niedziela, 27 lipca 2008

Miłość. Nie przeszkadzać!




gatunek:

komedia romantyczna
reżyseria:
Pierre Salvadori
scenariusz:
Pierre Salvadori, Benoît Graffin
zdjęcia:
Gilles Henry
muzyka:
Camille Bazbaz
obsada:
Gad Elmaleh Gad Elmaleh Jean
Audrey Tautou Audrey Tautou Irene
Marie-Christine Adam Marie-Christine Adam Madeleine
Vernon Dobtcheff Vernon Dobtcheff Jacques
od lat:
czas trwania: 106 min
cena DVD: 39,90
moja ocena: 2/6

Ile ja bym dał, żeby mi ktoś przeszkodził w oglądaniu tego filmu! Niestety, nikt nie był tak łaskawy. Ale nie ma tego złego - przynajmniej potwierdziłem sobie 3 tezy:
  1. komedie romantyczne nie są śmieszne
  2. język francuski brzmi romantycznie
  3. wszystkie komedie romantyczne opierają się na tym samym schemacie
Jeśli chodzi o 'Miłość. Nie przeszkadzać!', to z pozoru ten trzeci warunek nie jest spełniony. W końcu czy słyszeliście wcześniej o komedii romantycznej, w której główną bohaterką jest dziewczyna utrzymująca się z uwodzenia bogatych mężczyzn? No właśnie, a tak jest w tej francuskiej produkcji. Tak się składa, że Irene, bo o niej mowa, ma jednak pecha - najpierw uwodzi kelnera, myśląc, że to biznesmen, a następnie na zdradzie przyłapuje ją jej sponsor (bo narzeczonym takiego pana trudno nazwać). W dodatku, gdy wychodzi na jaw, że jej książę z bajki to zwykły kelner okazuje się, że on coś do niej poczuł i nie chce się odczepić. Żeby tak się stało, ona wyczyści mu konto, jednak i to nie pomoże. Chłopak znajdzie sobie podobne do niej zajęcie, a złośliwy los sprawi, iż staną się sąsiadami w hotelu. Jak to się skończy wie już chyba każdy.

Jednak nie mam tu wcale pretensji, o przewidywalne zakończenie. Przecież nie można się spodziewać, że w komedii romantycznej ktoś zostanie na końcu skrzywdzony. Czego się więc czepiam? Ano tego, że w trakcie trwania filmu można by trochę powalczyć ze schematem. A tu wszystko prowadzi od samego początku do oczywistego finału, nie ma żadnych komplikacji.

W dodatku pierwsza połowa filmu ciągnie się jak flaki z olejem, a Jean (wspomniany wcześniej kelner) irytuje jak mało kto. Sorry, ale facet powinien mieć w sobie trochę honoru i nie biegać jak taki debil za dziewczyną, która wyraźnie ma go gdzieś, a jej jedynym zmartwieniem jest jak szybko wydać wszystkie jego pieniądze.

Nie mam zamiaru dłużej pastwić się na 'Miłość. Nie przeszkadzać!'. Szkoda tu moich słów. Napiszę może tylko za co te kilka plusików zgarnął. Po pierwsze, jak na komedie romantyczną przystało, było romantycznie. Może nie jestem specem w tej dziedzinie, ale jednak było w tej opowieści można poczuć miłosną atmosferę.

Po drugie była tam Audrey Tautou. Znana wszystkim Amelia trochę już podrosła i stała się bardzo urodziwą kobietą. Przyznam szczerze, że to sceny z jej udziałem sprawiały, że był jakiś sens w gapieniu się w ekran. Nie chodzi mi tu nawet o samo aktorstwo (które było w całym filmie przyzwoite), ale o jej wygląd. Bardzo dobrze dobrane kreacje, na ładnej aktorce - jak tu nie dać za to plusa ;) Jedynie papieros widniejący od czasu do czasu w jej rękach nie pasował do tego nienagannego wizerunku, ale nie ma rzeczy/ludzi idealnych.

Na tym jednak zalety kończą się definitywnie. Jak na trwający prawie dwie godziny film dwa pozytywne akcenty to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, iż są to dwie rzecz drugo- albo i trzeciorzędne. Bo o ile ktoś może zdecydować się na film, ponieważ jest on romantyczny, tak już dla Audrey Tautou do kina przyjdzie raczej niewielu.

Więc jeśli nie zaliczacie się do żadnej z wyżej wymienionych grup, radzę szczerze odpuście sobie ten film. Ponoć uczymy się na błędach - inteligentni na cudzych, ci mniej inteligentni na swoich. Wierzę, że będziecie inteligentni. Ja błąd popełniłem i właśnie go opisałem. A wy róbcie z tym co chcecie.

wtorek, 22 lipca 2008

Piła IV




gatunek:

horror, thriller
reżyseria:
Darren Lynn Bousman
scenariusz:
Marcus Dunstan, Patrick Melton
zdjęcia:
David A. Armstrong
muzyka:
Charlie Clouser
obsada:
Tobin Bell Tobin Bell John / Jigsaw
Costas Mandylor Costas Mandylor Hoffman
Scott Patterson Scott Patterson Agent Strahm
Betsy Russell Betsy Russell Jill
Lyriq Bent Lyriq Bent Rigg
od lat: 18
czas trwania: 95 minut
cena DVD: 39,90
moja ocena: 5/6

Chociaż Jigsaw odszedł, jego zagadki na zawsze pozostaną z nami. Przecież śmierć organizatora różnej maści mrocznych gierek nie oznacza wcale, że seria 'Piła' musi się szybko skończyć. I bardzo dobrze. Bo im bardziej Jigsaw martwy, tym bardziej przekonująco wyglądają jego 'zabawy'.

Tym razem głównym bohaterem jest policjant Rigg. Ma on obsesję na punkcie ocalania ludzi. Nie dostrzega jednak, że w większości przypadków tylko oni sami mogą siebie ocalić. Dlatego też Jigsaw postanawia pomóc mu to dostrzec i wplątuje go w sieć swoich łamigłówek.

Przyznam szczerze, że pod względem fabularnym czwarta odsłona wygląda imponująco. Scenariusz został skonstruowany bardzo misternie, nie znalazłem w nim żadnych niedociągnięć. Co więcej przez cały czas nie mamy pojęcia co za chwilę się wydarzy, tak więc emocje są gwarantowane. Oglądając 'Piłę IV' sami mamy wrażenie, jakbyśmy brali udział w grze. Być może efekt ten został spotęgowany tym, że czwarta część wyjaśnia kilka fabularnych niedociągnięć trójki. W ogóle w świetle odsłony czwartej, trzecia staje się leciutką rozgrzewką, wprowadzającą nas w całą sytuację.

Nie chcę tu pisać zbytnimi konkretami, bo wiadomo - Piła to przede wszystkim niespodzianki czekające na każdym kroku zwieńczone imponującym zakończeniem. Również w czwartej części sprawia ono , że otwieramy oczy ze zdumienia. Po raz kolejny Jigsaw wygrał swoją grę, po raz kolejny nas zaskoczył.

Pisać komplementów mógłbym jeszcze więcej (chociażby to, o montażu , który zamiast irytować tak, jak w poprzedniej odsłonie, tu bardzo mi się podobał), jednak było by to powielanie wszystkiego dobrego, co powiedziano o części pierwszej i niekiedy drugiej. Trochę szkoda, że nie spróbowano jakichś nowych rozwiązań, jak chociażby w bardziej kameralnej 'trójce'. Fakt, nie jest powiedziane, że taka zmiana by się opłaciła, ale przecież kto nie ryzykuje, ten nie ma. Bez tego jak dla mnie 'Piła IV' za bardzo przypomina 'Piłę II'. Tam też gra wciągała znaczną grupę osób, tam też pierwsze skrzypce grali policjanci. Podobieństwa na tym się nie kończą, ale reszty szukajcie w filmie.

Jeśli chodzi o inne skojarzenia, to nasunęło mi się jeszcze... 'Siedem'. Fani tego kultowego thrillera zapewne mnie zabiją za to porównanie, ale co ja poradzę, że nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż scenariusz czwartej 'Piły' jest robiony na podobnej zasadzie? W genialnym filmie Finchera odkrywaliśmy kolejno grzechy główne, ginęli ludzie którzy je popełniali. Tu też kolejno giną ludzie, którzy też mają na sumieniu swoje grzechy. I zarówno w 'Siedem', jak i w 'Pile IV' główny bohater musi coś w sobie pokonać. Problem polega na tym, że film Darrena Lynna Bousmana zgubił gdzieś chęć bycia czymś ambitniejszym. Stąd też do 'Siedem' zbytnio się nie zbliża. Szkoda, bo dorobienie jakiejś ideologi do czwartej części nie było by aż tak trudne - wystarczyłoby wciągnąć w grę ludzi, którzy na prawdę mają coś na sumieniu. A patrząc chociażby na głównego bohatera, którego winą jest to, że... chce dobrze trudno uznać go za słusznie ukaranego. Mi to jednak nie przeszkadza aż tak bardzo, w końcu 'Piły' to w pierwszej kolejności rozrywka.

A jak rozrywka, to wszystko powinno być jasne, jak zasady gier Jigsawa. A niestety jak dla mnie zbyt wiele było różnych postaci, zbyt wiele związków między nimi i niestety do końca ich nie ogarnąłem. Można było kilka wyrzucić ze spokojem, film by zbyt wiele nie stracił. Ale czepiać się tego nie mam zamiaru.

Bo i po co, skoro całość mnie w pełnu usatysfakcjonowała? Po chwilowym spadku formy, seria wróciła do swojego poziomu. Zastanawia mnie tylko kiedy w końcu 'Piła' się stępi. Bo bez wymiany ostrza długo nie pociągnie. Nie można przecież wiecznie żerować na jednym pomyśle, choćby nie wiem jak był on dobry. Dlatego też mam nadzieję, że piąta część czymś mnie zaskoczy. Jeśli nie, to ja wolę wrócić do pierwszych dwóch, bądź czwartej części, niż oglądać ten sam schemat z innymi aktorami.

wtorek, 15 lipca 2008

Piła III




gatunek:
horror, thiller
reżyseria
:
scenariusz:
obsada:
Tobin Bell Tobin Bell John Kramer / Jigsaw
Shawnee Smith Shawnee Smith Amanda
Angus Macfadyen Angus Macfadyen Jeff
Bahar Soomekh Bahar Soomekh Dr Lynn Denlon

od lat: 18
czas trwania: 107 min
cena DVD: 37,90
moja ocena: 4/6



Zanim przejdę do sedna, czyli do trzeciej odsłony 'Piły' chciałbym od razu zniechęcić pewną grupę ludzi do tego filmu. Chodzi mi tu o osoby, którym pierwsza lub/i druga odsłona do gustu nie przypadła. Filmy o mordercy zwanym Jigsaw pomimo pewnych różnic opierają się na podobnym schemacie i jeśli ktoś go nie kupił w pierwszej części nie kupi go też w następnych, w tym w trzeciej. Chociaż przyznać trzeba, że trzecia odsłona znacząco różni się od poprzednich.

Trudno mi jednak jednoznacznie powiedzieć na czym ta różnica polega. Na pewno w pewien sposób zmieniono sposób prowadzenia akcji. We wspomniany wcześniej częściach Jigsaw pozostawał jakby na drugim planie, tutaj jedna z gier polega na utrzymaniu go przy życiu. Jeśli on umrze, umrze też lekarka, która w niej bierze udział. Jego czynności życiowe ma podtrzymywać do momentu, aż swoją grę zakończy pewien mężczyzna. Nad wszystkim czuwa oczywiście Amanda, znana z poprzednich odsłon, typowana na następczynię Jigsawa. Tak w skrócie rysuje się fabuła i choć może nie sprawia takiego wrażenia, to jednak jest w zdecydowanie innym klimacie niż w poprzednich częściach.

Czy zmiana ta wyszła na dobre? Mam wątpliwości, chociaż na pewno nie pogrążyła filmu. Na plus zasługuje przede wszystkim sama historia. To dlatego, że po pierwsze za pomocą retrospektyw autorzy wyjaśniają nam kilka rzeczy z poprzednich części, a po drugie, jeśli chodzi o relacje między uczestnikami gry wygląda wszystko przekonująco. Niestety nie można mieć wszystkiego. Kosztem poprawionej głównej fabuły ucierpiał przede wszystkim klimat. Fakt, że nazywanie którejkolwiek z 'Pił' horrorem jest dla mnie przesadą (thiller w mojej opinie jest trafniejszym określeniem) nie oznacza, iż były one pozbawione jakiegoś elementu grozy. Niestety, tej grozy (klimatu) w 'trójce' jest jak na lekarstwo.

Również zakończenie, które w dwóch poprzednich częściach sprawiło, iż musiałem zbierać szczękę z podłogi tutaj nie powalało. Częściowo się go domyśliłem i to bardzo szybko. Może dlatego, to czego nie zdołałem sam wydedukować wywarło na mnie tak mizerny efekt . Inna sprawa, że tym razem twórcy trochę przegięli i prawdziwa gra Jigsawa, która jak zawsze wychodzi na jaw na końcu była mało realistyczna.

Niestety, lista moich zarzutów na tym się nie kończy. Jeśli chodzi o samą fabułę przyczepił bym się jeszcze do dwóch zbędnych morderstw na początku. Ani one niczego do filmu nie wniosły, ani nie szokowały specjalnie brutalnością, czy też obrzydliwością.

W ogóle pod tym względem 'Piła III' nie pokazała zbyt wiele. Być może jestem już uodporniony na wszelkiej maści flaki i poodcinane kończyny na ekranie, ale poza jedną, robiącą dziury w mózgu, sceną nie było niczego co by mnie zniesmaczyło. W dzisiejszym kinie zdarzają się o wiele bardziej brutalne i obrzydliwe obrazy. Żeby nie było wątpliwości - to zachowanie granicy dobrego smaku uznaję oczywiście za plus.

Jeśli chodzi o sprawy techniczne to raczej wyszło poprawnie. Irytowała mnie tylko jedna rzecz - montaż. Szybkie przeskakiwanie z jednej postaci, na drugą nie zbyt pozwalało skupiać się na tym, co dzieje się na ekranie. Poza tym było jednak ok, aktorzy dali radę, zresztą w połowie byli oni już sprawdzeni w poprzednich częściach.

W zasadzie dziwi mnie, iż nie była to ostatnia odsłona serii. Kończąc na trylogii otrzymalibyśmy dość komplenty zestaw filmów, w którym trzecia część była by swego rodzaju podsumowaniem. Było by to tym bardziej logiczne, iż autorzy zamknęli sobie kilka furtek na kontynuację. Z drugiej strony, takie rozwiązanie rozbudza ciekawość, co też wymyślili w 'Pile IV'. Ja mam zamiar się o tym przekonać już niebawem. Bo mimo, że 'Piła III' od swoich dwóch poprzednich części jest wyraźnie gorsza, to jednak nie zniechęca widza do obejrzenia kolejnych odsłon. Kto wie, może w dalszych częściach wróci poziom z pierwszej, lub chociaż z drugiej części?

niedziela, 6 lipca 2008

4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni




reżyseria
:
scenariusz:
obsada:
Anamaria Marinca Anamaria Marinca Otilia
Laura Vasiliu Laura Vasiliu Gabita
Vlad Ivanov Vlad Ivanov Bebe
Alexandru Potocean Alexandru Potocean Adi

moja ocena: 3,5/6


'4 tygodnie, 3 miesiące, 2 dni' miało mówić o aborcji i to w dodatku ponadprzeciętnie (Złota Palma w Cannes, wiele tytułów filmu roku 2007). Wyszedł film, którego akcja, owszem toczy się wokół wątku aborcyjnego, ale ponad przeciętność zdecydowanie się nie wybija. Ośmielę się nawet stwierdzić, że to całe pianie z zachwytu nad tą rumuńską produkcją spowodowane jest tylko i wyłącznie odwagą, bo w sumie temat aborcji nie należy do najpopularniejszych w kinie. Jednak, jeśli zapomnimy czym film miał być i spojrzymy tylko na to czym jest, możemy poczuć się po seansie tak, jak po obejrzeniu dobrego filmu.

Wszystko to za sprawą głównej bohaterki. To właśnie jej postać ratuje film i wznosi go o poziom wyżej. Dodam tylko, że pod pojęciem głównej bohaterki nie mam na myśli tej dziewczyny, która jest w ciąży, a jej przyjaciółkę. Bo gdy Gabita decyduje się na aborcję nie udaje jej się załatwić niczego jak należy. To jej przyjaciółka - Otilia - organizuje pieniądze, załatwia hotel, spotyka się z mężczyzną który ma dokonać aborcji, a gdy opłata okazuje się niewystarczająca decyduje się zapłacić za aborcję swoim ciałem. Poświęcenie budzące prawdziwy szacunek, postawa godna prawdziwej przyjaciółki.

To właśnie przyjaźń była dla mnie tematem numer jeden w tym filmie. Rumuński reżyser i scenarzysta - Cristian Mungiu - nie wiem czy celowo, czy nie znakomicie sportretował relację jaka może łączyć dwójkę ludzi. Nie pokazał przyjaźni tak, jak to miało miejsce chociażby w filmie o podobnej tematyce - 'Juno', gdzie sprowadzała się ona głównie do w miarę rozsądnych rad dwóch nastolatek. Tu przyjaźń zostaje wyniesiona na wyższy stopień, jeśli trzeba Otillia może poświęcić się dla Gabity. Robi wszystko co może, by pomóc swojej współlokatorce, jednak w zamian nie otrzymuje praktycznie nic. Musi radzić sobie sama z problemem swojej przyjaciółki. Nie znajdzie w Gabicie wsparcia. Nie znajdzie go też u swojego chłopaka, chociaż on przynajmniej się stara. Na nic to się jednak zdaje, gdyż to przyjaźń zdaje się być priorytetem w życiu Otilli. Przyjaźń bezinteresowna, szczera i prawdziwa. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Nie mogę ich mieć, ponieważ nie pozwala mi na to scenariusz, w którym zadbano o każdy detal, jeśli chodzi o zachowanie się poszczególnych postaci. Co więcej znaleziono rewelacyjnych aktorów, którzy zagrali tak, jakby... nie grali. Oszczędna pod każdym względem gra wspaniale oddaje klimat filmu, a występ Anamarii Marincy (Otillia) jest po prostu mistrzowski. Kapitanie oddała emocje, jakie towarzyszyły Otilli, dzięki niej jej dramat staje się też naszym dramatem.

W tej całej ponurości, jaką zalewa nas '4 tygodnie, 3 miesiące, 2 dni' wyróżniają się też zdjęcia, oddające bardzo dobrze szarą rzeczywistość komuny. Nie jest to co prawda czas, z którego mógłbym cokolwiek pamiętać, jednak trudno nie wiedzieć, przynajmniej ze słyszenia, jak wtedy było. I powiem szczerze, że właśnie taką ponurą wizję jaką zaserwowano mi w tym rumuńskim filmie miałem wcześniej przed oczami.

Pomimo tych wszystkich zalet, jest coś co nie pozwala mi ocenić tego filmu wyżej. Bo przecież to dzieło o aborcji, temacie drażliwym, aczkolwiek wymagającym głębszego poruszenia. A tu mimo, że jest to główny wątek zostaje przyćmiona innymi sprawami. Szkoda, bo po filmie, który zdobywa tak wiele, tak ważnych nagród można by oczekiwać czegoś przełomowego, czegoś nowego. A tak dostajemy informację w stylu 'aborcja nie jest prostym i jednoznacznym zagadnieniem.'. Tyle to i ja wiedziałem, bez oglądania '4 miesięcy...'. No ale na pocieszenie zostaje kilka mądrzejszych obrazów przyjaźni. I to jest właśnie siła rumuńskiego laureata Złotej Palmy 2007.

środa, 2 lipca 2008

'WALL.E' premierą lipca

Wakacje to najwidoczniej dla dystrybutorów czas ograniczonych zysków. W sumie coś w tym musi być, w końcu bardziej martwimy się na której plaży/nad którym jeziorem będzie najmniejszy tłok, niż w jakim kinie znajdziemy najlepszy film. W związku z tym lipiec w premiery nie obfituje, ale mimo to znajdzie się w nim kilka pozycji godnych uwagi.

Dla mnie numerem jeden w tym miesiącu jest 'WALL.E' (premiera: 18.07.2008). W zasadzie jest to jeden z bardziej oczekiwanych przeze mnie filmów w całym roku. Tytułowy robot WALL.E (Wysypiskowy Automat Likwidująco Lewarujący. E-klasa) wbudzi ł mojąsympatię od pierwszego wejrzenia. Co więcej, w dobie gdzie najlepszym bohaterem animacji jest zwierzak (nie ważne jaki, chociaż ostatnimi czasy pingwiny zdają się być gwarancją sukcesu) umieszczenie w centrum akcji robota może być miłą odskocznią i ciekawym pomysłem. I nie ważne, że akcja, która skupiać się będzie wokół miłości WALL.E'ego do robocicy EVE nie brzmi zbyt porywająco, a poczuciem humoru film nie zbliży się zapewne do Shreka, ani nawet do Epoki lodowcowej. Ważne, że coś drgnęło w animacji, w (chyba) pozytywną stronę. Bo WALL.E ma w sobie coś, co zdaje się być gwarancją sukcesu - jest tak samo niepowtarzalny, jak Osioł ze Shreka, czy Scrat z Epoki lodowcowej.

A co oprócz WALL.E'ego? Przede wszystkim uwagę przykuwa 'Z archiwum X: Chcę wierzyć' (premiera: 25.07.2008). O serialu słyszał chyba każdy, a jeśli nie to najprawdopodobniej pół wieku pod lodem przespał. Dla mnie serial jest pozycją kultową, to właśnie on straszył mnie gdy miałem raptem kilka lat ;) Nie sądzę, żeby film dorównał mu przynajmniej w połowie, ale grunt, że w rolach głównych wystąpią, tak jak w serialu, David Duchovny jako agent Mulder i Gillian Anderson jako agentka Scully. I szczerze mówiąc nawet nie wiele mnie interesuje jakich kosmitów będą ścigać. Grunt, że wracają. I chce wierzyć że będzie to powrót w wielkim stylu.

Kolejna pozycją na którą warto (?) zwrócic uwagę jest 'Hancock' (premiera: 11.07.2008). Przyznam szcczerze, że gdyby nie filmweb.pl, na którym film ten wygrał głosowanie na najbardziej oczekiwaną premierę lipca, nie zainteresował bym się nim zbytnio. Co ludzi do niego zachęciło? Byc może obsada, w której wyróżniają się dwie osoby: Will Smith i Charlize Theron. Inna sprawa, że tytułowy Hancock jest postacią dość interesującą. Niby to zwykły super-bohater, który jak każdy inny w jego fachu ratuje świat. Jest jednak coś co go wyróżnia - on przy okazji ratowania sieje też spustoszenie. Chęci ma dobre, ale wychodzi tak sobie. I pewnie tak samo będzie z tym filmem.

Na zakończenie zdań kilka o dwóch filmach - pierwszy 'Angielska robota' (premiera: 25.07.2008). Jest to film o legendarnym już napadzie na bank na londyńskiej Baker Street w 1971 roku. Sprawców nigdy nie złapano, pieniędzy nie odzyskano. A film dość dobre oceny zbiera. Zupełnie inaczej niż 'Czarna owca' (premiera: 25.07.2008). Ja się nawet nie łudzę, że to będzie dobry horror. To raczej wyjdzie tragedia, albo tragikomedia. Jednak fabuła jest tak durna, że musiałem o tym tu wspomnieć :D Generlanie chodzi w niej o to, że owce zaczynają mutowac i atakować ludzi. Jak mówi jeden ze znalezionych przeze mnie opisów:
Jedna wkurzona owca to kłopot. Czterdzieści milionów wkurzonych owiec to prawdziwy horror.
Ta, faktycznie, ale chyba dla widza. A ten cytat powyżej niech będzie pointą tego przeglądu premier lipca.

Zwiastun 'WALL.E':

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman