niedziela, 16 grudnia 2007

Niczego nie żałuję - Edith Piaf

Dawno tu recenzji nie było, nie sądzicie? Dlatego też nadrabiam zaległości - dzisiaj 'Niczego nie żałuję...', które widziałem na Nocy Kina.



tytuł oryginalny:

La Môme
gatunek:
dramat
reżyseria:
Olivier Dahan
scenariusz:
Olivier Dahan
zdjęcia:
Tetsuo Nagata
muzyka:
Christopher Gunning
obsada:
Marion Cotillard Marion Cotillard Edith Piaf
Sylvie Testud Sylvie Testud Mômone
Pascal Greggory Pascal Greggory Louis Barrier
Gérard Depardieu Gérard Depardieu Louis Leplée
od lat: 12
czas trwania: 140 minut
cena DVD: 19,90-49,90
moja ocena: 3/6


Najlepsze scenariusze pisze ponoć życie. I jeśli by spojrzeć w życiorysy losowo wybranych, sławnych osób, to w większości z nich znaleźlibyśmy potwierdzenie tej tezy. Nie inaczej jest w przypadku Edith Piaf. Ta niewątpliwie najwybitniejsza francuska artystka przeżyła w swoim krótkim życiu (zmarła mając zaledwie 47 lat) więcej niż przeciętna osoba. Już od najmłodszych lat los jej nie oszczędzał – wychowywała się najpierw w burdelu, gdzie o mały włos nie straciła wzroku, a potem w cyrku, gdzie była skazana na ciągłe wędrówki. Nawet w pozornie najszczęśliwszym okresie życia, gdy cała Francja była zakochana w niej i jej piosenkach, borykała się z licznymi problemami. Wydawać by się mogło więc, że filmu o tak barwnej postaci po prostu nie da się zepsuć. A jednak! Reżyserowi i scenarzyście zarazem - Olivierowi Dahanowi w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ to się udało.

Największym niewypałem okazały się zabawy z chronologią. Autor chciał, by większość filmu była jakoby wspomnieniami będącej w ostatnich latach swojego życia piosenkarki. Pomysł generalnie nie jest zły, ale jego wykonanie woła o pomstę do nieba. Przeskoki w czasie nie wnoszą zupełnie niczego. Mało tego, mam dziwne wrażenie, że powodują one mniejsze zżycie z główną bohaterką, przez co film traci na przekazie emocjonalnym. W dodatku te retrospekcje są strasznie chaotyczne, a niekiedy mamy wrażenie, że są wstawione tylko dlatego, że reżyser zapomniał wcześniej o czymś wspomnieć (przykład – śmierć dziecka Edith, przy czym nie wiemy nawet z kim i kiedy je miała...).

Szkoda również, że autor filmu unika jak to tylko możliwe ukazania słabości i uzależnień artystki. Owszem, wspomina kilka razy o opium, kokainie, czy morfinie, a alkohol co prawda leje się gęsto, ale jest tego wszystkiego jednak trochę za mało, by móc tym w pełni wytłumaczyć jej późniejszy stan i przedwczesną śmierć. Z drugiej jednak strony lepsze takie rozwiązanie, niż gdyby miał przesadzić w drugą stronę i z wielkiej piosenkarki zrobić narkomankę i alkoholiczkę.

Pozytywów co prawda też się kilka znajdzie, jednak pod prawie żadnym z nich nie może się podpisać nikt z ekipy tworzącej film. Bo to przecież nie ich zasługa, że piosenki Edith Piaf są wiecznie żywe i zawsze brzmią tak samo dobrze. A to one są chyba największym atutem tego obrazu. To właśnie one dodają temu filmowi uroku Francji sprzed kilkudziesięciu lat, bez którego nie wyobrażam sobie tego dzieła.

Nie można też zapomnieć, o rewelacyjnej odtwórczyni roli tytułowej - Marion Cotillard. Do tej pory, mogliśmy ją kojarzyć głównie z serii ‘Taxi’ (chyba że ktoś jest lepiej obeznany we francuskim kinie). Jednak w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ pokazała, że jest warta znacznie lepszych ról, niż tych w komedyjkach robionych po publikę. Tytułowa bohaterka w jej wykonaniu była szalenie wiarygodna. W rewelacyjny sposób odzwierciedliła wszystkie cechy, jakie są przypisywane francuskiej piosenkarce począwszy od jej wybuchowego temperamentu, kończąc na jej skromności oraz zamiłowaniu do bycia na scenie tylko po to by śpiewać dla publiczności (do teraz mam przed oczami scenę, gdy po zasłabnięciu Edith chce wrócić na scenę, nie bacząc na swoje zdrowie). W dodatku perfekcyjna charakteryzacja sprawiła, iż miałem wrażenie, że oglądam prawdziwą Edith, taką jaką możemy zobaczyć na archiwalnych zdjęciach. Ogromną niesprawiedliwością było by nie przyznanie Marion Cotillard Oscara za tę rolę.

Jednak niestety, ani muzyka, ani rewelacyjna gra głównej bohaterki nie wystarczają, by sprostać moim oczekiwaniom. Fakt, że po obejrzeniu filmu cały czas chodzą za mną piosenki takie jak ‘Milord’, czy ‘Je ne regrette rien’ to bynajmniej nie zasługa filmu, a geniuszu Edith Piaf i jej głosu. Dlatego też po obejrzeniu ‘Niczego nie żałuję...’ niedosyt jest tak duży. Reżyser miał przecież gotową historię, kapitalną oprawę muzyczną, a w dodatku trafiła mu się idealna aktorka. Wystarczyło tylko to wszystko przedstawić. Ale Olivier Dahan przekombinował. W efekcie przyjdzie nam jeszcze poczekać na film, który przedstawi historię tej wielkiej Francuzki tak jak należy. A póki co lepiej włączyć sobie jedną z jej płyt, by później nie żałować czasu spędzonego przy oglądaniu nieudanej biografii.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

1) piszemy "sprzed" a nie "z prze" :P
2) niechronologiczne wspomnienia nazywamy strumieniem świadomości, o czym jak sądzę uczyłeś się w dwudziestoleciu międzywojennym :) czyli celowy zabieg artystyczny, który moim zdaniem właśnie podziałał na plus.
3)nie wiem, czy widziałeś jakiś inny film biograficzny o Edith, ale wiedz, że kilka ich już powstało, więc byłabym ostrożna z hasłami, że jeszcze trzeba poczekać na porządną ekranizację jej biografii - może znalazłbyś coś, co by Cie zaspokoiło;P
4) miałam nadzieję, że napiszesz recenzję jakiegoś innego filmu z tej nocy, ale obawiałam się, że padnie jednak na Edith, bo były zamówienia na coś, co byś skrytykował:) ale dla mnie był on kapitalny, więc nie miałam ochoty znowu słuchać/czytać zarzutów pod jego adresem:)
5)uważam, że powinieneś wspomnieć o wypadku lotniczym Marcela, bo moim skromnym zdaniem to on był pośrednią (a może właśnie bezpośrednią?)przyczyną jej śmierci. ale ogólnie uważam, że krytykę wziąłeś sobie do serca, bo ta recenzja już mi się podoba. może nie treść, bo z tą się nie zgadzam, ale warsztat i owszem;)
6) pamiętasz, jak ze sto lat temu dałeś mi całą dyskografię Piaf (bo chciałam zaznaczyć, że jestem jej wielką fanką od kilku już dobrych lat, a nie po tym filmie:P)? dziś dziękuję Ci za nią raz jeszcze, bo chętnie po obejrzniu do niej wróciłam, ale niestety odtwarza mi się tylko na komputerze:/ masz jakąś radę na to?:>

Anonimowy pisze...

właśnie zobaczyłam jaka młodziutka jest odtwórczyni głównej roli. i jak zupełnie inaczej wygląda bez charakteryzacji (którą dopiero teraz doceniłam!)...
to ona grała do końca, do starości...?

Prześlij komentarz

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman