czwartek, 16 lipca 2009

Transformers: Zemsta upadłych


tytuł oryginalny:
Transformers: Revenge of the Fallen
gatunek:
akcja, sci-fi
reżyseria:
Michael Bay
scenariusz:
Ehren Kruger, Alex Kurtzman, Roberto Orci
zdjęcia:
Ben Seresin, Mitchell Amundsen
muzyka:
Steve Jablonsky
obsada:
Shia LaBeouf Shia LaBeouf Sam Witwicky
Megan Fox Megan Fox Mikaela Banes
Peter Cullen Peter Cullen Optimus Prime (głos)
John Turturro John Turturro Agent Simmons
od lat: 12
czas trwania: 147 minut
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 4,5/6


'Otwórz oczy, wyłącz mózg' - takie motto, przeczytane na filmwebie przyświecało mi podczas oglądania pierwszej części robociej serii. Sprawdziło się, więc stwierdziłem, że warto z takim samym nastawieniem udać się na odsłonę drugą - 'Transformers: Zemsta Upadłych'. Z pierwszym członem mojego motta problemów nie miałem, oczy otwarte w kinie mieć nie trudno, szczególnie gdy efekty specjalne są tak widowiskowe jak tu. Gorzej jednak wyłączyć mózg, Wyłączyć kompletnie, bo częściowe przymknięcie oka na pewne niedociągnięcia nic nie daje. Scenariusz jest tak słaby, że ciężko się z nim pogodzić.

Jak powszechnie wiadomo, w drugiej części, podobnie jak w pierwszej dobre Transformersy (Autoboty) walczą ze złymi (Decepticonami). Gdzieś pomiędzy robotami krząta się Sam Witwicky (Shia LeBeouf) i Mikaela (Megan Fox), wspierani przez kilka drugoplanowych postaci. Tyle jeśli chodzi o fabułę, bo to w zasadzie wszystko czym wypełniono seans. Ktoś powie - mizeria. A ja mu na to odpowiem - a właśnie, że nie, bo przecież Transformersy to nie scenariusz. Ktoś zapyta - to w takim razie co?

I tu jest kilka odpowiedzi. Przede wszystkim Transformersy to... Transformersy. Po to idę do kina na taki film, żeby pooglądać jak wypasione pojazdy i inne maszyny, które zamieniają się w przeróżne roboty. I pod tym względem druga część bije na głowę odsłonę pierwszą. Naturalnie zobaczymy 'starą gwardię' z Optimusem Primem i Bee (mój ulubieniec) na czele. Jednak to nowe roboty wysuwają się na pierwszy plan. Dobrym pomysłem było wprowadzenie postaci Bliźniaków. Ich sprzeczki nie raz wywołały uśmiech na mojej twarzy. Uśmiech ten był jednak niczym w porównaniu z emocjami, jakie wywoływało u mnie 'zwierzątko' Mikaeli. To była dopiero rewelacja humorystyczna. Jeśli natomiast chodzi o samą prezencję, to Devastator mnie... zdewastował. Takich Transformersów proszę więcej w części trzeciej.

Drugim powodem dla którego chodzi się na Transformersów jest Megan Fox. Niewątpliwie robi ona w ostatnim czasie zawrotną karierę i co tu dużo mówić - w dużej mierze dzięki urodzie. Mimo odrobiny sztuczności, którą w niej dostrzegam i tak uważam, że jest śliczna. I całe szczęście, że w drugiej odsłonie było jej całkiem sporo. Ale, ale, nie jest tak różowo - przez to że na ekranie pojawiała się często dostrzegłem w niej pewien 'defekt' - czy była jakaś scena, w której nie miała rozdziabionych ust? Jeśli to miało być ponętne, to trochę tego za dużo było. A wystarczyłoby użyć 10% talentu, zamiast słynnych 7% i zamknąć usteczka - wtedy Pawcio nie miałby się czego czepiać.

Jeśli chodzi o pannę Megan naturalnie. Bo mam inne powody do czepiania się. Scenariusz przemilczę. Będę udawał, że udało mi się całkowicie wyłączyć mózg (chociaż dlaczego bohaterowie biegali w kurtkach po pustyni nie zrozumiem chyba nigdy). Zresztą w Slumdogu też były dziury, a Oscara dostał. Różnica jest jednak taka, że film Boyle'a nie był wtórny, a film Baya jest. W zasadzie była to sprytnie zakamuflowana część pierwsza. Niby trochę zmieniono - sceneria, roboty, sens walki, są inne ale i tak wszystko leci na tym samym schemacie.

No i oczywiście nie mogło zabraknąć motywu amerykańskiego, czyli God bless America i do przodu. Przegięciem było to, jak Amerykanie ratowali cały świat. Ja rozumiem, że to oni kręcą ten film, więc dziwne by było, gdyby bohaterowie walczyli pod flagą Wysp Zielonego Przylądka, ale na Boga, po co tyle patosu w tym wszystkim. Wyniosła muzyka i triumf armii amerykańskiej, która w zasadzie jest wszędzie. Przegięcie.

Ale to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o rzeczy, do których mógłbym się przyczepić. Zaskoczyły mnie za to na plus jeszcze dwie sprawy - muzyka i montaż. Muzyka w klimatach rockowo-instrumelntalnych była dobrana lepiej niż dobrze, natomiast montaż, o dziwo, nie był za szybki i można było ze spokojem wychwycić kto kogo aktualnie atakuje.

Wiem, że nie każdy będzie w stanie przymknąć aż tak bardzo oko na ten wtórny i dziurawy scenariusz. Ale spróbujcie. Wcale nie trzeba być wielkim fanem robotów, aby się dobrze bawić podczas ich oglądania. Ja swoją przygodę z nimi zacząłem tydzień temu. Teraz czekam na część trzecią. Będzie na pewno. A jeśli uświadczę w niej Mikaelę i jej zwierzątko, Bee oraz pędzącą akcję będę zadowolony. Nawet jeśli następnym razem scenariusza nie będzie w ogóle. W końcu zawsze mogę 'otworzyć oczy i wyłączyć mózg'.

8 komentarze:

szymalan pisze...

Od pewnego czasu mam wrażenie, że piszę jedynie na temat nowych Transformersów :D
a zatem. to nie jest tak, że ja kupując bilet liczyłem na inteligentny film w stylu pakistańskich dramatów moralnego niepokoju, nie oczekiwałem odrywczych treści(jestem wielkim miłosnikiem jedynki!). Oczekiwałem , że zobaczę olśniewające wizualnie widowisko,które przegrzany od słońca mózg pochłonie niczym próżnia. I w sumie akcja w Shanghaju dała mi do zrozumienia, że Bay po raz kolejny zaskoczy kolejnym udanym filmowym potworem, w którym demoluje się pięknie wszystko to, co wcześniej się zbudowało jako scenografię i dekoracje. Niestety seans skutecznie utrudnia z kazdą chwila nie tyle niemal totalny brak scenariusza, ale przede wszystkim żenujące poczucie humoru- tak jakby żywcem przystosowane do targetu "American Pie". Reżyser nie wiedział za bardzo co zrobić aby nakręcic 2,5 godzinny film, ale tak żeby było w nim coś jeszcze oprócz kolejnych eksplozji (czy tylko ja miałem wrażenie zę finałowe walki w Egipcie to już po prostu jeden wielki niekontrolowany puszczony totalnie chaos, który nie trzyma się zasad fizyki, logiki i ciągu przyczynowo-skutkowego?).
Rozdęte na pół łokcia wargi sztucznej i plastikowej Megan Fox to już też nie moje porno.W jedynce bohaterowie byli sympatyczni, świński humor cudownie umiarkowany, zaś finałowa walkia to była czysta poezja dla oczu. Tutaj Bay się zapędził- wysadził w powietrze wszystko, ale zapomniał nakręcić nam filmu.
pozdrawiam (sie rozpisałem hehehe)

pafffcio pisze...

Ja miałem swego czasu wrażenie, że tylko o nich czytam :P Ale to poskutkowało tym, że w końcu obejrzałem tą serię :)
Zgadzam się z Tobą, że w Egipcie nic nie trzymało się kupy i chodziło tylko o efekty i bajery maści wszelkiej. Ja jednak na to oko przymykam, chociaż skrócić film można było, byłby mniej głupi.
Co do humoru - nie było chyba aż tak źle :> Owszem, niektóre żarty/gagi były średnie (żeby nie powiedzieć słabe), np. pierdzący robot-starzec, ale kilka razy roześmiałem się szczerze. Szczególnie z tekstów wspomnianego zwierzątka Mikaeli. Ktoś wie jak ono się nazywało?
A że się rozpisałeś to git ;) Treściwe komentarze są dobre ;)
Pozdrawiam,
pawcio

Agniecha pisze...

jeżeli już to Transformery ;P bo Transformers to liczba mnoga od Transformer ;P No, ale szczegółów :D
zwierzątko Mikaeli było rewelacyjne. Popłakałam się przez niego ze śmiechu. W szczególności, gdy zdał sobie sprawę z tego, że wcale nie musi być Decepticonem :P jednakże nie wiem, gdzie go potem wsiąkło, bo widziałam go jedynie do momentu jaskini.
Mikaela z pewnoscią nie jest powodem dla którego oglądałam film, ale rozumiem, że męska część publiczności dlatego ten film ogląda. Ja tam zachwycam się tylko i wyłącznie robotammi.
Faktycznie montaż jest lepszy, ale powiem Ci, że i tak niekiedy nie rozróżniałam kto jest kto, ale to z innych powodów niż w pierwszym filmie- tutaj po prostu za dużo ich się zwaliło.
Ja oglądając film dostałam to czego oczekiwałam więc się nie zawiodłam i czekam na DVD.
gorąco zapraszam do mnie na bloga, gdzie pojawiły się dwie kolejne notki ze znanymi wszystkim mięśniakami - Sylvester Stallone w filmie "Człowiek demolka" oraz Arnold Schwarzenegger w "Predatorze".
Pozdrawiam ;***

maxcine pisze...

Myślę, że każdy kto obejrzał część pierwszą był odpowiednio nastawiony na część drugą. Ja oczekiwałem filmu przynajmniej tak dobrego jak jedynka..
Bay jednak chciał więcej, i nawalił
2x więcej robotów
- wg mnie kaszana, 1-2 nowe modele i zupełnie by wystarczyło
2x więcej akcji
- nawalonej bez ładu i składu
2x więcej zbereźnego humoru
- i ok, tylko trza jeszcze patrzeć na granicę dobrego smaku...
2x więcej głupoty
- pierwsza część była lajtowa, druga to już bajka nie wiadomo dla kogo
2x więcej Megan Fox
- nie czepiajmy się :D Fakt, jest trochę plastykowa, sztuczna i w ogóle.. ale i tak jest "moim porno", jak to szymalan napisał :Phehe
Poza tym, zwróć uwagę, że masa widzów twierdzi, że film jest odrobinę za długi a przecież trwa tyle samo ile część pierwsza.. Bay przegiął, ot cała prawda. Może i Transforersy to po prostu Transformersy ale dalej ma to być FILM. I w tej materii jest już ciężkostrawny..

pafffcio pisze...

Ok, ja rozumiem, że głupota w dwójce bywa nie do znesienia :P Ale akurat co do humoru to mi się podobało! I moim zdaniem było lepiej niż w pierwszej części, chociaż więcej było też słabych dowcipów. Robotów też mogę bronić, bo imho były bardziej 'jakieś' niż te z pierwszej części, miały osobowość.
Mi tam się podobało :P
Pozdrawiam,
pawcio

lola king pisze...

Tego rodzaju produkcję w ogóle mnie nie pociągają, scenariusze, oraz gra aktorska są zazwyczaj tak słabe, że nie warto zawracać sobie tym głowy. A co do motta "otwórz oczy, wyłącz mózg" to od razu wskazuje nam na to, jaki ten film będzie - zero przesłania, a film ratować będą jedynie efekty specjalne - to tak żeby młodsi mieli się czym podjarać. Pozdrawiam ;]

maxcine pisze...

Strasznie sztywne postrzeganie kina i do tego brzydkie szufladkowanie.
Pierwszą częścią "podjarał" się całkiem spory kawałek świata..

dude pisze...

To, że ludzie zamiast oglądać na ekranie siebie, wolą naparzające maszyny da się usprawiedliwić - nadal panuje kryzys, więc kto by chciał dołować się społecznymi dramatami? A już zupełnie na serio - czuję się usatysfakcjonowany drugą częścią filmu. Obie części są cholernie przydługawe(na zdrowie wyszłoby Bay'owi, gdydy uciął 30 min z filmu), ale w dwójce nie ma tego 'wyczekiwania'(przydługawy wstęp - żółnierze przygotowują się do ataku, co jest okazją do ładowania patetycznych dialogów), oszukiwania widza, jest więcej dosłowności: "Chcieliście roboty - to macie!". Poszedłem na ten film po to, żeby podelektować się audiowizualnymi dobrodziejstwami - i to dostałem. Nastawiałem się na prostacki humor, na brak scenariusza, na luz, na to, że film nie przerazi mnie sztucznymi filozoficznymi wywodami a'la najnowszy Terminator. Bay bawi się kinem, nie puszy się, jak większość blockbusterowych kmiotków, którzy próbują tchnąć w obraz własną 'artystyczną wizję', tylko robi to, co umie najlepiej - tworzyć niepohamowaną sieczkę. Ale te 2,5 h rąbaniny już mi wystarczy - nie czekam z niecierpliwością na 3. część.

Prześlij komentarz

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman