Sweeney Todd: The Demon Barber of Fleet Street
gatunek:
musical, thriller
reżyseria:
Tim Burton
scenariusz:
John Logan
zdjęcia:
Dariusz Wolski
muzyka:
Stephen Sondheim
obsada:
Johnny Depp | Sweeney Todd |
Helena Bonham Carter | Pani Lovett |
Alan Rickman | Sędzia Turpin |
Timothy Spall | Beadle |
czas trwania: 116 minut
cena DVD: 41,49 zł
moja ocena: 4/6
Chyba nie ma się co łudzić, że jego kino przypadnie każdemu do gustu. Patrząc chociażby na takie jego dzieła, jak genialny 'Edward nożycoręki', czy 'Charlie i fabryka czekolady' nie sposób dojrzeć czegoś unikatowego w tych obrazach. Nie, nie chodzi mi tu o Johnnego Deppa, chociaż faktycznie, jest on zarówno unikatowy jak i jest czymś wspólnym dla 'Sweeney Todd...' i wspomnianych filmów. Raczej myślę tu o pozornie przesadzonej charakteryzacji i scenografii dzięki którym przenosimy się w inny, bardziej magiczny świat. I to właśnie miedzy innymi dzięki nim nasz golibroda z Fleet Street jest tak demoniczny jak być powinien.
A kim w ogóle ów golibroda jest? Może zacytuję:
'There was a barber and his wife /Był raz golibroda i jego żona/
and she was beautiful... /i była piękna.../
a foolish barber and his wife. /Głupi golibroda i jego żona./
She was his reason for his life... /Była powodem dla którego żył.../
and she was beautiful, /I była piękna,/
and she was virtuous. /i była cnotliwa./
And he was... /A on był.../
nieve. /naiwny./
There was another man who saw /Był inny który dostrzegł/
that she was beautiful...' /że była piękna.../
No i już chyba wszystko jasne. Ten 'inny' postanowił pozbyć się konkurenta. A że był wyżej postawiony, nie sprawiło mu to większych problemów. Jednak po pewnym czasie golibroda wraca do Londynu jako Sweeney Todd i postanawia odnaleźć swoją miłość oraz zemścić się na swoim dawnym rywalu. Przy użyciu swoich brzytw oczywiście. Zanim to jednak nastąpi przetestuje je na kilku mieszkańcach Londynu, których później kochająca go sąsiadka przerobi na... placki. Tyle tytułem generalnego zarysu sytuacji.
Jak teraz na to patrzę, to wydawać by się mogło, że fabuła jest bardziej interesująca niż była w rzeczywistości. Mi zabrakło trochę zwrotów akcji, elementu zaskoczenia, czy czegoś w ten deseń. Trochę ten niedosyt zaspokaja końcówka, w której dochodzi do serii dość zaskakujących zbiegów okoliczności.
Jest jednak coś, co pozwala przeżyć jakoś tą średniznę scenariusza i czerpać przyjemność z oglądania. Nie, nie mam tu na myśli ścieżki dźwiękowej, która stoi na przyzwoitym poziomie, wszak to musical, więc tego należało się spodziewać. Nie myślę też o zdjęciach i charakteryzacji, które choć świetne nie udźwignęły by ciężaru całego filmu. Chodzi mi o Johnnego Deppa, który po raz kolejny daje popis swojego geniuszu.
To że jest świetnym aktorem już wiedziałem. Miłą niespodzianką było dla mnie to, że całkiem nieźle śpiewa. Co ważniejsze śpiewanie nie przeszkadza mu w graniu. Zgodnie z tytułem był demoniczny, więc nominacja do Oscara jak najbardziej zasłużona. Pozostali aktorzy pozostają w jego cieniu, chociaż zarzucić im nie ma czego. Jako ciekawostkę dodam tylko, że w filmie występuje też Sacha Baron Cohen (AKA Borat, Ali G) jako włoski golibroda - Adolfo Pirelli.
I na tym chyba swój wywód na temat tego 'Sweeney Todd...' skończę. Oglądało mi się go przyjemnie, chociaż nie aż tak, jak 'Edwarda nożycorękiego', czy 'Charliego i fabrykę czekolady'. Fabuła mnie nie porwała i to chyba największy zarzut. Z tym że bardziej z nim powinienem się udać do twórców pierwowzoru, bo Burton zrobił po prostu swoje. Jego dzieło wygląda ładnie, tylko brakuje mu trochę wnętrza. To trochę tak, jakby główna bohaterka zapomniała dodawać farszu do swoich placków. I o ile w jej przypadku (przynajmniej z początku) wyszło by to chyba na plus, tak w przypadku 'Demonicznego golibrody' ów brak zabiera sporo przyjemności z oglądania.