Wiem, dawno nic nie pisałem. Powody były dwa - raz że jakoś chęci i weny brakowało, dwa że problemy z komputerem miałem. W każdym razie wracam do pisania, a jak często będę pisał, to się okaże. Póki co macie coś na czasie - recenzja "Pokuty". A obok też ankieta na czasie, z pytaniem który film zdobędzie najwięcej Oscarów. W tej zakończonej nie daliście Katyniowi szansy na statuetkę. Ja byłem jedną z tych dwóch osób, które w tą nagrodę wierzą ;)
tytuł oryginalny:
gatunek:
melodramat
reżyseria:
Joe Wright
scenariusz:
Christopher Hampton
zdjęcia:
Seamus McGarvey
muzyka:
Dario Marianelli
obsada:
Keira Knightley | Cecilia Tallis |
James McAvoy | Robbie Turner |
Romola Garai | Briony Tallis - lat 18 |
Saoirse Ronan | Briony Tallis - lat 13 |
czas trwania: 123 minuty
cena DVD: 41,49 zł
moja ocena: 5/6
Ciekawa fabuła, jeszcze lepsze zdjęcia, gra aktorska stojąca na wysokim poziomie, dobrze dobrana muzyka, a wszystko to ładnie zmontowane. Przepis na film idealny? Nie, to krótki opis "Pokuty" Joe'a Wright'a. I jeśli spojrzeć na ilość nominacji do Oscarów i Złotego Globu za najlepszy film, nie tylko ja tak sądzę.
I pomyśleć, że po pierwszych minutach miałem wątpliwości co do geniuszu tego filmu. Ot, banalna historyjka romansu biednego ogrodnika Robbiego z bogatą dziewczyną z dobrego domu - Cecylią. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że ich związek przetrwa, pomimo dzielących ich barier. Jednak cały ten banał kończy się, gdy na ich drodze pojawia się pewien mały problem. Problem ten ma na imię Briony i jest 13-letnią siostrą Cecylii.
I tak na dobrą sprawę, od momentu ujawnienia się wspomnianej przeszkody akcja zaczyna zwalniać. Ktoś tu może powiedzieć - no to skoro akcja zwalnia, to będzie nuda. Wbrew pozorom wcale tak nie jest. To właśnie ta spokojna, z pozoru pozbawiona ważnych wydarzeń część filmu jest jego najmocniejszą stroną.
Nie ważne jest jednak tempo, bo nie ono sukces gwarantuje. Sukces może jedynie zaplanować inteligentne rozplanowanie całej akcji. A w tej dziedzinie mistrzostwo osiągnął Joe Wright. Każda scena zdaje się być dokładnie przemyślana. Każda scena zdaje się być zaplanowana co do sekundy. A jakby tego było mało, każda zabawa z chronologią jest uzasadniona. W tym filmie nie ma miejsca na przypadek.
Jest też coś, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. I myślę, że właśnie dzięki temu "Pokuta" odnosi aż taki sukces. Już po pierwszych kilkunastu minutach zaczynamy darzyć bohaterów jakimiś uczuciami. Nie wiem na czym polega ten fenomen. Wiem za to, że dawno nie zdarzyło mi się tak bardzo wczuć się w losy bohaterów, jak udało mi się w przypadku Robbiego i Cecilii. Dawno też nie darzyłem żadnego bohatera filmowego taką antypatią jak Briony.
Gdyby nie te emocje, po filmie nie zostało by prawie nic. Dawał by on satysfakcję, ale raz że znikomą, dwa że na krótką. A tak po seansie mamy poczucie obejrzenia czegoś ponadprzeciętnego. Dzisiaj takich filmów się nie robi. Dzisiaj trzeba szybko, z efektami i niewyszukanym humorem. Tego w filmie Wrighta nie ma. Jest coś innego.
Coś głębszego, bardziej zapadającego w pamięć. I co ważniejsze jest satysfakcja po seansie. Właściwie oglądanie "Pokuty" można porównać do układania puzzli. Niby wiemy od początku jak końcowy obraz ma wyglądać. Jednak w trakcie układania pewnych elementów brakuje. W końcu jednak je znajdujemy. Nie wszystkie na raz, nie na sam koniec. Stopniowo, krok po kroku układanka zaczyna tworzyć całość. I gdy już widzimy efekt końcowy jesteśmy zaskoczeni – jest jeszcze lepszy niż początkowo myśleliśmy. Dokładnie tak samo jest z „Pokutą”.
__________I pomyśleć, że po pierwszych minutach miałem wątpliwości co do geniuszu tego filmu. Ot, banalna historyjka romansu biednego ogrodnika Robbiego z bogatą dziewczyną z dobrego domu - Cecylią. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że ich związek przetrwa, pomimo dzielących ich barier. Jednak cały ten banał kończy się, gdy na ich drodze pojawia się pewien mały problem. Problem ten ma na imię Briony i jest 13-letnią siostrą Cecylii.
I tak na dobrą sprawę, od momentu ujawnienia się wspomnianej przeszkody akcja zaczyna zwalniać. Ktoś tu może powiedzieć - no to skoro akcja zwalnia, to będzie nuda. Wbrew pozorom wcale tak nie jest. To właśnie ta spokojna, z pozoru pozbawiona ważnych wydarzeń część filmu jest jego najmocniejszą stroną.
Nie ważne jest jednak tempo, bo nie ono sukces gwarantuje. Sukces może jedynie zaplanować inteligentne rozplanowanie całej akcji. A w tej dziedzinie mistrzostwo osiągnął Joe Wright. Każda scena zdaje się być dokładnie przemyślana. Każda scena zdaje się być zaplanowana co do sekundy. A jakby tego było mało, każda zabawa z chronologią jest uzasadniona. W tym filmie nie ma miejsca na przypadek.
Jest też coś, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. I myślę, że właśnie dzięki temu "Pokuta" odnosi aż taki sukces. Już po pierwszych kilkunastu minutach zaczynamy darzyć bohaterów jakimiś uczuciami. Nie wiem na czym polega ten fenomen. Wiem za to, że dawno nie zdarzyło mi się tak bardzo wczuć się w losy bohaterów, jak udało mi się w przypadku Robbiego i Cecilii. Dawno też nie darzyłem żadnego bohatera filmowego taką antypatią jak Briony.
Gdyby nie te emocje, po filmie nie zostało by prawie nic. Dawał by on satysfakcję, ale raz że znikomą, dwa że na krótką. A tak po seansie mamy poczucie obejrzenia czegoś ponadprzeciętnego. Dzisiaj takich filmów się nie robi. Dzisiaj trzeba szybko, z efektami i niewyszukanym humorem. Tego w filmie Wrighta nie ma. Jest coś innego.
Coś głębszego, bardziej zapadającego w pamięć. I co ważniejsze jest satysfakcja po seansie. Właściwie oglądanie "Pokuty" można porównać do układania puzzli. Niby wiemy od początku jak końcowy obraz ma wyglądać. Jednak w trakcie układania pewnych elementów brakuje. W końcu jednak je znajdujemy. Nie wszystkie na raz, nie na sam koniec. Stopniowo, krok po kroku układanka zaczyna tworzyć całość. I gdy już widzimy efekt końcowy jesteśmy zaskoczeni – jest jeszcze lepszy niż początkowo myśleliśmy. Dokładnie tak samo jest z „Pokutą”.
Recenzja dla http://kinomaniaki.com
2 komentarze:
jednym słowem - muszę obejrzeć
(hmm, to już dwa słowa ;) )
pozdrawiam,
m.
Nie znam filmu, ale może kiedyś uda się obejrzeć. Pewnie warto... :) Ja też wierzę w Katyń :)
Zapraszam na nową notkę :) Pozdrawiam.
Prześlij komentarz