gatunek:
horror
reżyseria:
George A. Romero
scenariusz:
George A. Romero,
zdjęcia:
George A. Romero
muzyka:
Scott Vladimir Licina
obsada:
Judith O'Dea | Barbara |
Russell Streiner | Johnny |
Duane Jones | Ben |
Karl Hardman | Harry Cooper |
Keith Wayne | Tom |
czas trwania: 96 min
cena DVD: 39,40
moja ocena: 3/6
Tematyka żywych trupów jest mi ostatnio bardzo bliska. Nie żebym miał z nimi jakieś spotkanie, aż tak źle ze mną nie jest. Wystarczy, że przeczytałem podręcznik obrony przed umarlakami. Bogaty w taką wiedzę postanowiłem zmierzyć się z zombie poruszającymi się po ekranie. Na pierwszy ogień poszła najnowsza produkcja o tych stworach - '28 tygodni później' i co tu dużo mówić, wypadła beznadziejnie. Teraz przyszedł czas na film, który zapoczątkował modę na umarlaki - 'Noc żywych trupów'. Niestety tutaj również rewelacji nie było.
Co mnie jednak już na samym początku zaskoczyło, to szybkie wprowadzenie całej akcji. Nie było tak jak w dzisiejszych czasach wstępu, w którym poznali byśmy głównych bohaterów. Młode rodzeństwo już w pierwszych minutach zostaje zaatakowane. Przeżywa tylko dziewczyna, Barbara, która znajduje schronienie w pobliskim domu. Jak się potem okazuje nie ona jedna wybiera to miejsce na kryjówkę przed zombie. Od tej pory celem będzie przetrwanie najbliższych chwil.
Problem 'Nocy żywych trupów' polega na tym, iż za mało w tym filmie akcji i elementów, które mogły by wzbudzić grozę. Większość filmu jest raczej przegadana, a żywych trupów tam jak na lekarstwo. Szkoda, bo gdy umarlaki pojawiają się na ekranie jakiś niepokój zaczynamy odczuwać. Świadczy to o tym, że gdyby George A. Romero zdecydował się na większą liczbę ujęć z zombie film mógłby straszyć również i dziś. Niestety, jest jak jest i nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć, że w roku 1968, kiedy to powstał, wzbudzał co najmniej takie przerażenie jak chociażby 'The Ring' w ostatnim czasie.
Co mnie zaskoczyło, to sposób w jaki ukazane było zjadanie ludzi. Scena ta była trochę szokująca nawet dla mnie, tak więc wyobrażam sobie, jakie reakcje wywoływała 40 lat temu. Dodam tu tylko że mnie, czyli osobę znieczuloną na przemoc i flaki na ekranie przez różnego rodzaju produkcje w stylu 'Wzgórza mają oczy' trudno czymś obrzydzić, tudzież zszokować. A jeśli udaje się to w filmie czarno-białym, to na prawdę należą się słowa uznania dla reżysera. Była jeszcze jedna scena, pod koniec filmu w piwnicy, która mnie zaskoczyła, jednak nie będę zdradzał szczegółów, gdyż scen z końca filmu zdradzać nie wypada.
Przyznam szczerze, że trudno oceniać mi ten film. Kinematografia poszła przez ostatnie pół wieku mocno do przodu, dlatego też kryteria które przyjmuję dla filmów współczesnych przy 'Nocy żywych trupów' zupełnie się nie sprawdzają. Patrząc chociażby na aktorstwo, współcześnie aktorzy używają zupełnie innych środków wyrazu niż to miało miejsce dawniej. I mi akurat ten stary model niezbyt odpowiada. Jest jednak jedna aktorka, która swoją grą dość mocno mnie zachwyciła. Mam tu na myśli Judith O'Dea'e w roli Barbary, która odegrała swoją partię... ponadczasowo. Gdyby trafiła na film z bardziej docenianego gatunku niż horror, za takie przedstawienie obłąkania miałaby szanse na Oscara.
Co mnie jednak już na samym początku zaskoczyło, to szybkie wprowadzenie całej akcji. Nie było tak jak w dzisiejszych czasach wstępu, w którym poznali byśmy głównych bohaterów. Młode rodzeństwo już w pierwszych minutach zostaje zaatakowane. Przeżywa tylko dziewczyna, Barbara, która znajduje schronienie w pobliskim domu. Jak się potem okazuje nie ona jedna wybiera to miejsce na kryjówkę przed zombie. Od tej pory celem będzie przetrwanie najbliższych chwil.
Problem 'Nocy żywych trupów' polega na tym, iż za mało w tym filmie akcji i elementów, które mogły by wzbudzić grozę. Większość filmu jest raczej przegadana, a żywych trupów tam jak na lekarstwo. Szkoda, bo gdy umarlaki pojawiają się na ekranie jakiś niepokój zaczynamy odczuwać. Świadczy to o tym, że gdyby George A. Romero zdecydował się na większą liczbę ujęć z zombie film mógłby straszyć również i dziś. Niestety, jest jak jest i nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć, że w roku 1968, kiedy to powstał, wzbudzał co najmniej takie przerażenie jak chociażby 'The Ring' w ostatnim czasie.
Co mnie zaskoczyło, to sposób w jaki ukazane było zjadanie ludzi. Scena ta była trochę szokująca nawet dla mnie, tak więc wyobrażam sobie, jakie reakcje wywoływała 40 lat temu. Dodam tu tylko że mnie, czyli osobę znieczuloną na przemoc i flaki na ekranie przez różnego rodzaju produkcje w stylu 'Wzgórza mają oczy' trudno czymś obrzydzić, tudzież zszokować. A jeśli udaje się to w filmie czarno-białym, to na prawdę należą się słowa uznania dla reżysera. Była jeszcze jedna scena, pod koniec filmu w piwnicy, która mnie zaskoczyła, jednak nie będę zdradzał szczegółów, gdyż scen z końca filmu zdradzać nie wypada.
Przyznam szczerze, że trudno oceniać mi ten film. Kinematografia poszła przez ostatnie pół wieku mocno do przodu, dlatego też kryteria które przyjmuję dla filmów współczesnych przy 'Nocy żywych trupów' zupełnie się nie sprawdzają. Patrząc chociażby na aktorstwo, współcześnie aktorzy używają zupełnie innych środków wyrazu niż to miało miejsce dawniej. I mi akurat ten stary model niezbyt odpowiada. Jest jednak jedna aktorka, która swoją grą dość mocno mnie zachwyciła. Mam tu na myśli Judith O'Dea'e w roli Barbary, która odegrała swoją partię... ponadczasowo. Gdyby trafiła na film z bardziej docenianego gatunku niż horror, za takie przedstawienie obłąkania miałaby szanse na Oscara.
Dość ciekawie prezentuje się też soundtrack, czy raczej zbiór dźwięków odpowiedzialnych za budowanie klimatu. Co prawda ze swojego zadania wywiązują się słabo, a po oddzieleniu od obrazu nie da się tego słuchać, ale jednak dostrzegam w nich spory potencjał. Jestem bardzo ciekawy, jak wypadłyby one w dzisiejszym horrorze, który chociażby dzięki odpowiednio dobranej kolorystyce może być znacznie bardziej mroczny i przerażający. W 'Nocy żywych trupów' potencjał, jaki niosą ze sobą kompozycje ze ścieżki dźwiękowej, ze względu na ograniczenia, jakie towarzyszyły twórcom 40 lat temu, nie został wykorzystany.
Pomimo tych wszystkich (z punktu widzenia dzisiejszego widza) niedociągnięć warto poświęcić trochę czasu na pierwszy film George'a A. Romero. Po pierwsze dlatego, iż zapoczątkował on coś, co trwa do dziś, czyli filmowy świat umarlaków. Po drugie, ponieważ jest to klasyka, której nie wypada nie znać. Każdy o 'Nocy żywych trupów' powinien wyrobić sobie własne zdanie. Ja, chociaż nie podzielam entuzjazmu towarzyszącego tej produkcji, jestem w stanie zrozumieć, że kilkadziesiąt lat temu film ten wzbudzał prawdziwy strach. I choć dzisiaj takich emocji podczas seansu nie dostarcza, to jednak w odróżnieniu od niektórych dzisiejszych reprezentantów kina grozy, nie daje powodów do śmiechu. A to już jest osiagnięcie godne odnotowania.