niedziela, 9 maja 2010

Polecam: LipDub UEP - Into Action - Tim Armstrong

Ostatnio na wielu uniwersytetach na całym świecie zapanowała moda na LipDuby. Co to takiego? Idea jest prosta - jedna osoba z kamerą przechodzi przez uniwersytet, nagrywając studentów, którzy udają, że śpiewają jakąś piosenkę. Oczywiście po drodze wiele się dzieje, wszystko zależy jedynie od pomysłowości uczestników. Jest jeszcze jedna ważna rzecz - nie dopuszcza się żadnych cięć, trzeba wszystko nagrać jednym ujęciem. Poza tym w porządnym LipDubie powinien wystąpić przynajmniej jeden wykładowca. Brzmi to banalnie, ale efekt często jest zaskakująco dobry.
Magii LipDuba nie oparła się też moja uczelnia, a ja dzięki temu, chyba po raz pierwszy w życiu wziąłem udział w jakiejś produkcji filmowej :D Poniżej efekt wielogodzinnej pracy (która bardziej była zabawą niż ciężką harówką) około 400 osób. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych LipDubów jakie do tej pory powstały!



środa, 14 kwietnia 2010

Ile wart jest Oscar?

Gala Oscarowa już dawno za nami, tradycyjnie jak co roku po rozdaniu statuetek było równie dużo niezadowolonych, co zadowolonych - jedni grzmieli o skandalu, że Avatar poległ, inni głoszą zasłużone zwycięstwo kina kameralnego (niskobudżetowego), nad megaprodukcją Camerona. Jednak na kogokolwiek Akademia by nie postawiła nie ma to większego znaczenia. Bo w zasadzie Oscary są zabawą stworzoną przez wybranych, dla wybranych. Jasne, że fajnie odebrać nagrodę na oczach połowy świata, tym bardziej, że idą za nią niemałe podwyżki. Jeśli jednak chodzi o przeciętnego widza, to coroczna gala Oscarowa nie przynosi mu żadnych korzyści.

Ktoś powie - ''No ale jak to? Przecież dzięki Oscarom i szlachetnej Akademii wiemy, jakie filmy w minionym roku były najlepsze!' Cóż, świat byłby zbyt piękny, gdyby najbardziej komercyjne rozdanie nagród wyróżniało faktycznie najlepszych. Wystarczy spojrzeć na zwycięzców z ostatnich 5 lat: Slumdog, To nie jest kraj dla starych ludzi, Infiltracja, Miasto gniewu, czy Za wszelką cenę. Z całej tej piątki bez wahania ponadprzeciętnym filmem nazwać można tylko Za wszelką cenę. Również Miasto gniewu było bardzo dobre, ale czy faktycznie jest lepsze od Tajemnic Brokeback Mountain? O trzech filmach z lat 2006-2008 nie ma co wspominać, odnotujmy tylko, że nie wiedzieć czemu pokonały kolejno Listy z Iwo Jimy, Juno, czy Frost/Nixon. A pokonanych wybierałem tylko z filmów nominowanych, a nie muszę chyba wspominać o tym jak wiele genialnych obrazów pominięto, wspomnę tylko rok 2008, gdzie można było nominować chociażby Pozwól mi wejść (i cóż że z Finlandii?), czy Once. No ale to są filmy nie Oscarowe, bo ich budżet jest za niski.

Bo to właśnie budżet (a dokładniej jego część przeznaczona na promocję) decyduje o tym, kto zdobędzie statuetkę, a kto polegnie. Bez dobrej promocji nie osiągnie się w dzisiejszych czasach niczego. Wytwórnie przeciętnie na promocję swojego filmu przed Oscarami wydają od 8-25 milionów dolarów. Około połowa tej kwoty idzie na promocję w mediach, reszta to wysyłka gadżetów i egzemplarzy filmów do członków Akademii oraz specjalne pokazy. Film z małym budżetem, choćby nie wiem jak dobry nie ma zwyczajnie szans zaistnieć w świadomości członków Akademii, więc i o statuetce może zapomnieć. Pojawia się jednak pytanie, czy warto poświęcać tak olbrzymie pieniądze tylko po to, by zgarnąć złotego rycerza? Przecież kilka, czy nawet kilkanaście milionów dolarów ulicą nie chodzi, a w czasach kryzysu trzeba dwa razy zastanowić się nad każdym wydatkiem. Czy więc nakłady poniesione na promocję zwracają się wielkim amerykańskim wytwórniom po zdobyciu wymarzonej nagrody? 

Prześledźmy box office filmów z ostaniach 5 lat, po rozdaniu Oscarów:
Za wszelką cenę - po otrzymaniu statuetki wpływy wzrosły o 519% (z 2 milionów dolarów, do 16) i utrzymywały się na poziomie powyżej 10 milionów dolarów przez kolejne 5 tygodni. Można śmiało stwierdzić, że nagroda zapewniła filmowi Eastwooda ze spokojem dodatkowe 50 milionów, których bez tego by nie wyciągnął.
Miasto gniewu - tutaj sprawy mają się trochę inaczej, bo o ile Za wszelką cenę było jeszcze w normalnej dystrybucji, gdy wręczano statuetki, tak Miasto gniewu z kin w Stanach wyszło w październiku. Oczywiście jednak po wygranej gali film wrócił do kin, furory jednak nie zrobił - zarobił jedynie około 1,5 miliona dolarów w ciągu miesiąca. Jeśli wziąć pod uwagę, że producent filmu, Lionsgate  jako pierwsza wytwórnia w historii rozesłała płyty z filmem wszystkim członkom Akademii (110 tysięcy egzemplarzy), to nakład był chyba niewspółmierny, do osiągniętego zysku. 
Infiltracja - tutaj, podobnie jak w przypadku 'Za wszelką cenę' film był cały czas w regularnej dystrybucji w USA, jednak w tym wypadku statuetka nie pomogła w przyciągnięciu widowni do kin. Po gali wręczenia nagród film Scorsese zarobił jedynie milion dolarów, będąc wyświetlanym przez 4 tygodnie. Warto tu jednak zwrócić uwagę, że po ogłoszeniu nominacji, w ciągu dwóch tygodni Infiltracja zarobiła niemal 5 milionów dolarów, a w kolejne dwa dorzuciła do tego jeszcze kolejne 4 miliony. Biorąc pod uwagę, że przez pierwsze trzy tygodnie stycznia 'uciułała' raptem niecały milion, wpływ nominacji na poprawę zysków jest widoczny.
To nie jest kraj dla starych ludzi - w przypadku filmu braci Coen pierwsze co zwraca uwagę, gdy spojrzymy na Box Office, to nieznaczny wzrost wpływów po ogłoszeniu nominacji (w granicach 50%,  z 2 milionów dolarów, do 3) oraz po uzyskaniu samej statuetki (z 3 milionów dolarów do 5). Po samej gali film zdołał zgromadzić na swoim koncie jeszcze 8 milionów dolarów. Warto jednak zauważyć, że To nie jest kraj dla starych ludzi charakteryzował się wysokimi wpływami przez cały okres wyświetlania - przez 22 tygodnie tylko 4 razy (4 ostatnie tygodnie) zszedł poniżej poziomu 1,5 miliona dolarów tygodniowo.
Slumdog - Również w przypadku zeszłorocznego zwycięzcy sama nominacja wpłynęła niezwykle pozytywnie na frekwencję w kinach. Po ogłoszeniu nominacji, wpływy wzrosły z 8,5 miliona dolarów, do 14, czyli o 66%. Po otrzymaniu statuetki film, który w tygodniu przed galą zarobił 10 milionów dolarów, w tygodniu po gali mógł się poszczycić 13 milionami, a w następnych zarobił jeszcze kilkadziesiąt kolejnych milionów.

Liczby liczbami, ale co z nich wynika? Na pewno można zaobserwować jedną kilka rzeczy. Po pierwsze, statuetka sama w sobie powoduje naturalnie wzrost zarobków. Jednak jego wielkość jest zależna od wielu czynników. Pokusiłbym się jednak o stwierdzenie, że im lepszy film (Za wszelką cenę), lub też im większy komercyjny potencjał ma (Slumdog), tym wpływy po przyznaniu statuetki są większe. Myślę też, że wyniki finansowe filmów nominowanych, a później nagrodzonych wyraźnie pokazują dlaczego najlepsze filmy amerykańskie mają swoje światowe premiery pod koniec roku. Obiegowa opinia, która mówi, że członkowie Akademii mają krótką pamięć jest chyba nie do końca trafiona, bardziej chodzi o to, iż ewentualna nominacja (a w dalszej kolejności nagroda) przedłuża cykl życia produktu, jakim jest film. Czyli mówiąc bardziej po ludzku, gdy wpływy zaczynają spadać, pojawia się nominacja, która działa jak najlepsza reklama i ludzie tłumnie uderzają do kina. Gdy fala ludzi zainspirowanych nominacją opada nadchodzi kolejna - fala ludzi, którzy idą do kina tylko dlatego, żeby zobaczyć film, który w minionym roku był rzekomo najlepszy. I tym samym sposobem obraz, który zszedłby z ekranów w okolicach końca stycznia jest wyświetlany często do połowy marca, a do kieszeni producenta trafia dodatkowa porcja 'zielonych'. 

Czy w takim razie opłaca się inwestować miliony w promocję filmu wśród członków Akademii?  Oczywiście jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie się nie da, ale jednak zaryzykowałbym stwierdzenie, że tak. Nawet w niektórych przypadkach warto wydać kilkanaście milionów, by później cieszyć się ze statuetki, za którą kryć się będzie kilkadziesiąt milionów zysku (patrz Slumdog).

Oczywiście Oscary to nie tylko nagrody dla filmów, ale też dla poszczególnych osób, począwszy od scenarzystów, przez reżyserów i aktorów, na montażystach dźwięku kończąc. Dla nich prócz prestiżu liczy się też podwyżka jaką mogą zyskać dzięki magicznemu określeniu swojej osoby mianem 'Academy Award Winner'. Widz przeciętny jednak i z tego zbytniej korzyści nie wyniesie, bo przecież rola roli nie równa, to że ktoś dostał raz statuetkę, nie znaczy że jest fenomenalnym aktorem który zawsze gra perfekcyjnie. 

Ile zatem wart jest Oscar dla przeciętnego widza? Z czysto filmowego punktu widzenia trzymam się dalej zdania że nic. Ale mało który kinoman odmówi sobie przyjemności skrytykowania werdyktu Akademii, przynajmniej raz na dwa lata, tudzież skomentowania najbardziej wystrzałowych kreacji gwiazd. A to są przecież rzeczy bezcenne ;)
________

* Dana odnośnie zarobków danych filmów pochodzą ze strony http://boxofficemojo.com/

czwartek, 1 kwietnia 2010

Wyniki konkursu Crime & Investigation 'Zrób zdjęcie i wygraj telewizor!'

Ladies and Gentleman, Now the moment you've all been waiting for
czyli upragnione wyniki. Już za parę zdań znajdziecie informację o tym kto już niebawem będzie mógł oglądać swoje ulubione programy na nowym telewizorze LCD Samsung. Bo to właśnie ten telewizor był nagrodą główną w konkursie organizowanym przez nowy kanał Crime & Investigation. Fundatorem nagrody w imieniu CI jest Think Kong Sp. z o.o..
Zanim jednak ogłoszę zwycięzcę pragnę podziękować wszystkim uczestnikom konkursu, za zainteresowanie akcją. Nie było ono może powalające, zgłosiło się 25 osób, ale dzięki temu też szansa na wygranie była spora. Koniec jednak tego sztucznego przedłużania! Dzisiaj szczęśliwym numerem jest... 14*!!! 

A jako osoba 14 swoje zdjęcie przesłał pan Andrzej Sobczak!!!

Oto zdjęcie nadesłane przez pana Andrzeja:
Dalsze instrukcje, w tym szczegóły odnośnie przekazania nagrody, otrzyma Pan drogą mailową.
Serdecznie gratuluję i jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział!

* - Dlaczego 14, a nie inna liczba? Ponieważ najprostsze rozwiązania są z reguły najlepsze, już na samym początku zabawy postanowiłem, że szczęśliwą liczbą będzie ta, która 1 kwietnia okaże się 'plusem' w losowaniu Multi Multi. Dziś o godzinie 14.00 liczbą tą została 14.

piątek, 26 marca 2010

Konkurs 'Crime and Investigation' trwa! Telewizor LCD Samsung czeka!

Przypominam, że do końca miesiąc trwa konkurs, w którym nagrodę główną w postaci telewizora LCD Samsung LE22B650 ufundował kanał 'Crime and Investigation'. Co trzeba zrobić, aby zdobyć nagrodę? To proste, wystarczy:



  1. Udać się do jednego z lokali z listy, która znajduje się pod tym linkiem*
  2. Zrobić zdjęcie takiej naklejce:



  3. Wysłać zdjęcie wraz ze swoim imieniem i nazwiskiem na mojego maila (pawel.kapitanczyk@gmail.com)

Dalej pozostaje już tylko cierpliwie czekać na wyniki konkursu, które ogłoszone zostaną drugiego kwietnia. Ostateczny termin nadsyłania zgłoszeń mija 31 marca.
Więcej szczegółów na temat kanału CI oraz samego konkursu znajdziecie w tej notce.
Czekam na zdjęcia od Was :)
Pozdrawiam,
Pawcio

* - informacja dla osób z Poznania, Shamrock otwarty jest tylko w piątki i soboty, więc to dwa ostatnie dni na zrobienie zdjęcia.

EDIT: Dla potwierdzenia, że naklejki faktycznie istnieją zapraszam tutaj.

piątek, 19 marca 2010

Konkurs 'Crime & Investigation ': Zrób zdjęcie, wygraj telewizor!!!


Miło mi poinformować, iż na łamach mojego blogu mogę gościć kolejny konkurs, w którym do wygrania jest telewizor Samsung LE22B650 (zdjęcie poniżej). Wszystko to dzięki nowemu kanałowi 'Crime & Investigation Network', który to jest organizatorem owego konkursu. Kanał ten już od 1 marca dostępny jest na platformie CYFRA +.

Chociaż w Polsce program ten jest nową marką, na świecie może pochwalić się całkiem sporym gronem zwolenników. Od 2005 roku, kiedy po raz pierwszy uruchomiono kanał  jego oglądalność wzrosła ponad trzykrotnie, obecnie dociera do ponad 44 milionów domów w 66 krajach. Polska jest pierwszym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, w którym można odbierać ten kanał.

'Crime & Investigation Network' to jedyny kanał telewizyjny poświęcony wyłącznie autentycznym historiom kryminalnym.  W całości po Polsku, z programami takimi jak np. „48 godzin”, „Zbrodnia w 3D” oraz „Łowcy głów” będzie on bez wątpienia gratką dla miłośników zagadek i programów detektywistycznych. Programy te otworzą przed widzem drzwi laboratoriów kryminalnych i policyjnych archiwów. Widz staje się częścią śledztwa i razem z policyjnymi inspektorami odkrywa tajemnice stojące za najsłynniejszymi zbrodniami. CI mówi tylko o prawdziwych historiach, które są często mroczniejsze od fikcji. 'Crime & Investigation Network' można oglądać w Cyfrze+ na kanale 97.

To właśnie kanał  'Crime & Investigation Network' jest organizatorem konkursu i fundatorem nagrody głównej w postaci wspomnianego wyżej telewizora. A co trzeba zrobić, aby go zdobyć?

W dziewięciu polskich miastach (Gdyni, Poznaniu, Lublinie, Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Bytomiu, Katowicach i Krakowie), w kawiarniach i klubach pojawiły się naklejki imitujące lustra weneckie, nawiązujące do motywu przewodniego kampanii – „bądź świadkiem”. Akcja wprowadza odwiedzających w świat kryminalnej zagadki i pozwala im przez chwilę stać się częścią śledztwa i „zajrzeć" do pokoju z podejrzanymi. 

Aby wziąć udział w losowaniu nagrody wystarczy tylko:

  1. Udać się do lokalu, w którym znajduje się wspomniane lustro,
  2. Zrobić zdjęcie jednemu z luster,
  3. Wysłać je na mój adres mailowy: pawel.kapitanczyk@gmail.com. W treści maila proszę podać swoje imię i nazwisko.

Nie ważne, czy zrobisz zdjęcie komórką, czy lustrzanką, każdy ma takie same szanse na wygraną! Wśród osób, które nadeślą zdjęcia do 31 marca włącznie zostanie rozlosowana nagroda główna. Wszystkie nadesłane zdjęcia można będzie znaleźć na tej podstronie. Zwycięzca zostanie poinformowany o wygranej drogą mailową, na blogu pojawi się też informacja, o tym kto okazał się być największym szczęściarzem.
Aby ułatwić Wam zadanie pod tym linkiem umieszczam dokładną listę lokali, w których znajdziecie instalacje kanału 'Crime & Investigation Network'. 
Zatem drodzy Czytelnicy zachęcam do tropienia instalacji z lustrami, zasypywania mnie zdjęciami oraz do oglądania kanału 'Crime & Investigation Network'! 


EDIT:
Na prośbę użytkownika Wojo zamieszczam regulamin. Znajduje się on pod tym linkiem.
A poniżej zdjęcie naklejek na lustrach, które są w wybranych klubach. Żebyście wiedzieli czego szukać i co fotografować :)

sobota, 6 marca 2010

Pocahontas





gatunek:
animacja
reżyseria:
Eric Goldberg, Mike Gabriel
scenariusz:
Philip LaZebnik, Susannah Grant, Carl Binder
muzyka:
Alan Menken, Stephen Schwartz
obsada:

Cezary Morawski Cezary Morawski John Smith  (polski dubbing)
Janusz Zakrzeński Janusz Zakrzeński Wódz Powhatan  (polski dubbing)
Grzegorz Wons Grzegorz Wons Wiggins  (polski dubbing)
Barbara Drapińska Barbara Drapińska Babcia Wierzba  (polski dubbing)
Małgorzata Foremniak Małgorzata Foremniak Pocahontas  (polski dubbing)
od lat: b.o.
czas trwania: 78 minut 
moja ocena: 5,5/6


***

Gdyby kazać przeciętnej osobie, urodzonej w drugiej połowie lat 80. wymienić trzy filmy animowane, które pamięta z dzieciństwa z pewnością 90% ankietowanych wymieniłoby trzy tytuły: 'Król Lew', 'Pocahontas' i 'Piękna i Bestia'. Nie przypadkowo wymieniam te filmy w tej kolejności, gdyż podejrzewam, że to opowieść o Simbie, Timonie i Pumbie zyskała największą popularność, zresztą co tu dużo mówić - sam ją najlepiej z tego tercetu pamiętałem. Ostatnio jednak, za sprawą pewnego 'Avatara'  (o którym pewnie pojutrze znów będzie głośno) wiele osób, szczególnie Internautów przypomniało sobie też o 'Pocahontas'. Nie mam najmniejszego zamiaru rozwodzić się nad tym, ile 'Pocahontas' jest w 'Avatarze', bo to nie ta recenzja. Chociaż nie ukrywam, że to pytanie skłoniło mnie do sięgnięcia po przebój z mojego dzieciństwa. Nie bez obaw, bo w końcu to animacja 2D (nie zdziwię się, jak za parę lat będzie to coś tak dziwnego, jak obecnie film czarno-biały) i to zupełnie inna niż te obecne. Całe szczęście moje obawy były jednak nieuzasadnione. Pocahontas broni się nawet 15 lat po swojej premierze.

W przypadku filmów kultowych zawsze mam problem ze streszczaniem fabuły, bo i po co to robić, skoro wszyscy ją i tak znają. Jeśli jednak ktoś nie wie o co chodzi, to jak zawsze w takich sytuacjach chodzi o pieniądze. W tym wypadku w postaci złota, które rzekomo skrywają 'Dzikusy' w swoich lasach. Oczywiście chrapkę na te skarby mają 'Biali ludzie' rodem z Anglii. Pośród nich jest także James Smith, który z czasem odkrywa jednak, że w dżungli kryją się jeszcze większe skarby, a jego przewodniczką po magicznym świecie przyrody jest tytułowa Pocahontas, córka wodza Indian. Nie muszę chyba dodawać, że pomiędzy tą dwójką zrodzi się uczucie, które wszystko skomplikuje.

Oczywiście nie będzie jakiejś zagmatwanej fabuły, wszak to cały czas animacja, której głównym targetem są dzieci. Ale czy to coś złego? Czy każda produkcja filmowa musi porażać swoją głębią i być interpretowana na przynajmniej dziesięciu płaszczyznach? Moim zdaniem nie, a ostatnie trendy moją tezę potwierdzają. Popatrzcie chociażby na 'Once', czy 'Wall.E' - czy tam fabuła była skomplikowana? Nie. A te filmy wrażenie zrobiły na większości widzów niemałe. Podobnie jest z Pocahontas. Przy pomocy bardzo niewielkiej ilości środków można wyrazić wiele znacznie więcej niż tysiącem zbędnych scen i efektów. I wcale nie szkodzi, że wszystko co widzimy to prawdy oczywiste, bo przecież nawet dorośli o nich czasem zapominają. Poza tym, tak jak pisałem, film jest skierowany jest raczej do najmłodszych, a nie do starych pryków, którzy mogą poszczycić się już dwucyfrowym wiekiem.

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie też sama animacja. Nie ukrywam, że miałem pewne obawy, czy po sporej porcji bajek animowanych komputerowo w trójwymiarze łatwo przyjdzie mi wczuć się w świat w dwóch wymiarach. Ku mojemu zaskoczeniu, udało mi się to lepiej, niż jakby całość była wykreowana tylko przy użyciu komputerów. Prostota formy jeszcze bardziej wzmacnia przekaz, kładzie nacisk na emocje i pozwala nam wczuć się w sytuację bohaterów.

Moją uwagę zwróciła jeszcze jedna rzecz - ścieżka dźwiękowa. Nie jest ona ani zlepkiem starszych utworów ponownie wykorzystanych, ani też dziełem słynnego kompozytora. Kiedyś w animacjach Disneya muzyka służyła wyrażaniu uczuć i emocji bohaterów, dlatego też to oni (a dokładniej aktorzy podkładający im głos, tudzież znani piosenkarze) byli wykonawcami piosenek, a treść utworów pełniła rolę dialogu. Czyli coś na wzór musicalu. Szkoda, że obecnie liczy się tempo akcji i co raz mniej wyszukany humor, bo takich perełek, jak 'Kolorowy wiatr' w wykonaniu Edyty Górniak już raczej nie usłyszymy. Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie dzisiejszych pseudo-gwaizdek w takim repertuarze.

Czy więc Pocahontas wytrzymała próbę czasu? Tak, zdecydowanie. Jeśli miałbym komukolwiek polecić jakąś animację dla dziecka nie byłby to ani 'Wall.E', ani 'Shrek', tylko właśnie 'Pocahontas'. Historia wciągnie każdego, nie tylko najmłodszych, a takich inteligentnych scenariuszy, z tak prostym, ale dobitnym przekazem próżno szukać dzisiaj, gdzie wszystko musi być śmieszne, kolorowe i odpicowane.

wtorek, 23 lutego 2010

Polecam: Tango

Pamiętacie 'Pachnąco-tnące'? Ta sama ekipa filmowa pracuje właśnie nad kolejnym projektem, tym razem będzie to film dokumentalny o ludziach z pasją. Jaką pasją, mówi chyba tytuł. Dla mnie to gratka podówjna, bo na tańczących ludzi patrzeć lubię, a tango ostatnimi czasy było mi szczególnie bliskie. Poniżej zwiastun owego dokumentu:




Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałem w tej notce poruszyć (i mam nadzieję, że nie przyćmi zwiastuna). Otóż, jak pewnie zauważyliście w ostatnim czasie nic tu się nie pojawiało, a i na inne blogi rzadko zaglądałem. W tej drugiej kwestii planuję poprawę, a przynajmniej mam zamiar wpadać czytać recenzje tych filmów, które widziałem. Natomiast jeśli chodzi o częsotliwość notek tutaj, to znacząco spadnie. Zawieszam póki co przegląd premier i kitsch corner. Zawiesiłbym też i recenzje, ale po cichu liczę jeszcze że wykrzesam z siebie chęci na cykl o animacjach Pixara. No i chciałem zrobić też relację na żywo z Oscarów, ale ponieważ aktualnie, po prawie dwóch i pół roku odczuwam wypalenie tą formułą bloga nie wiem jak będzie. Dlatego też korzystając z okazji, chciałem podziękować wszystkim którzy tu byli, są i będą. To Wy dawaliście mi motywację i możliwe że to Wy mi ją wkrótce przywrócicie :)
Pozdrawiam,
Pawcio

piątek, 29 stycznia 2010

Kitsch Corner: Clash of the Titans

Tym razem Kitsch Corner będzie wyjątkowo na czasie. Nawet nie chodzi mi tu tak bardzo o zbliżającą się premierę remakeu oryginalnego 'Clash of the Titans', który niedługo zawita w naszych kinach, a o 'Avatara' i efekty specjalne nad którymi wszyscy się rozpływają. Dzisiaj wszystko jest piękne, jednak spróbujcie wyobrazić sobie jak to wyglądało 30 lat temu. Przyznam szczerze, gdy zobaczyłem fragmenty 'Zmierzchu tytanów' czułem się zmiażdżony. Nie wiedziałem, czy to żart, czy coś poważnego. Zresztą zobaczcie sami, chociaż zwiastun to i nic w porównaniu z samym filmem.

sobota, 23 stycznia 2010

Parnassus


tytuł oryginalny:
The Imaginarium of Doctor Parnassus
gatunek:
fantasy, przygodowy
reżyseria:
Terry Gilliam
scenariusz:
Terry Gilliam, Charles McKeown
zdjęcia:
Nicola Pecorini
muzyka:
Mychael Danna, Jeff Danna
obsada:
Heath Ledger Heath Ledger Tony
Johnny Depp Johnny Depp Tony (pierwsza przemiana)
Jude Law Jude Law Tony (druga przemiana)
Colin Farrell Colin Farrell Tony (trzecia przemiana)
Christopher Plummer Christopher Plummer Dr Parnassus
Lily Cole Lily Cole Valentina
od lat: 12
czas trwania: 122 minuty
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 3,5/6


Terry Gilliam to dla mnie obok Tima Burtona i Timura Bekmambetova jeden z najbardziej wizjonerskich reżyserów. To właśnie od nich oczekuję, że przy okazji każdego ich filmu przeniosą mnie do świata pełnego magii, iluzji i dziwnych kreatur, w którym wszystko będzie możliwe. Bo nikt inny nie potrafi tego świata stworzyć lepiej niż oni. Taki też świat stworzył w swoim najnowszym filmie, 'Parnassus' Teryy Gilliam, będący swoistą wariacją na temat Alicji w Krainie Czarów i tego co dzieje się po drugiej stronie lustra.

Tytułowy doktor Parnassus jest starcem, mającym grubo ponad tysiąc lat. Skąd ten wiek? Dawno temu zawarł z diabłem pakt, a raczej dokonał zakładu. Szatan pozwolił mu wygrać, a on został skazany na życie wieczne. Hazard jednak uzależnia, więc po tym zakładzie przyszły kolejne. Stawką ostatniego była jego córka, która po ukończeniu 16 roku życia miała trafić w ręce szatana. Doktor Parnassus nie chce jednak do tego dopuścić stąd też po raz kolejny przyjmie wyzwanie ze strony szatana. Czego ono dotyczy? Kto wygra? To wbrew pozorom nie są najistotniejsze elementy filmu.

Dla mnie dużo większe znaczenie miał świat po drugiej stronie lustra. Bo doktor Parnassus potrafił tworzyć widowisko z tego, co znajduje się w umyśle każdej osoby. I właśnie te widowiska były najbardziej efektowną częścią filmu. Świat przedstawiony przypominał mi trochę ten z filmu 'Charlie i fabryka czekolady'. Z jedną różnicą in minus - było go znacznie mniej. Za dużo w tym wszystkim było rzeczy realnych i zwyczajnie zbędnych. Walka o przetrwanie, zbieranie pieniędzy, to wszystko wystarczyło nakreślić i pozwolić widzom odpłynąć w onirycznych wizjach.

Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego warto wybrać się na Parnassusa - to w tym filmie po raz ostatni wystąpił Heath Ledger. Właśnie w trakcie prac nad tym filmem tragicznie zmarł. Zdjęcia jednak kontynuowano, a w jego rolę wcielili się kolejno Johnny Depp, Jude Law i Collin Farrell. Od razu mogę Was uspokoić, wszystkie zmiany wizerunku są logicznie (o ile coś w świecie wyobraźni może być logiczne) uzasadnione. Poza tym są praktycznie niedostrzegalne. Charakteryzatorzy odwalili kawał dobrej roboty i powiem szczerze, że gdybym nie wiedział, to najprawdopodobniej nie domyśliłbym się, że w rolę Tonyego wcieliły się aż cztery różne osoby. Wszyscy wypadli przyzwoicie, nikt jednak nie przyćmił swoją kreacją tego, zdążył stworzyć Ledger przed śmiercią.

Zastanawiacie się kim jest Tony? Jest to najdziwniejsza postać z całego filmu. Przynajmniej z punktu widzenia scenariuszowego. Bo w zasadzie bez niego ten film też by się obył. Chłopaka znajduje właśnie doktor Parnassus i wraz ze swoją świtą ratują go przed śmiercią. On zakochuje się w jego córce i przy okazji ożywia teatr staruszka. Cierpi przy tym na amnezję i do końca nie wie kim był wcześniej. Jak widać, wątek, którego nic specjalnego nie wyróżnia, więc ze spokojem można go wyciąć. A jednak w tej tajemnicy jego pochodzenia jest spory potencjał, który nie został wykorzystany.

Taki w zasadzie jest cały film, strasznie nierówny, w którym momenty bardzo dobre przeplatają się z tymi nudnymi, a chwile magiczne odchodzą po momencie w niepamięć na rzecz scen zwyczajnych. Pod względem aktorskim również bywa różnie, bo z jednej strony aktorzy odgrywający rolę Tonyego wypadają bardzo dobrze, z drugiej jednak stać ich na więcej. Z pustego jednak i Salomon nie naleje, więc i bez dobrego scenariusza aktor nic nie zrobi. I to właśnie na scenariusz zwalę też swój największy zarzut - zakończenie, którego nie zrozumiałem. I chociaż nie o zrozumienie tu chodziło, to jednak niedosyt pozostaje. Zamiast składnego eye-candy dostałem trochę psychodeliczny dramat z niedociągnięciami. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że Tim Burton wraz z Alicją zaprezentują lepszą drugą stronę lustra.

PS. Za seans dziękuję uroczej pracowniczce Multikina :*
PS2. Przypominam o Srebrnych Kadrach - wystarczy wybrać najlepsze filmy, a zyskujecie szansę na wygranie filmów dvd!

środa, 20 stycznia 2010

Srebrne Kadry 2010 – wybierz najlepszych i wygraj nagrody!

Staje się to już tradycją, iż na początku każdego roku, między rozdaniem Złotych Globów, a Oscarów, na portalu kinomaniaki.com gości plebiscyt Srebrne Kadry, którego celem jest wyłonienie najlepszych filmów które na nasze ekrany weszły w roku minionym. Ja już po raz drugi mam przyjemność współgościć go na swoim blogu. W odróżnieniu do roku minionego, w tym wybierając najlepsze filmy minionych dwunastu miesięcy, możecie wygrać nagrody, w postaci filmów dvd! Aby wziąć udział w losowaniu wystarczy po prostu oddać swoje typy na Waszych faworytów!

Poniżej znajdziecie listę filmów nominowanych w 9 kategoriach. Głosować można przesyłając na adres pawel.kapitanczyk@gmail.com maksymalnie po 3 typy w każdej kategorii, uporządkowane od najlepszego. Pierwsze miejsce premiowane jest trzema punktami, drugie dwoma, a trzecie jednym. W każdej kategorii zwycięży ten film (osoba), która zgromadzi największą ilość punktów. Na głosy czekam do dnia 7 lutego 2009, do godziny 23.59.

Oto nominowani:
[kolejność losowa]

FILM
„Zapaśnik”
„Dystrykt 9”
„Bękarty wojny”
„Gran Torino”
„Avatar”

FILM POLSKI
„Rewers”
„Tatarak”
„Drzazgi”
„Dom zły”
„Galerianki”

REŻYSER
James Cameron („Avatar”)
Darren Aronofsky („Zapaśnik”)
Clint Eastwood („Gran Torino:)
Quentin Tarantino („Bękarty wojny”)
Ron Howard („Frost/Nixon”)

AKTOR
Mickey Rourke („Zapaśnik")
Clint Eastwood („Gran Torino")
Brad Pitt („Bękarty wojny")
Sean Penn („Obywatel Milk")
Will Smith („Siedem dusz")

AKTORKA
Meryl Streep („Wątpliwość”)
Marisa Tomei („Zapaśnik”)
Agata Buzek („Rewers”)
Zooey Deschanel („500 dni miłości”)
Kate Winslet („Lektor”)

SCENARIUSZ
Neill Blomkamp, Terri Tatchell („Dystrykt 9”)
Quentin Tarantino („Bękart wojny”)
Nick Schenk („Gran Torino”)
Peter Morgan („Frost/Nixon”)
Robert D. Siegel („Zapaśnik”)

ZDJĘCIA
Anthony Dod Mantle („Slumdog. Milioner z ulicy”)
Mauro Fiore („Avatar”)
Ben Seresin („Transformers: Zemsta upadłych”)
Maryse Alberti, Matthew Libatique („Zapaśnik”)
Robert Richardson („Bękarty wojny”)

MUZYKA
„Slumdog. Milioner z ulicy”
„Solista”
„Avatar”
„500 dni miłości”
„Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”

FILM ANIMOWANY
„Mary i Max”
„Avatar”
„9”
„Odlot”
„Walc z Baszirem”

Ogłoszenie zwycięzców w poszczególnych kategoriach, jak również osób nagrodzonych filmami będzie miało miejsce 8 lutego 2010. Ponadto, osoby które wygrają filmy zostaną o tym poinformowane drogą mailową.

Jeśli również chciałbyś umieścić notkę dotyczącą Srebrnych Kadrów na swoim blogu nie ma problemu, możesz to zrobić! W zamian możesz liczyć na linka na stronie głównej kinomaniaki.com. Szczegóły pod adresem mailowym: pawel.kapitanczyk@gmail.com

niedziela, 17 stycznia 2010

Avatar



gatunek:
sci-fi
reżyseria:
James Cameron
scenariusz:
James Cameron
zdjęcia:
Mauro Fiore
muzyka:
James Horner
obsada:
Sam Worthington Sam Worthington Jake Sully
Zoe Saldana Zoe Saldana Neytiri
Sigourney Weaver Sigourney Weaver Dr Grace Augustine
Stephen Lang Stephen Lang Pułkownik Quaritch
Michelle Rodriguez Michelle Rodriguez Trudy Chasone
od lat: 12
czas trwania: 162 minuty
cena DVD: tylko w kinach!
moja ocena: 5,5/6

[Tu miała być recenzja Avatara.]
[Stwierdziłem jednak, że polski język jest zbyt ubogi, żeby opisać magię świata tam przedstawionego, to po prostu trzeba zobaczyć.]
[Dlatego apeluję do tych, którzy jeszcze filmu nie widzieli - jeśli macie okazję iść na seans 3D, nie czekajcie, rezerwujcie bilety.]
[Prędko drugi raz takiego czegoś nie zobaczycie.]

środa, 13 stycznia 2010

Zabić sędziego


tytuł oryginalny:
Les arbitres
gatunek:
dokumentalny
reżyseria:
Yves Hinant, Eric Cardot
obsada:
Howard Webb Howard Webb (on sam)
Mike Mullarkey Mike Mullarkey (on sam)
Darren Cann Darren Cann (on sam)
Peter Froejdfeldt Peter Froejdfeldt (on sam)
czas trwania: 77 minut
moja ocena: 5/6

***

Klagenfurt, Woerthersee Stadion. 92 minuta meczu Austria - Polska. Utrzymuje się wynik 0-1. Rzut wolny wykonują Austriacy. W polu karnym dochodzi do przepychanki. Sędzia Howard Webb uspokaja piłkarzy i pozwala na wznowienie gry. Jeden z Austriaków pada w polu karnym. Webb gwiżdże, dyktuje rzut karny. Dopatrzył się faulu Lewandowskiego. W Polsce nikt tego nie widział. W tym momencie angielski arbiter staje się wrogiem publicznym numer 1 w Polsce. Austriacy oczywiście jedenastkę wykorzystują, zabierając nam ostatnie złudzenia co do awansu. Pojawia się pytanie - czy sędzia wypaczył wynik? Odpowiedź jest prosta - tak Austriacy powinni wygrać.

Myślicie, że to opinia kontrowersyjna? Nie, raczej obiektywna. Tak samo jak dokument 'Zabić sędziego', który prezentuje pracę arbitrów podczas EURO 2008. Wątek Howarda Webba nie jest co prawda jedynym poruszonym w tym filmie, jednak to właśnie wokół wydarzeń z Klagenfurtu kręci się cały turniej z perspektywy sędziów. Pan Webb był w końcu jedynym arbitrem, któremu przesyłano pogróżki, kibice nawiedzali jego rodzinny dom, a śmierci życzył mu nawet sam premier cywilizowanego kraju. Prócz arbitra z Wielkiej Brytanii ważną rolę pełnią też trójki sędziowskie z Włoch, Hiszpanii i Szwecji.

Dla osoby, która piłkę nożną ma za bezmyślną kopaninę ten film będzie bełkotem. Z dwóch powodów. Po pierwsze, trzeba znać przepisy rządzące footballem, żeby wiedzieć, czy sędzia (nie)dyktując spalonego ma rację. Po drugie trzeba było śledzić EURO, bo osoba, która przegapiła na przykład mecz Czechów z Turkami może się trochę pogubić w wydarzeniach. Jest to też jedna z większych wad od strony realizacyjnej - brak wyjaśnień. Reżyser chciał za wszelką cenę zrezygnować z komentarza, by jego dzieło było jak najbardziej obiektywne. Udało się, jednak ucierpiał na tym przekaz. Nie zawsze wiadomo kto z kim gra, o co i gdzie. Czasem wystarczyłby napis wyjaśniający sytuację, informujący o wyniku, miejscu spotkania, czy też godzinie. Tego niestety nie uświadczymy, więc pozostaje zdać się na swoją pamięć, lub po prostu próbować ogarnąć wszystko bez znajomości wydarzeń.

Ktoś może powiedzieć, że od strony technicznej nie ma też zbyt dobrej pracy kamery, nagłośnienie jest takie sobie. Ale przecież trudno żeby ktoś biegał po boisku z kamerą i mikrofonem za sędziami. W efekcie czasem można pogubić się w dialogach arbitrów, można mieć problem z rozróżnieniem, co mówią piłkarze, a co jest rozmową sędziów. Na odbiór całości to jednak nie wpływa. Wszystko widać jak na talerzu. Przez ten obiektywny przekaz każdy może zrozumieć co mu się podoba. Jest to niewątpliwie zaleta, bo dobry dokument nie powinien nam narzucać swojej wizji, tylko skłaniać do refleksji. Pomyślicie sobie być może - a nad czym tu się zastanawiać - biega koleś z gwizdkiem, myli się i jeszcze do tego nie potrafi się przyznać do błędu. A jednak, to wszystko nie jest takie proste, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.

Warto też pochwalić reżysera Yevsa Hinanta, za skuteczne uniknięcie pułapki zrobienia z filmu laurki dla UEFA. Organizacja sama w sobie występuje, co najwyżej w postaci komisji oceniających pracę sędziów i Michaela Plattiniego. Zapewne dwie seny z udziałem prezesa UEFA miały być nagrodą za udostępnienie zapisków rozmów sędziów podczas meczów. I chociaż uważam, że jego obecność była w tym filmie kompletnie zbędna, to jednak pozwoliła mi zmienić zdanie na jego temat. Do tej pory miałem go za osobę, której na prawdę leży na sercu dobro footballu. Teraz widzę w nim cwaniaka pokroju Grzegorza Laty, który swoich nie ruszy, a tym którzy mu się sprzeciwiają próbuje odebrać chęć do oporu tak szybko jak tylko się da. I w ogóle po jaką choinkę daje jakieś rady sędziom, skoro to nie jego broszka?

Zostawmy jednak pana prezesa w spokoju, bo to jednak sędziowie są głównymi aktorami, zarówno na boisku, jak i w tym filmie. Ale główny aktor nie zawsze robi co mu się podoba. Gdybym powiedział Wam, że największy wpływ na to kto dostanie żółtą kartkę ma sędzia linowy? Gdybym powiedział, że główny jest tylko marionetką w rękach swoich pomocników? Uwierzylibyście? Ja zapewne nie, dlatego warto zobaczyć 'Zabić sędziego' na własne oczy. Na boisku czasami panuje niewyobrażalny chaos. I nawet trzech facetów nie zawsze ogarnia wszystko to, co się dzieje.

Bo w końcu są tylko ludźmi. Takimi, którzy też mają uczucia, w większości mają rodziny. I nie jest wcale tak, że niesłusznie uznana bramka spływa po delikwencie jak deszcz. Sędzia nie piłkarz, chce grać fair. Jednak nie zawsze się udaje. A nawet jeśli się udaje, to nie oznacza to końcowego sukcesu (sędziowanie finału). Bo Mejuto Gonzalez nie sędziował finału nie dlatego, że popełnił jakieś błędy w trakcie trwania turnieju. Powód był bardziej okrutny i piękny zarazem. Jaki? Domyślcie się sami. Albo obejrzyjcie 'Zabić sędziego'.

***

Przypominam, że cały czas poszukuję chętnych blogerów, którzy przeprowadzą u siebie plebiscyt na najlepsze filmy 2009 roku - Srebrne Kadry. Plebiscyt rusza 19 stycznia, organizatorem jest strona kinomaniaki.com, wśród głosujących zostaną rozlosowane filmy na dvd, a blogerzy którzy zamieszczą u siebie notkę zachęcającą do głosowania i przedstawiającą nominowanych mogą liczyć na reklamę na stronie głównej kinomaniaków. Szczegóły mogę podesłać na maila, piszcie:
pawel.kapitanczyk@gmail.com

poniedziałek, 11 stycznia 2010

'Wszystko, co kocham' premierą stycznia

Jak co roku, wraz z nowym rokiem nadciągają do naszych kin nowe premiery, wśród których często można znaleźć filmy które już wkrótce stoczą bój o Oscary. Dla mnie jednak najważniejszą premierą tego miesiąca będzie film, który za Oceanem nie ma szans zabłysnąć. Powód jest prosty - pochodzi z Polski. I nie chodzi mi tu wcale o kolejną durną komedię, a o 'Wszystko, co kocham' (premiera: 15.01.2010).

O tym filmie usłyszałem już jakoś w listopadzie, za sprawą jednego z odcinków 'Kuby Wojewódzkiego'. Wystąpiła w nim Olga Frycz, która zrobiła na mnie na tyle pozytywne wrażenie, że od razu chciałem tą produkcję obejrzeć. Jeszcze wtedy trochę zniechęcał mnie fakt, że to polskie kino. Ale po obejrzeniu takich filmów jak 'Wojna polsko-ruska', 'Tatarak', czy 'Galerianki' etykietka 'polskie kino' przestała być synonimem gniotu. Liczę, że 'Wszystko co kocham' tego nie zmieni. Bo chociaż opowieść o miłości w czasach stanu wojennego może wydać się banalna, to jednak w naszych realiach jest ona dość oryginalna. Przynajmniej na tyle, by dać jej szansę.

Przyznaję jednak, że do niedawna był inny film, który interesował mnie znacznie bardziej w tym miesiącu. Mowa o 'Parnassusie' (premiera: 08.01.2010), najnowszym filmie Terryego Gilliama. Miałem jednak przyjemność go już zobaczyć i przyznam szczerze, trochę mnie rozczarował. Nie znaczy to bynajmniej, że jest zły. Jednak oczekiwałem więcej magii. Recenzja wkrótce.

W tym miesiącu na szczytach Box Office królować będą zapewne animacje. Mnie szczególnie interesują dwie - 'Księżniczka i Żaba' (premiera: 15.01.2010) oraz 'Planeta 51' (premiera: 29.01.2010). Ta pierwsza jest bardzo specyficzna. Po pierwsze, Disney wraca w niej do 'klasycznej' animacji. Czyli rysunki takie jak np. w 'Królu Lwie'. Będzie można się przenieść w czasy dzieciństwa :D Po drugie tytułowa księżniczka jest o tyle nietypowa, że jest czarna. Niby nic specjalnego, bo przecież różnice rasowe wśród cywilizowanych ludzi dawno się zatarły, ale jednak w animacji to chyba pierwszy taki przypadek. Miejmy nadzieję, że już wkrótce przekonamy się, że jest też trzeci powód, dla którego warto obejrzeć 'Księżniczkę i Żabę' - magiczna fabuła, jak za dawnych lat.

Druga animacja o której wspomniałem, 'Planeta 51' zainteresowała mnie przede wszystkim swoimi zwiastunami. Całkiem zabawne, prezentujące ciekawy pomysł, robiły pozytywne wrażenie. Jednak im dalej w las tym ciemniej. Fabuła mimo że oryginalna, bo nieczęsto zdarza się, by to ziemianie dokonywali inwazji na planetę obcych, w dodatku przerażając dość mocno zielone stworki, nie zapewnia śmiechu. Taka przynajmniej jest obiegowa opinia. Ja jednak pozostaję optymistą i wierzę, że w moje poczucie humoru ten film trafi.

Warto też pamiętać, że w styczniu na nasze ekrany powraca najsłynniejszy detektyw wszech czasów - 'Sherlock Holmes' (premiera: 15.01.2010). W zasadzie nie muszę więcej mówić, postać tą każdy chyba zna. Sukces kasowy filmu gwarantowany. Sukces artystyczny też jest możliwy, wystarczy odtworzyć klimat mglistej Anglii i stworzyć wciągającą intrygę. O aktorstwo jestem spokojny, bo Jude Law i Robert Downey Jr. na swoim fachu się znają.

To tyle w tym krótkim, przeglądzie premier. Na zakończenie chciałem zwrócić jeszcze Waszą uwagę w stronę 'Głodu' (premiera: 08.01.2010), który u Szymalana dostał 5 gwaizdek, a na filmwebie znaczek Filmweb poleca!; 'Pół żartem, pół serio' (premiera: 29.01.2010) - klasyk z uroczą Marylin Monroe oraz kolejną polską produkcję - 'Moja krew' (premiera: 29.01.2010) - o bokserze, który dowiaduje się, że wkrótce umrze, a chce coś po sobie na tym świecie zostawić.

Zwiastun 'Wszystko co kocham':

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Filmowe podsumowanie roku 2009, cz. 3

Czyli najlepsi z najlepszych. Jeden ranking, ten absolutnie najważniejszy. Dziesięć filmów, które w minionym roku zrobiły na mnie największe wrażenie. Ale zanim je przedstawię, kilka statystyk, odnośnie tego, co w całym 2009 roku widziałem.

Liczba obejrzanych filmów: 121
Średnia ocena: 6,14/10
Filmy ocenione na 10: Once
Filmy ocenione na 1: Tulpan
Najczęściej pojawiająca się ocena: 6 (30 filmów).

To tylko kilka statystyk, które potwierdzają moją tezę, że miniony rok pod względem produkcji filmowych był raczej przeciętny. A jeśli porównywać go z poprzednim, gdzie mogliśmy oglądać na ekranach kin genialne Once, Pozwól mi wejść, Sierociniec, Mrocznego rycerza, XXY, czy Wall.E wydaje się wręcz mizerny. Ale nie zmienia to faktu, że kilka perełek w tym roku na ekranach naszych kin też się pojawiło. Oto te największe, moim skromnym zdaniem:

  1. Bękarty wojny - absolutny numer jeden. Jedyny film, który mnie prawdziwie zachwycił i w którym nie znalazłem niczego, do czego mógłbym się przyczepić. Quentin Tarantino będąc w najwyższej formie, udowodnił, że świetnie czuje się w każdym gatunku, a lepszego speca od dialogów na świecie nie ma. To jest bingo! Moja ocena 9/10
  2. Gran Torino - bardzo spokojny, ale niezwykle mocny film. Ostatni w aktorskiej karierze Clinta Eastwooda. Jego rola to prawdziwy majstersztyk, jednak nie tylko za nią film dostaje tak wysoką notę. Raczej dlatego, że to coś więcej niż zlepek nic nie znaczących obrazów. To rzecz o tolerancji i o tym, że każdy może się zmienić, tak jak zmienia się świat wokół nas. Moja ocena 9/10
  3. Koralina i tajemnicze drzwi - najlepsza animacja jaką widziałem w minionym roku (chociaż przyznaję się bez bicia, że Odlotu nie widziałem). Magiczna w pewien sposób, stworzona w archaiczny sposób metodą poklatkową jest czymś innym niż wszystkie inne ogry, psy i wiewiórki, które zalewają od jakiegoś czasu nasze kina. Idealna dla małych (chociaż dla najmniejszych może być trochę mroczna), jak i dla dużych. Moja ocena 9/10
  4. Vicky Cristina Barcelona - film który sprawił mi chyba najmilszą niespodziankę w minionym roku. Już zdążyłem przywyknąć, że Woody Allen kręci ostatnio filmy ciężkie, bez polotu, a tu proszę, coś zupełnie innego. To nie tylko rewelacyjna reklamówka Barcelony jako miasta, ani też nie pokaz urody i talentu aktorskiego Scarlett Johanson i Penelope Cruz. To przede wszystkim wspaniale nakreślone postacie, na których opiera się cały film. Moja ocena 8/10
  5. Zapaśnik - Mickey Rourke powraca. Przyznam jednak szczerze, że jego powrót mało mnie interesował, bo to nie aktor mojego pokolenia. W filmie Darena Arronfskyego wypadł jednak rewelacyjnie. Warto obejrzeć chociażby dlatego, że to najlepiej zakończony film, jaki widziałem. Moja ocena 8/10
  6. Frost/Nixon - czy film który nie tylko jest przegadany, ale którego zakończenie znamy może trzymać w napięciu? Frost/Nixon pokazuje, że może. Jest to rekonstrukcja wywiadu redaktora Frosta z prezydentem Nixonem, w którym Nixon przyznał się do afery Watergate. Interesujące, chociaż trochę mało ważne dla przeciętnego Polaka. Moja ocena 8/10
  7. Tatarak - sam się sobie dziwię, że ten film jest tak wysoko. Ale to głównie za sprawą monologów Krystyny Jandy. One zasługują na miano arcydzieła. Pozostałe części filmu wypadają różnie. Część stricte filmowa jest średniakiem, część pseudo-dokumentalna jest żałosna, bo reżyserowana. Ale ogółem jest nieźle. Moja ocena 8/10
  8. Zabić sędziego - gdyby nie to, że jedną z moich miłości jest football, tego filmu by tu nie było. Ostrzegam więc, że osoby które uważają, że piłka nożna to sport w którym 22 facetów biega za jedną piłką powinny się od tego dzieła trzymać z daleka. Pozostałych ten dokument może zainteresuje, bo opowiada pracy sędziów podczas EURO 2008. Więcej nie zdradzam, wkrótce recenzja ;) Moja ocena 8/10
  9. Wojna polsko-ruska - film który mnie zmiótł. Dlaczego więc jest dopiero na 9 miejscu? Ano dlatego, że zmiótł mnie do tego stopnia, że miałem problem z jego jednoznaczną oceną. Równie dobrze mogłem mu dać 10, jak i 1. Bo to dzieło odbierać można różnie. Jednak jednego z najważniejszych filmów mijającego roku nie wypada oceniać nisko, tym bardziej, jeśli ma tak znakomity scenariusz i aktorów. Moja ocena 7/10
  10. Człowiek na linie - Man on Wire - drugi dokument w zestawieniu! Tym razem o prawdziwej pasji i dążeniu do spełnienia marzeń. Rzecz o facecie, który przeszedł na linie między wieżami World Trade Center. Prawdzie inspirujące kino. Moja ocena 7/10.
Oczywiście jak co roku znalazły się filmy, które miały potencjał na znalezienie się w tym rankingu, ale mi zabrakło czasu (a ostatnio sprzętu), aby je zobaczyć. Oto tytuły, które mogły w tym zestawieniu zamieszać:
Antychryst, Wrogowie publiczni, Dystrykt 9, Odlot, Rewers, Biała wstążka, Królik po berlińsku, Avatar.
Jednak nic straconego, jeśli naprawdę te filmy będą godne uwagi, to bez wątpienia za rok, przy kolejnym podsumowaniu o nich wspomnę.

Na zakończenie wszystkim czytelnikom, życzę aby najlepszy film jaki widzieli w 2009 roku był gorszy od najgorszego, jaki zobaczą w roku 2010 ;)

Pozdrawiam noworocznie,
Pawcio
 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman