poniedziałek, 28 września 2009

Kitsch Corner: Sense and Sensibility and Sea Monsters

Tym razem trochę niefilmowo będzie, bo to zwiastun książki. Aczkolwiek tylko czekać, aż pewnien wybitny reżyser kina klasy D weźmie się za ekranizację. Pomysł wszak jest wybitny, czerpiący wręcz z klasyki ;) W końcu 'Rozważna i romantyczna', to prawie tak znana powieść jak 'Duma i uprzedzenie'. Swoją drogą, książka 'Pride and Prejudice and Zombie' już też się ukazała :D

niedziela, 20 września 2009

Bękarty wojny


tytuł oryginalny:

Inglourious Basterds
gatunek:
wojenny
reżyseria:
Quentin Tarantino
scenariusz:
Quentin Tarantino
zdjęcia:
Robert Richardson
muzyka:
Ennio Morricone
obsada:
Brad Pitt Brad Pitt Porucznik Aldo Raine
Mélanie Laurent Mélanie Laurent Shoshanna Dreyfus
Christoph Waltz Christoph Waltz Pułkownik Hans Landa
Eli Roth Eli Roth Sierżant Donny Donowitz
Michael Fassbender Michael Fassbender Porucznik Archie Hicox
Diane Kruger Diane Kruger Bridget Von Hammersmark
od lat: 18
czas trwania: 153 minuty
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 5,5/6


Nein, nein, nein, nein, nein!
Właściwie ten cytat nijak ma się do treści tej recenzji. Po prostu był jedyną rzeczą, która podobała mi się w zwiastunie, więc postanowiłem go wykorzystać. Już bardziej do moich odczuć po seansie pasuje
Yes, yes, yes!
co przyznam szczerze, trochę mnie zaskoczyło. Do nowego dzieła Mistrza Quentina Tarantino podchodziłem bowiem z lekkim dystansem. Nie sądziłem, że przemieli on temat II wojny światowej w swoim stylu na coś lekko strawnego. Bardziej oczekiwałem po prostu sieczki, bez ładu i składu. Ale uderzam się w pierś. Zwątpiłem niepotrzebnie. 'Bękarty wojny' są filmem, który jest kwintesencją tarantinowości. Są w nim rewelacyjne dialogi, porządna muzyka i nawiązania (a nawet powiedziałbym, że zrzynki) z innych filmów. Czyli wszystko to, za co Quentina kochamy. Oczywiście, jest też sporo brutalności, co mnie akurat nie rusza.

Nie można było się spodziewać czegoś innego, po filmie, w którym bohaterami są tytułowe Bękarty, czyli oddział Żydów, który bynajmniej nie działa w prisoner-taking bussines. Oni są w killing-nazi bussines. Swojej powinności nie czynią jednak w sposób zwykły, lecz... po indiańsku skalpując, niemal każdego napotkanego nazistę. Mówienie, że 'Bękarty wojny' są filmem o oddziale pod dowództwem Porucznika Aldo Raine (Brad Pitt) jest jednakże sporym uproszczeniem. W końcu wszystko kręci się wokół zamachu na samego Hitlera, który ma się odbyć podczas premiery propagandowego filmu niemieckiego (swoją drogą niezły gniot:P ), w pewnym francuskim kinie, które należy do pałającej zemstą Żydówki, Shoshanny (Melanie Laurent).

Hola, hola, coś o zemście? Czy to nie było czasem w Kill Billu? Ano było. I zapewne w swoich skojarzeniach będę osamotniony, ale całe 'Bękarty...' wydają mi się dość znaczną przeróbką Kill Billa. Po pierwsze, nawiązanie do westernów w części pierwszej. No tak, zapomniałem wspomnieć, że film składa się z pięciu rozdziałów (w Kill Billu było 10). Kolejne moje skojarzenie budzi muzyka, która w dwóch miejscach jest żywcem wzięta z dyptyku o Zabójczej Pannie Młodej. I wreszcie sam motyw zemsty. Okej, wygląda to wszystko zupełnie inaczej w obu filmach. Ale jednak sam pomysł jest zbudowany na tym samym szkielecie, na którym powstał Kill Bill.

Nie znaczy to oczywiście, że najnowszy film Quentina Tarantino jest w jakiś sposób przewidywalny, czy schematyczny. Na pewno nie! Mało tego, żadne inne dzieło Mistrza nie trzymało mnie tak w napięciu, jak właśnie 'Bękarty wojny'. Sposób rozwiązania całej akcji, przebieg końcowych scen, to są rzeczy, które utrzymują widza na krawędzi krzesła. Ciężko przewidzieć jak cały plan zamachu się zakończy, a tym bardziej jak same końcowe sceny będą wyglądały. Jeśli komuś się to udało, czapki z głów.

Również pod względem aktorskim, jest to najlepszy film Quentina. Trzy kreacje były wręcz zniewalające. Po pierwsze Brad Pitt (w roli Aldo Raine'a). Głównie za sprawą genialnego akcentu (również włoskiego!!!) stworzył na tyle przerysowaną osobowość, że wbija się w pamięć i jest przy tym niezwykle charyzmatyczny. Po drugie Christpoh Waltz (Hans Landa). O tej kreacji powiedziano już wiele, w końcu za tę rolę zdobył Złotą Palmę w Cannes. Zasłużenie. Spokój, wyrachowanie i przede wszystkim nagłe zmiany tonu wypowiedzi połączone z rewelacyjną mimiką. Takie coś warto nagrodzić. Jednak jeszcze bardziej na wszelkie komplementy za swoją grę zasługuje Melanie Laurent (Schoschanna). Ona po prostu miała styl. Wzór kobiety, która została w dzieciństwie zraniona przez Niemców, chowającej urazę, jednocześnie strach i rządzę zemsty. Kto tego wszystkiego na ekranie nie zobaczył niech uda się do okulisty. Ta rola była genialna. Podobnie jak jej czerwona sukienka.

Z czerwoną sukienką zresztą wiąże się moja ulubiona scena z całego filmu. Bardzo banalna, ale za sprawą zdjęć genialna w swojej prostocie (dla wtajemniczonych - pod koniec filmu, gdy Schoschanna siedzi w oknie). Majstersztyk. Zresztą takich boskich ujęć nie brakowało. I nie szkodzi, że podobnie jak wiele innych rzeczy tak i one było dość wtórne. Zdjęcia podkreślały znakomicie klimat, w zależności od sytuacji. I przy okazji sprawiały, że film tak bardzo się podobał. Bo w końcu lubimy te filmy, które już kiedyś widzieliśmy. A właśnie przez sposób filmowania mieliśmy aluzje do klasycznych ujęć z westernów, horrorów, czy też kina gangsterskiego.

Czymże byłyby jednak najwspanialsze obrazy, gdyby nie wspaniała muzyka im towarzysząca. Chociaż nie. Wspaniała to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ona jest tylko przyzwoita. W porównaniu do ścieżek z Pulp Fiction, Kill Billa, czy Death Proofa wypada dość blado. Nie chciałbym tu zwalać całej winy na Ennio Morricone, który napisał kilka utworów, ale to właśnie jego kompozycje wprowadzają w tym soundtracku taki stateczny klimat, który nie do końca mi odpowiada. I całe szczęście, że nie napisał całej ścieżki dźwiękowej (bo takie było pierwotne założenie), bo byłoby zbyt monotonne. Tak muzyka jest w miarę zróżnicowana, nadaje się do obrazu idealnie, jednak do posłuchania w domu już mniej.

Co jeszcze wyróżnia ten soundtrack (jeśli mówimy o krążku który można nabyć w sklepach) od innych mu podobnych z filmów Tarantino? Brak dialogów. A szkoda, bo kilka perełek się w filmie znalazło. W zasadzie pod tym względem Tarantino osiągnął chyba perfekcję. Niektóre monologi i dialogi bohaterów w filmie, choć długie (co pewnie nie-fani skrytykują), są GENIALNE. Można wręcz powiedzieć, że dialogi, to jest bingo!

Zdawać by się w zasadzie mogło, że skoro jest tu wszystko tak, jak w pozostałych produkcjach Quentina, tylko bardziej, to będzie to film raczej dla zagorzałych fanów, niż dla całego świata. A tu proszę, kolejne tatantinowskie rekordy Box Office padają z każdym tygodniem. Nie chcę tu się rozwodzić, z czego to wynika, bo dla mnie nie mogło być inaczej. Może to jednak zasługa otoczki, jaka wokół 'Bękartów...' powstała, że to po prostu film wojenny. Bo przecież Death Proof to hołd dla exploitation movie, Kill Bill dla spaghetti westernów, a co to takiego, to już nie każdy widz wie. A jak nie wie to do kina nie pójdzie. Na film wojenny już prędzej. A że to dość niecodzienny film wojenny? Who cares. Ważne, że jest rozpierducha. I chociaż jest ona może nie w co drugiej scenie, to jednak wystarczy. Dla mnie była to najlepsza jatka jaką widziałem w kinie.

Chociaż nie zagwarantuję nikomu, że będzie po seansie zadowolony, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że 'Bękarty wojny', to jeden z tych filmów, które należy w 2009 roku obejrzeć. Ja już tą powinność mam za sobą, ale do kina raz jeszcze na niego się i tak wybiorę. Bo warto, tym bardziej, że to dopiero druga tegoroczna premiera, która otrzymuje ode mnie 'dziewiątkę' (w skali 10-punktowej). Zresztą, dość owijania w bawełnę - Quentin, wyszło Ci arcydzieło!

niedziela, 6 września 2009

'Bękarty wojny' premierą września i roku ;)

Się dzieje, ludzie, się dzieje! Nie chodzi mi tu wcale o to, że nasi sportowcy (tradycyjnie poza kopaczami) zdobywają worki medali na wszelkiej maści mistrzostwach, nie chodzi mi też o to, że znów się dzieje w szkolnych korytarzach. W kinach się dzieje! Takiego zatrzęsienia premier na naszych ekranach dawno nie było. A tylu obrazów, które zobaczyć trzeba nie przypominam sobie w ogóle. Dla mnie jednak w tym miesiącu nie ma nic ważniejszego (no może poza poprawką z rachunkowości) niż 'Bękarty wojny' (premiera: 11.09.2009).

Dla niewtajemniczonych -to najnowszy film Quentina Tarantino, tego od Pulp Fiction, Kill Billa i Death Proofa. Tym razem jeden z najbardziej charakterystycznych reżyserów naszych czasów serwuje nam krwawą masakrę na nazistach, podczas II wojny światowej, w wykonaniu grupki Żydów. Przyznam jednak szczerze, że podchodzę do owego dzieła z pewnymi obawami. Zwiastuny mnie jakoś na kolana nie rzucają, co więcej pomysł też mnie nie przekonuje. Ale Mistrzowi ufam bezgranicznie - złego filmu przez niego reżyserowanego jeszcze nie widziałem Oby rok 2009 nie był tym rokiem, w którym go zobaczę.

Jeśli jakimś cudem zawiedzie Tarantino, zawsze mogę liczyć na duet Burton - Bekmambetow (wielkie nazwiska w tym miesiącu wchodzą na ekrany, oj wielkie). Dla mnie to dwójka największych współczesnych wizjonerów kina. Ich wyobraźnia zdaje się być nieograniczona, a filmy urzekają obrazem. Oby tak samo było w wyprodukowanej przez nich animacji '9' (premiera: 18.09.2009). Fakt, że producent to nie reżyser, czy scenarzysta, ale jednak liczę na jakieś ich piętno na końcowym filmie. Tym bardziej, że zwiastuny w tym przypadku obiecują sporo.

Zostańmy jeszcze przy wielkich nazwiskach - mamy kolejny Duet, przez duże D. Przed nami już niebawem zaprezentuje się Penelope Cruz w filmie Pedro Almodovara p.t. 'Przerwane objęcia' (premiera: 25.09.2009). Film o miłości, mimo przeszkód. Bo do takich z pewnością można zaliczyć fakt, iż kobieta którą się pokochało jest w związku z milionerem, a w dodatku dorabia jako luksusowa prostytutka. Ja co prawda nie dostrzegam w tym nic nadzwyczajnego, ale fanem Almodovara nigdy nie byłem. Może dlatego.

Żeby nie było, że tylko obce chwalę - w polskiej kinematografii, tudzież w związanej z polską też się dzieje. Dla mnie hitem będą 'Galerianki' (premiera: 25.09.2009). Rzecz o dziewczynkach, nastolatkach, które w zamian za zakupy w galeriach handlowych oferują seks bogatym biznesmenom. Nazywając rzeczy po imieniu, rzecz o nowej formie prostytucji wśród nieletnich. Kreacje aktorskie ponoć zwalają z fotela, a i tematyka jak na polskie realia wyjątkowo odważna.

Z kolei 'Janosik - historia prawdziwa' (premiera: 04.09.2009) zdaje się powielać wszystkie błędy polskiego kina z ostatnich lat. Począwszy od żałosnego tytułu, który w założeniu miał być chyba intrygujący, przez wtórną historię, po udawanie amerykańskiego rozmachu, na który i tak nie ma pieniędzy. I chociaż nazwisko Agnieszki Holland daje nadzieje na kino solidne, ja jednak sobie odpuszczę.

Prędzej obejrzę coś naszego, ale made in USA. Bo oto, we wrześniu na nasze ekrany wchodzą dwa filmy, które równie dobrze moglibyśmy nakręcić w Polsce. Moglibyśmy, ale tego nie zrobiliśmy i kto wie, czy nie wyjdzie nam to na zdrowie. Pierwszy, to 'Balladyna' (premiera: 06.09.2009). Okej, trochę nadużywam tutaj stwierdzenia, że film z Ameryki, bo Polaków w obsadzie więcej, reżyser też z nad Wisły i w ogóle. Ale generalnie przyjęło się mówić, że to film ze Stanów i że to Amerykanie nakręcili taki film, że Słowacki się w grobie przewraca. Ja powiem tak - nie przewraca się, bo nie rusza się już od 200 lat. Sens kręcenia współczesnych wersji dawnych arcydzieł moim zdaniem jest, ale warto by zacząć od bardziej trudnych do przyswojenia. Bo akurat Balladynę czytało się przyjemnie i nie trzeba było uciekać do ekranizacji.

Drugi film, to już produkcja czysto amerykańska. Ale o Polce. Wielkiej Polce, bo takiej, która 'przemyciła' w czasie wojny 2500 dzieci żydowskich z getta na wolność. Mowa tu oczywiście o Irenie Sendlerowej. Film 'Dzieci Ireny Sendlerowej' (premiera: 18.09.2009) cieszy. Przynajmniej mnie, bo wiadomo jak Polacy robią filmy o swoich bohaterach. A tak liczę na ukazanie naszej rodaczki w sposób przystępny dla całego świata. I obym się nie przeliczył.

Zrobiło się trochę poważnie w tej notce. To na rozluźnienie i na zakończenie 4 premiery bardziej rozrywkowe. Dla fanów masakry - 'Oszukać przeznaczenie 4 - 3D' (premiera: 04.09.2009). Wiadomo o co w tym chodzi. Ukazać jak najbardziej pomysłowo sposoby śmierci grupki nastolatków, która uciekła grabażowi spod łopaty, czyli przeznaczeniu. Ponoć całkiem nieźle wygląda efekt 3D. Wierzę na słowo, bo do kina się nie wybieram.

Jest też kino młodzieżowe. Trochę bardziej niszowe niż HSM, czy Zmierzch, bo dopiero dzisiaj usłyszałem o 'Obcych na poddaszu' (premiera: 18.09.2009). Furory pewnie nie zrobi, chociaż na filmwebie ma zastanawiającą ocenę 9,08. A tak swoją drogą, kojarzy mi się to wszystko z Gremlinami, sam nie wiem dlaczego ;)

We wrześniu zadowoleni będą też fani Beyonce - wchodzi nowy film z tą gwiazdą pop - 'Obsesja' (premiera: 18.09.2009) i fani staroci... znaczy klasyki, wchodzi 'Casablanca' (premiera: 25.09.2009). Co do Casablaca'i, przyznam że sam jestem ciekawy tego filmu, bo Przeminęło z wiatrem miło mnie zaskoczyło :)

Na koniec zwiastun 'Bękartów wojny':

(i powiedzcie mi co tu ma zachwycać?!)
 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman