gatunek:
komedia romantyczna
reżyseria:
Pierre Salvadori
scenariusz:
Pierre Salvadori, Benoît Graffin
zdjęcia:
Gilles Henry
muzyka:
Camille Bazbaz
obsada:
Gad Elmaleh | Jean |
Audrey Tautou | Irene |
Marie-Christine Adam | Madeleine |
Vernon Dobtcheff | Jacques |
czas trwania: 106 min
cena DVD: 39,90
moja ocena: 2/6
Ile ja bym dał, żeby mi ktoś przeszkodził w oglądaniu tego filmu! Niestety, nikt nie był tak łaskawy. Ale nie ma tego złego - przynajmniej potwierdziłem sobie 3 tezy:
- komedie romantyczne nie są śmieszne
- język francuski brzmi romantycznie
- wszystkie komedie romantyczne opierają się na tym samym schemacie
Jeśli chodzi o 'Miłość. Nie przeszkadzać!', to z pozoru ten trzeci warunek nie jest spełniony. W końcu czy słyszeliście wcześniej o komedii romantycznej, w której główną bohaterką jest dziewczyna utrzymująca się z uwodzenia bogatych mężczyzn? No właśnie, a tak jest w tej francuskiej produkcji. Tak się składa, że Irene, bo o niej mowa, ma jednak pecha - najpierw uwodzi kelnera, myśląc, że to biznesmen, a następnie na zdradzie przyłapuje ją jej sponsor (bo narzeczonym takiego pana trudno nazwać). W dodatku, gdy wychodzi na jaw, że jej książę z bajki to zwykły kelner okazuje się, że on coś do niej poczuł i nie chce się odczepić. Żeby tak się stało, ona wyczyści mu konto, jednak i to nie pomoże. Chłopak znajdzie sobie podobne do niej zajęcie, a złośliwy los sprawi, iż staną się sąsiadami w hotelu. Jak to się skończy wie już chyba każdy.
Jednak nie mam tu wcale pretensji, o przewidywalne zakończenie. Przecież nie można się spodziewać, że w komedii romantycznej ktoś zostanie na końcu skrzywdzony. Czego się więc czepiam? Ano tego, że w trakcie trwania filmu można by trochę powalczyć ze schematem. A tu wszystko prowadzi od samego początku do oczywistego finału, nie ma żadnych komplikacji.
W dodatku pierwsza połowa filmu ciągnie się jak flaki z olejem, a Jean (wspomniany wcześniej kelner) irytuje jak mało kto. Sorry, ale facet powinien mieć w sobie trochę honoru i nie biegać jak taki debil za dziewczyną, która wyraźnie ma go gdzieś, a jej jedynym zmartwieniem jest jak szybko wydać wszystkie jego pieniądze.
Nie mam zamiaru dłużej pastwić się na 'Miłość. Nie przeszkadzać!'. Szkoda tu moich słów. Napiszę może tylko za co te kilka plusików zgarnął. Po pierwsze, jak na komedie romantyczną przystało, było romantycznie. Może nie jestem specem w tej dziedzinie, ale jednak było w tej opowieści można poczuć miłosną atmosferę.
Po drugie była tam Audrey Tautou. Znana wszystkim Amelia trochę już podrosła i stała się bardzo urodziwą kobietą. Przyznam szczerze, że to sceny z jej udziałem sprawiały, że był jakiś sens w gapieniu się w ekran. Nie chodzi mi tu nawet o samo aktorstwo (które było w całym filmie przyzwoite), ale o jej wygląd. Bardzo dobrze dobrane kreacje, na ładnej aktorce - jak tu nie dać za to plusa ;) Jedynie papieros widniejący od czasu do czasu w jej rękach nie pasował do tego nienagannego wizerunku, ale nie ma rzeczy/ludzi idealnych.
Na tym jednak zalety kończą się definitywnie. Jak na trwający prawie dwie godziny film dwa pozytywne akcenty to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, iż są to dwie rzecz drugo- albo i trzeciorzędne. Bo o ile ktoś może zdecydować się na film, ponieważ jest on romantyczny, tak już dla Audrey Tautou do kina przyjdzie raczej niewielu.
Więc jeśli nie zaliczacie się do żadnej z wyżej wymienionych grup, radzę szczerze odpuście sobie ten film. Ponoć uczymy się na błędach - inteligentni na cudzych, ci mniej inteligentni na swoich. Wierzę, że będziecie inteligentni. Ja błąd popełniłem i właśnie go opisałem. A wy róbcie z tym co chcecie.
Jednak nie mam tu wcale pretensji, o przewidywalne zakończenie. Przecież nie można się spodziewać, że w komedii romantycznej ktoś zostanie na końcu skrzywdzony. Czego się więc czepiam? Ano tego, że w trakcie trwania filmu można by trochę powalczyć ze schematem. A tu wszystko prowadzi od samego początku do oczywistego finału, nie ma żadnych komplikacji.
W dodatku pierwsza połowa filmu ciągnie się jak flaki z olejem, a Jean (wspomniany wcześniej kelner) irytuje jak mało kto. Sorry, ale facet powinien mieć w sobie trochę honoru i nie biegać jak taki debil za dziewczyną, która wyraźnie ma go gdzieś, a jej jedynym zmartwieniem jest jak szybko wydać wszystkie jego pieniądze.
Nie mam zamiaru dłużej pastwić się na 'Miłość. Nie przeszkadzać!'. Szkoda tu moich słów. Napiszę może tylko za co te kilka plusików zgarnął. Po pierwsze, jak na komedie romantyczną przystało, było romantycznie. Może nie jestem specem w tej dziedzinie, ale jednak było w tej opowieści można poczuć miłosną atmosferę.
Po drugie była tam Audrey Tautou. Znana wszystkim Amelia trochę już podrosła i stała się bardzo urodziwą kobietą. Przyznam szczerze, że to sceny z jej udziałem sprawiały, że był jakiś sens w gapieniu się w ekran. Nie chodzi mi tu nawet o samo aktorstwo (które było w całym filmie przyzwoite), ale o jej wygląd. Bardzo dobrze dobrane kreacje, na ładnej aktorce - jak tu nie dać za to plusa ;) Jedynie papieros widniejący od czasu do czasu w jej rękach nie pasował do tego nienagannego wizerunku, ale nie ma rzeczy/ludzi idealnych.
Na tym jednak zalety kończą się definitywnie. Jak na trwający prawie dwie godziny film dwa pozytywne akcenty to zdecydowanie za mało. Tym bardziej, iż są to dwie rzecz drugo- albo i trzeciorzędne. Bo o ile ktoś może zdecydować się na film, ponieważ jest on romantyczny, tak już dla Audrey Tautou do kina przyjdzie raczej niewielu.
Więc jeśli nie zaliczacie się do żadnej z wyżej wymienionych grup, radzę szczerze odpuście sobie ten film. Ponoć uczymy się na błędach - inteligentni na cudzych, ci mniej inteligentni na swoich. Wierzę, że będziecie inteligentni. Ja błąd popełniłem i właśnie go opisałem. A wy róbcie z tym co chcecie.