pełni wytłumaczyć jej późniejszy stan i przedwczesną śmierć. Z drugiej jednak strony lepsze takie rozwiązanie, niż gdyby miał przesadzić w drugą stronę i z wielkiej piosenkarki zrobić narkomankę i alkoholiczkę.

Pozytywów co prawda też się kilka znajdzie, jednak pod prawie żadnym z nich nie może się podpisać nikt z ekipy tworzącej film. Bo to przecież nie ich zasługa, że piosenki Edith Piaf są wiecznie żywe i zawsze brzmią tak samo dobrze. A to one są chyba największym atutem tego obrazu. To właśnie one dodają temu filmowi uroku Francji sprzed kilkudziesięciu lat, bez którego nie wyobrażam sobie tego dzieła.

Nie można też zapomnieć, o rewelacyjnej odtwórczyni roli tytułowej - Marion Cotillard. Do tej pory, mogliśmy ją kojarzyć głównie z serii ‘Taxi’ (chyba że ktoś jest lepiej obeznany we francuskim kinie). Jednak w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ pokazała, że jest warta znacznie lepszych ról, niż tych w komedyjkach robionych po publikę. Tytułowa bohaterka w jej wykonaniu była szalenie wiarygodna. W rewelacyjny sposób odzwierciedliła wszystkie cechy, jakie są przypisywane francuskiej piosenkarce począwszy od jej wybuchowego temperamentu, kończąc na jej skromności oraz zamiłowaniu do bycia na scenie tylko po to by śpiewać dla publiczności (do teraz mam przed oczami scenę, gdy po zasłabnięciu Edith chce wrócić na scenę, nie bacząc na swoje zdrowie). W dodatku perfekcyjna charakteryzacja sprawiła, iż miałem wrażenie, że oglądam prawdziwą Edith, taką jaką możemy zobaczyć na archiwalnych zdjęciach. Ogromną niesprawiedliwością było by nie przyznanie Marion Cotillard Oscara za tę rolę.

Jednak niestety, ani muzyka, ani rewelacyjna gra głównej bohaterki nie wystarczają, by sprostać moim oczekiwaniom. Fakt, że po obejrzeniu filmu cały czas chodzą za mną piosenki takie jak ‘Milord’, czy ‘Je ne regrette rien’ to bynajmniej nie zasługa filmu, a geniuszu Edith Piaf i jej głosu. Dlatego też po obejrzeniu ‘Niczego nie żałuję...’ niedosyt jest tak duży. Reżyser miał przecież gotową historię, kapitalną oprawę muzyczną, a w dodatku trafiła mu się idealna aktorka. Wystarczyło tylko to wszystko przedstawić. Ale Olivier Dahan przekombinował. W efekcie przyjdzie nam jeszcze poczekać na film, który przedstawi historię tej wielkiej Francuzki tak jak należy. A póki co lepiej włączyć sobie jedną z jej płyt, by później nie żałować czasu spędzonego przy oglądaniu nieudanej biografii.

sobota, 15 grudnia 2007

Wyniki ankiety

Ankieta zostaje oficjalnie zakończona. Ostatni głos, który przybył, ten na 1408, jest mój - z tej recenzji po jej napisaniu byłem najbardziej zadowolony (jak widać chyba nie do końca słusznie ;) ). A oto wyniki:
Planet Terror
3 (37%)
Las Vegas parano
3 (37%)
Katyń
1 (12%)
1408
1 (12%)

Dogrywki póki co nie planuję, chociaż jak przybędzie kilka recenzji, to zrobię jeszcze jedną podobną ankietę. Za głosy dziękuję.
Z ankiet całkiem nie rezygnuję - teraz nowe pytanie. Jakiś czas temu wrzuciłem pierwszą i jak na razie jedyną zapowiedź. Był to zwiastun 'Filmu o pszczołach'. Planuję częściej takie coś tu wrzucać częściej. Jak często? To jest właśnie pytanie w ankiecie :)

Na koniec parę słów o Nocy Kina. Mi tam się generalnie podobało, za 5 zł nie ma co więcej wymagać ;) Chociaż tak niska cena była równoznaczna z przybyciem różnych osób ;) Ale źle nie było, tłum nie był aż tak dziki, jak się spodziewałem. Co do filmów, to oceniam je tak:
Labirynt Fauna - 5/6
Niczego nie żałuję - 3/6
Obsługiwałem angielskiego króla - 5/6
Któryś z tych filmów pewnie zrecenzuję ;)

środa, 12 grudnia 2007

Dokładny program Nocy Kina

Zanim przejdę do tematu posta muszę się czymś podzielić z Wami ;) Otóż od dzisiaj wszystkie moje recenzje jakie napiszę oraz te które do tej pory pojawiły się na tym blogu będziecie mogli znaleźć na stronie www.kinomaniaki.com. Dokładniej szukajcie ich w moim profilu, czyli tu. Nie rezygnuję jednak z prowadzenia bloga, myślę że będę tu zamieszczał dalej swoje recenzje, albo chociaż linki do nich w serwisie kinomaniaki. I planuję też częściej pisać o jakichś zapowiedziach filmów jak np. co ciekawszych premier.
Jak już się tak rozpisałem, to jeszcze podziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim wiem, że ktoś to czyta i mam motywację do dalszego pisania :)

A teraz główna wiadomość, czyli jak lecą filmy na Nocy Kina. Dodałem jeszcze do każdego filmu informację o jego długości, na dole znajdziecie też moją ocenę tych filmów, które z niżej wymienionych widziałem oraz te na które chcę iść. A żeby wyraźniej widzieć rozkład wystarczy kliknąć na obrazek ;)

Multikino 51



Multikino Stary Browar



Z tych wszystkich filmów widziałem:
Teksańska masakra piłą... - moja ocena 3/6
Silent Hill - moja ocena 3/6
Piraci z Karaibów 3 - moja ocena 5/6
Czarna Dalia - moja ocena 1,5/6

Najprawdopodobniej wybiorę się na:
  1. Labirynt Fauna 23:15 - 01:07
  2. Niczego nie żałuję 01:45 - 04:05 / Plaga 01:25 - 03:01
  3. Obsługiwałem angielskiego króla 04:30 - 06:30

sobota, 8 grudnia 2007

Requiem dla snu

Oto i ona - zapowiadana już od dawna recenzja 'Requiem dla snu', specjalnie dla Mikołaja ;) Film znany i lubiany, większość widziała, więc liczę na sporo komentarzy :)


tytuł oryginalny:
'Requiem for a dream'
gatunek:
dramat
reżyseria:
Darren Aronofsky
scenariusz:
Darren Aronofsky, Hubert Selby Jr.
zdjęcia:
Matthew Libatique
muzyka:
Clint Mansell
obsada:
Ellen Burstyn Ellen Burstyn Sara Goldfarb
Jared Leto Jared Leto Harry Goldfarb
Jennifer Connelly Jennifer Connelly Marion Silver
Marlon Wayans Marlon Wayans Tyrone C. Love
od lat: 18
czas trwania: 102 minuty
cena DVD: 19,99 zł
moja ocena: 6/6


Uzależnienie od narkotyków, jedzenia, telewizji, tabletek, czy desperackie odchudzanie to labirynt bez wyjścia. Niby wszyscy o tym wiemy. Ale czy oby na pewno zdajemy sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje niosą ze sobą wszelkiego rodzaju nałogi? Jeśli nie, to ‘Requiem dla snu’ z pewnością nas uświadomi.

Na pewno każdy o tym filmie przynajmniej słyszał. Fabuła nie jest tu zbyt złożona, ale (co rzadko się zdarza) jest ona tylko środkiem do ukazania obrazu. Obrazu, który opowiada o czwórce z pozoru zwykłych ludzi, podobnych być może do wielu z nas. Każdy z nich ma swoje marzenia, każdy ma też swoje nałogi. Sara Goldfarb, miła starsza pani (oscarowa rola Ellen Burstyn), bardzo lubi oglądać telewizję i marzy o tym, by kiedyś wystąpić w swoim ulubionym programie. Jej syn, Harry, chciałby wieść spokojne życie ze swoją ukochaną – Marion i w przyszłości prowadzić z nią sklepik. I z pozoru wszystko się układa – Sara dostaje zaproszenie do programu, a Harry, z pomocą swojego przyjaciela Tyrona, dzięki sprzedaży narkotyków szybko się wzbogaca.

Jednak pomimo tego, iż w pewnym momencie każdy zdaje się być już prawie u szczytu swoich marzeń, nie mamy złudzeń, iż szczytu nie osiągną. I faktycznie, ta pozorna droga do szczęścia szybko jednak zamienia się w koszmar.Co więcej, my sami jesteśmy w ten koszmar wciągani.

Postacie są napisane kapitalnie, aktorzy odgrywają swoje role jeszcze lepiej. To jest chyba kluczowa zaleta filmu, która sprawia, że jest on tak bardzo ujmujący. Bo pomimo, że główny bohater ćpa, to jednak dostrzegamy, że kocha zarówno swoją dziewczynę, jak i matkę. Ta z kolei, niedoceniona przez syna, chce tylko by w końcu ktoś ją zauważył. Tyronowi zaś brakuje matczynej miłości, której Harry nie docenia. Każdy, pomimo swoich grzechów ma ludzkie oblicze. Takie jakie ma każdy z nas. Przez to, nie wiedząc nawet kiedy zżywamy się z bohaterami. Razem z nimi wchodzimy w ich dramat, do ich piekła. Jedyna różnica polega na tym, że oni nie mają szans na ucieczkę z wciągającego ich co raz bardziej wiru uzależnień. My zawsze możemy wyłączyć film.

Ja osobiście chciałem tak zrobić kilka razy. Jednak zapewniam, że nie warto. To co oferuje nam Darren Aronofsky, to nie tylko depresja w najczystszej postaci. Film ten jest zrobiony idealnie pod każdym względem. Wspomniałem już aktorstwo, ale jest jeszcze kapitalna praca kamery. W ogóle każdy obraz zdaje się być dokładnie przemyślany. Przez cały film nie zobaczymy żadnych wesołych kolorów, ani niczego co mogło by dać nadzieję. A i świetne ujęcia aktu zażywania wszelakich używek dokładają swoją cegiełkę do budowania wielkiej pustki.

Pustki której nie wypełnią nam dialogi. Jest ich tutaj dokładnie tyle ile trzeba, znacznie mniej niż w przeciętnym filmie. Dlatego też każde wypowiedziane zdanie, każde słowo zdaje się mieć swoją wagę.

Trzeba też wspomnieć, że większość najbardziej zapadających w pamięć scen jest wspierana przez muzykę. W całym ‘Requiem dla snu’ usłyszymy tylko jeden motyw muzyczny, delikatnie zmieniany, w zależności od ilości dramaturgii jaką ma wnieść. Wydawać by się mogło, że to nie wystarczy, by zbudować odpowiedni klimat. A jednak – pomimo, że muzyka nas nie zaskakuje, to za każdym razem wywołuje takie samo uczucie, którego nie da się opisać słowami.

Właściwie nieważne, ile zalet wymienię – i tak będzie to za mało. Taki film, to w dzisiejszym kinie prawdziwe zjawisko. Nie tylko zresztą w kinie, bo i w świecie, w którym z każdej strony w gazecie, z każdego programu w telewizji, z każdego bilboardu ktoś się do nas uśmiecha, gdzie zadawać by się mogło nie ma miejsca, ani tym bardziej czasu na smutek. Dlatego też po jego zakończeniu możemy mieć uczucia negatywne. Bądź co bądź, narusza on przecież naszą złudną wizję szczęśliwej rzeczywistości. Ja gdy go pierwszy raz obejrzałem uważałem, że tak tragiczny film jest niedopuszczalny. Jednak jednocześnie miałem świadomość, że obejrzałem coś wielkiego. Dzisiaj pozostała we mnie tylko ta świadomość i uznanie dla Aronofskiego. I słusznie, bo w końcu ‘Requiem dla snu’ to już klasyka.

środa, 5 grudnia 2007

Noc Kina

Zanim napiszę o tym o czym ma być ten post kilka innych spraw ;) Na początek dzięki wszystkim za głosy w ankiecie. A ci, którzy jeszcze nie zagłosowali mają teraz okazję by to zmienić ;) Potrwa ona jeszcze jakoś z 1,5 tygodnia, a nie jak jest napisane 2559 dni ;) Dzięki też, za komentarze.

A teraz do rzeczy. Multikino, 14 grudnia, organizuje drugą już Noc Kina. O co w ogóle chodzi? Jest to coś w stylu maratonu filmowego, z taką różnicą, że zamiast danego zestawu filmów możemy sami wybrać na jaki film chcemy iść. Oczywiście wybór mamy ograniczony do iluś pozycji. W tym przypadku wyświetlanych będzie 11 filmów. Każdy może zobaczyć tyle filmów ile tylko zdoła płacąc za bilet tylko raz :) A cena jest baaardzo kusząca - 10 zł normalny, 5 zł z kartą Multikinomaniaka lub Club Nokia. Pawcio oczywiście te karty ma, tak więc na pewno 3 bilety za piątaka mogę kupić ;)
Aha, jako że mamy dwa Multikina, to Noc Kina jest w obu. Repertuar jest jednak różny. Moim zdaniem lepszy jest w Multikino Stary Browar, leci tam m. in. Labirynt Fauna, Plaga, Klątwa 2, Zodiak czy Scoop. Pełny spis filmów poniżej, lub pod tym linkiem.

W Multikinie 51 lecą słabsze filmy, jak ktoś mi nie wierzy to tu ma potwierdzenie:
Rozkład nocy w Multikino 51

Oczywiście jeśli ktoś zainteresowany to niech się odezwie np. w komentarzach, chociaż wiem że pewnie nikt nie jest ;)
 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman