niedziela, 20 września 2009

Bękarty wojny


tytuł oryginalny:

Inglourious Basterds
gatunek:
wojenny
reżyseria:
Quentin Tarantino
scenariusz:
Quentin Tarantino
zdjęcia:
Robert Richardson
muzyka:
Ennio Morricone
obsada:
Brad Pitt Brad Pitt Porucznik Aldo Raine
Mélanie Laurent Mélanie Laurent Shoshanna Dreyfus
Christoph Waltz Christoph Waltz Pułkownik Hans Landa
Eli Roth Eli Roth Sierżant Donny Donowitz
Michael Fassbender Michael Fassbender Porucznik Archie Hicox
Diane Kruger Diane Kruger Bridget Von Hammersmark
od lat: 18
czas trwania: 153 minuty
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 5,5/6


Nein, nein, nein, nein, nein!
Właściwie ten cytat nijak ma się do treści tej recenzji. Po prostu był jedyną rzeczą, która podobała mi się w zwiastunie, więc postanowiłem go wykorzystać. Już bardziej do moich odczuć po seansie pasuje
Yes, yes, yes!
co przyznam szczerze, trochę mnie zaskoczyło. Do nowego dzieła Mistrza Quentina Tarantino podchodziłem bowiem z lekkim dystansem. Nie sądziłem, że przemieli on temat II wojny światowej w swoim stylu na coś lekko strawnego. Bardziej oczekiwałem po prostu sieczki, bez ładu i składu. Ale uderzam się w pierś. Zwątpiłem niepotrzebnie. 'Bękarty wojny' są filmem, który jest kwintesencją tarantinowości. Są w nim rewelacyjne dialogi, porządna muzyka i nawiązania (a nawet powiedziałbym, że zrzynki) z innych filmów. Czyli wszystko to, za co Quentina kochamy. Oczywiście, jest też sporo brutalności, co mnie akurat nie rusza.

Nie można było się spodziewać czegoś innego, po filmie, w którym bohaterami są tytułowe Bękarty, czyli oddział Żydów, który bynajmniej nie działa w prisoner-taking bussines. Oni są w killing-nazi bussines. Swojej powinności nie czynią jednak w sposób zwykły, lecz... po indiańsku skalpując, niemal każdego napotkanego nazistę. Mówienie, że 'Bękarty wojny' są filmem o oddziale pod dowództwem Porucznika Aldo Raine (Brad Pitt) jest jednakże sporym uproszczeniem. W końcu wszystko kręci się wokół zamachu na samego Hitlera, który ma się odbyć podczas premiery propagandowego filmu niemieckiego (swoją drogą niezły gniot:P ), w pewnym francuskim kinie, które należy do pałającej zemstą Żydówki, Shoshanny (Melanie Laurent).

Hola, hola, coś o zemście? Czy to nie było czasem w Kill Billu? Ano było. I zapewne w swoich skojarzeniach będę osamotniony, ale całe 'Bękarty...' wydają mi się dość znaczną przeróbką Kill Billa. Po pierwsze, nawiązanie do westernów w części pierwszej. No tak, zapomniałem wspomnieć, że film składa się z pięciu rozdziałów (w Kill Billu było 10). Kolejne moje skojarzenie budzi muzyka, która w dwóch miejscach jest żywcem wzięta z dyptyku o Zabójczej Pannie Młodej. I wreszcie sam motyw zemsty. Okej, wygląda to wszystko zupełnie inaczej w obu filmach. Ale jednak sam pomysł jest zbudowany na tym samym szkielecie, na którym powstał Kill Bill.

Nie znaczy to oczywiście, że najnowszy film Quentina Tarantino jest w jakiś sposób przewidywalny, czy schematyczny. Na pewno nie! Mało tego, żadne inne dzieło Mistrza nie trzymało mnie tak w napięciu, jak właśnie 'Bękarty wojny'. Sposób rozwiązania całej akcji, przebieg końcowych scen, to są rzeczy, które utrzymują widza na krawędzi krzesła. Ciężko przewidzieć jak cały plan zamachu się zakończy, a tym bardziej jak same końcowe sceny będą wyglądały. Jeśli komuś się to udało, czapki z głów.

Również pod względem aktorskim, jest to najlepszy film Quentina. Trzy kreacje były wręcz zniewalające. Po pierwsze Brad Pitt (w roli Aldo Raine'a). Głównie za sprawą genialnego akcentu (również włoskiego!!!) stworzył na tyle przerysowaną osobowość, że wbija się w pamięć i jest przy tym niezwykle charyzmatyczny. Po drugie Christpoh Waltz (Hans Landa). O tej kreacji powiedziano już wiele, w końcu za tę rolę zdobył Złotą Palmę w Cannes. Zasłużenie. Spokój, wyrachowanie i przede wszystkim nagłe zmiany tonu wypowiedzi połączone z rewelacyjną mimiką. Takie coś warto nagrodzić. Jednak jeszcze bardziej na wszelkie komplementy za swoją grę zasługuje Melanie Laurent (Schoschanna). Ona po prostu miała styl. Wzór kobiety, która została w dzieciństwie zraniona przez Niemców, chowającej urazę, jednocześnie strach i rządzę zemsty. Kto tego wszystkiego na ekranie nie zobaczył niech uda się do okulisty. Ta rola była genialna. Podobnie jak jej czerwona sukienka.

Z czerwoną sukienką zresztą wiąże się moja ulubiona scena z całego filmu. Bardzo banalna, ale za sprawą zdjęć genialna w swojej prostocie (dla wtajemniczonych - pod koniec filmu, gdy Schoschanna siedzi w oknie). Majstersztyk. Zresztą takich boskich ujęć nie brakowało. I nie szkodzi, że podobnie jak wiele innych rzeczy tak i one było dość wtórne. Zdjęcia podkreślały znakomicie klimat, w zależności od sytuacji. I przy okazji sprawiały, że film tak bardzo się podobał. Bo w końcu lubimy te filmy, które już kiedyś widzieliśmy. A właśnie przez sposób filmowania mieliśmy aluzje do klasycznych ujęć z westernów, horrorów, czy też kina gangsterskiego.

Czymże byłyby jednak najwspanialsze obrazy, gdyby nie wspaniała muzyka im towarzysząca. Chociaż nie. Wspaniała to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ona jest tylko przyzwoita. W porównaniu do ścieżek z Pulp Fiction, Kill Billa, czy Death Proofa wypada dość blado. Nie chciałbym tu zwalać całej winy na Ennio Morricone, który napisał kilka utworów, ale to właśnie jego kompozycje wprowadzają w tym soundtracku taki stateczny klimat, który nie do końca mi odpowiada. I całe szczęście, że nie napisał całej ścieżki dźwiękowej (bo takie było pierwotne założenie), bo byłoby zbyt monotonne. Tak muzyka jest w miarę zróżnicowana, nadaje się do obrazu idealnie, jednak do posłuchania w domu już mniej.

Co jeszcze wyróżnia ten soundtrack (jeśli mówimy o krążku który można nabyć w sklepach) od innych mu podobnych z filmów Tarantino? Brak dialogów. A szkoda, bo kilka perełek się w filmie znalazło. W zasadzie pod tym względem Tarantino osiągnął chyba perfekcję. Niektóre monologi i dialogi bohaterów w filmie, choć długie (co pewnie nie-fani skrytykują), są GENIALNE. Można wręcz powiedzieć, że dialogi, to jest bingo!

Zdawać by się w zasadzie mogło, że skoro jest tu wszystko tak, jak w pozostałych produkcjach Quentina, tylko bardziej, to będzie to film raczej dla zagorzałych fanów, niż dla całego świata. A tu proszę, kolejne tatantinowskie rekordy Box Office padają z każdym tygodniem. Nie chcę tu się rozwodzić, z czego to wynika, bo dla mnie nie mogło być inaczej. Może to jednak zasługa otoczki, jaka wokół 'Bękartów...' powstała, że to po prostu film wojenny. Bo przecież Death Proof to hołd dla exploitation movie, Kill Bill dla spaghetti westernów, a co to takiego, to już nie każdy widz wie. A jak nie wie to do kina nie pójdzie. Na film wojenny już prędzej. A że to dość niecodzienny film wojenny? Who cares. Ważne, że jest rozpierducha. I chociaż jest ona może nie w co drugiej scenie, to jednak wystarczy. Dla mnie była to najlepsza jatka jaką widziałem w kinie.

Chociaż nie zagwarantuję nikomu, że będzie po seansie zadowolony, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że 'Bękarty wojny', to jeden z tych filmów, które należy w 2009 roku obejrzeć. Ja już tą powinność mam za sobą, ale do kina raz jeszcze na niego się i tak wybiorę. Bo warto, tym bardziej, że to dopiero druga tegoroczna premiera, która otrzymuje ode mnie 'dziewiątkę' (w skali 10-punktowej). Zresztą, dość owijania w bawełnę - Quentin, wyszło Ci arcydzieło!

8 komentarze:

szymalan pisze...

Twój drugi, a mój trzeci film, który zasłużył sobie na 9 na 10 :) Ale prawdopodobnie na tym sie nie skonczy, bo powaznie rozważam ocenę najwyższą z możliwych.
Ten film oglądało mi się tak , jakbym był po raz pierwszy w kinie- jakbym pierwszy raz poczuł tą magię, odkrywał niczym dziecko zupełnie nowy świat. Ładnie wymieniłes wszystkie elementy składające się na perfekcyjną reżyserię, wiec nie bedę o tym pisał.
To nie tylko kwintesencja Tarantino- to manifest jego pasji i miłości do kina, co szerzej opisałem u siebie na blogu. Żaden obraz tego roku nie spowodował u mnie takich różnorodnych emocji i żaden mnie tak mocno nie zaskocył (a byłem PEWIEN że na sztuczki Tarantino po raz dziewiąty sie nabrać nie dam! hehe :D).
W trakcie seansu ktoś raz po raz klaskał , tak samo kiedy Brad pitt w finale wypowiedział ostatnie słowa o stworzonym arcydziele i kiedy ukazały się końcowe napisy. Aż chciałem się przyłączyć.
Ten obraz to istna rozkosz i ciąg nieskażonych przyjemności (niech mi krytycy nie pieprzą o moralności itd. u tarantino?! mwahaha- najpierw mi pokażcie lepszy film w podobnych klimatach od tego!)
pozdrawiam
szymalan

lola king pisze...

Wow! Już się nie mogę doczekać kiedy ten film zobaczę. Jeżeli mistrz Tarantino znowu nie zawiódł, to czeka mnie prawdziwa gratka, oraz ogromna przyjemność, że będę mogła zobaczyć jego najnowsze arcydzieło. Pozdrawiam ;]
P.S. bardzo ładna i profesjonalna recenzja ;]

pafffcio pisze...

Szymalan, też rozważam dać mu 10/10, ale musi dojrzeć w mojej głowie ;) Jeśli zda próbę drugiego seansu, pewnie taką ocenę dostanie :) Co do tej odkrywania nowego świata, to mi Bękarty przywróciły wiarę w dobre kino. Bo po tym co widziałem w tym roku zaczynałem już powoli wątpić, że dobre filmy (aktorskie) jeszcze powstają.
Lola, mogę się założyć, że Ci się spodoba :) Fanka Tarantino po prostu nie może tego filmu nie docenić ;) I dzięki za miłe słowa co do samej recenzji :)
Pozdrawiam,
pawcio

maxcine pisze...

A ja myślę, że na arcydzieło to my jeszcze poczekajmy, a Bękarty niech zostaną "chyba arcydziełem" :). Swoją drogą jeszcze nigdy widzowie nie byli tak zgodni w ocenach..

kulka pisze...

"Who cares. Ważne, że jest rozpierducha" - tekst na 10 pktów :)

pafffcio pisze...

Maxcine, arcydzieła spod ręki Mistrza już doczekaliśmy w tym wieku - Kill Bill. Dzisiaj go sobie odświeżyłem i powiem, że Bękarty zbytnio nie ustepują. Tak więc podobnie jak Szymalan jestem co raz bliżej postawienia 'szóstki'!
Kulko, dzięki :) Ale w Bękartach są jeszcze lepsze teksty ;P Może jednak się skusisz ;D?
Pozdrawiam,
pawcio

Anonimowy pisze...

Paffcio, te "dojrzeć w glowie" to tak samo jak w mojej głowie. Zresztą skąd to znam :D Filmy Tarantino: Im starsze tym lepsze. Bardzo cieszę się, że pozostaje nam odskocznia jaką jest Quentin. BTW: Gdy skończę wszystkie egzaminy w przyszłym roku postanowiłem w nagrodę przypomnieć i zobaczyć WSZYSTKIE jego dzieła począwszy od "Wścieklych psów" kończąc na "Bękartach"
Oh yes yes yes!!!

Agniecha pisze...

hmm :) po obejrzeniu tego filmu stwierdziłam, że muszę zobaczyć inne filmy Tarantino. Zanim zobaczyłam Bękarty oglądałam też Kill Bill i Death Proof więc jak widzisz przygotowanie miałam dość marne. Muszę jednak powiedzieć, że film mnie powalił na kolana. W ogóle nie spodziewałam się, że takie zrobi na mnie wrażenie. Nie należałam wcześniej do fanów Tarantino, ale to pewnie dlatego, że zaczęłam od złej strony oglądać jego twórczość. Zakochałam się w tym filmie. Właściwie to oprócz tego, że niektóre sceny były zdeczka przydługie to nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Rewelacyjny Brad Pitt, Eli Roth i jeszcze lepszy Christoph Waltz. Świetna Diane Kruger ze swoim gipsowym obcasem, który mnie rozwalił. Melanie z tym swoim czymś czego nie potrafię opisać, ale chyba mówię o jej bezwzględności. Dialogi niby przydługie, ale jakże wciągające. Niesamowity humor i rozpierducha w gospodzie, no i rewelacyjne zakończenie idealnie pokazujące, że film jest arcydziełem.. po głębszym zastanowieniu chyba muszę zmienić swoją ocenę u mnie na blogu i jednak dać mu 10/10. Ech.... Muszę kupić jak wyjdzie na DVD.

No to się rozpisałam :| a tak w ogóle to zapraszam do siebie na filmy z psychopatami w roli głównej "Bal maturalny" i "Nieznajomych".
Pozdrawiam ;***

Prześlij komentarz

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman