wtorek, 4 listopada 2008

Krytykując krytyków...

Od pewnego czasu nurtuje mnie jedno, niby proste pytanie - czy na prawdę trzeba skończyć dziennikarstwo, filmoznawstwo, czy inne kulturoznawstwo, by stać się krytykiem filmowym? Przecież mamy czasy takie, że wystarczy dostęp do Internetu, by wyrazić swoją opinię na temat filmu, z którą zapozna się przynajmniej mała grupka internautów. Pytanie jednak, czy taka osoba, która pisze recenzje dla siebie, tudzież dla jakiegokolwiek małego portalu (nie mówię tu o redaktorach z takich potentatów jak filmweb.pl czy stopklatka.pl) może nazwać się krytykiem? Niby tak, bo dlaczego nie?

Pewną jednak wątpliwość zasiał we mnie Bartosz Żurawiecki swoim felietonie opublikowanym w czerwcowym numerze 'Filmu', w którym to wyraził zdanie, że owszem krytyków w dzisiejszych czasach może i jest pełno w Internecie, ale cóż to za krytycy, którzy w większości pisać nie umieją. I w pierwszej chwili przyznałem mu rację. Bo jeśli poczytać co niektóre recenzje użytkowników na filmwebie, czy też poszukać ich w innych miejscach, to faktycznie żal dupę ściska, na widok niektórych wypocin. Po pewnym jednak czasie przyszła głębsza refleksja - przecież nie wszyscy Internauci piszą tak beznadziejnie, a nie wszyscy krytycy gazetowi piszą tak wspaniale.

Tak więc przepraszam najmocniej, ale z całą pewnością nie jest mi potrzebne wyższe wykształcenie humanistyczne, by ładnie i zgrabnie wysłowić się na temat danego filmu. Albo ktoś umie pisać, albo nie, a gdzie będzie pisać to już jego sprawa. I martwi mnie tu niezwykle ograniczenie dzisiejszego dziennikarstwa filmowego. Bo szczerze mówiąc nie zauważam, aby w jakiejkolwiek gazecie ktoś wykorzystywał i traktował poważnie recenzje czytelników/blogerów/internautów. A te jakby nie było, niosą ze sobą niekiedy większą wartość niż te drukowane. Bo po pierwsze nie są w żaden sposób ograniczane, cenzurowane, czy też przycinane. Nikt nie zabroni mi skrytykować filmu, którym wszyscy się zachwycają. Przecież może mi się on nie podobać. A czytając recenzje w gazetach mam wrażenie, że albo krytycy mają podpisane jakieś umowy z dystrybutorami, albo po prostu na studiach uczą ich co pisać o filmach. Żebym nie był gołosłowny - przykłady z ostatnich dni - recenzja filmu 'Free Rainer' w dodatku 'Kultura' do 'Dziennika' autorstwa (cenionego przeze mnie) Wojciecha Kałużyńskiego i recenzja tego samego filmu w październikowym 'Filmie' Anity Zuchory są do siebie bliźniaczo podobne. No ludzie, wybaczcie, ale ja miałem wrażenie, jakbym czytał przeróbkę tej samej recenzji.

Inna sprawa, że śmiać mi się chce, gdy widzę jak oceniane są poszczególne filmy danych reżyserów. Znów sypnę przykładem z czasów najnowszych - dzieła braci Coen, cokolwiek by nie nakręcili 5 gwiazdek (na 6) muszą dostać. Z zachwytu trzeba piać i trzeba też znaleźć w tym głębszy sens. Jeśli jednak kto inny by zrobił ten sam film, to pewnie już by takich recenzji nie zebrał, a już na pewno na siłę by nikt nie szukał w nim wartości, których tam nie ma. Pod tym względem ta niedokształcona w większości, krytyka internetowa jest zdecydowanie wyżej, niż ograniczona (być może przez zbytnią wiedzę) krytyka gazetowa.

I tak się zastanawiam, czym recenzenckie słowo drukowane przewyższa słowo w Internecie publikowane? Szczerze mówiąc do głowy nie przychodzi mi zupełnie nic. Bo może i ci po wyższych szkołach humanistycznych mają na koncie większą ilość obejrzanych ważnych filmów, i znają więcej fachowych terminów, ale do tego szkoły nie potrzeba. Poza tym nic innego mi do głowy nie przychodzi.

Pewnie część z Was myśli sobie teraz, że czyta słowa jakiegoś frustrata, który chciał być krytykiem, pisać do jakiejś znanej gazety i mu nie wyszło. Częściowo to prawda, bo pisać do gazety kiedyś chciałem. To było moje marzenie na dalszą przyszłość, z tym że to było pół roku temu. Obecnie pisanie tutaj w pełni mi wystarcza, zresztą nie zaliczam siebie do grona osób, które piszą na tyle dobrze, by zasługiwać na drukowanie moich słów. Po co więc to wszystko piszę?

Głównie dlatego, żeby skłonić Was do refleksji i być może poznać wasze zdanie na ten temat. Bo niezmiernie mnie zastanawia, jaką przyszłość ma polska krytyka filmowa. Nie wątpię, że nadal będą się mogli nasi recenzenci wypowiadać w swoich gazetach, pytanie tylko, kto to będzie czytał? Bo mając do wyboru niepokorną opinię blogera i poprawną politycznie, wymuskaną opinię wydrukowaną ja wybieram blogera. I zastanawia mnie, czy naczelni wszelkiej maści pism kulturalnych przejrzą na oczy i zaczną współpracować z co lepszymi autorami tekstów w Internecie, czy pozostaną zamknięci, pozostając w przekonaniu, że jedyni prawdziwi krytycy są po kierunkach humanistycznych. Kto wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku (o którym w sumie nikt nie myśli) czas pokaże. Przyszłość jednak moim zdaniem drzemie w blogach.

PS. Swoją drogą, z przyjemnością czytałbym blogi takich osób jak Łukasz Maciejewski, Bartosz Żurawiecki, czy Wojciech Kałużyński. I po cichu liczę, że kiedyś będzie mi to dane.

9 komentarze:

matylda_ab pisze...

Czytam na różnych portalach, czasem mam wrażenie, że jedni kopiują od drugich, zero inwencji własnej, dlatego lubię też czytać osbisty tekst kogoś takiego jak Ty. Często notki dystrybutorów są tak małowymowne, często zniechęcają, albo z gniota robią świetne kino. Zgadzam się, że nie warto zakładać, że każdy film ganiusza A czy geniusza B będzie od razu genialny. Są przecież filmy totalnie bezbarwne, a zachwycają się nimi ze względu na nazwisko reżysera. A pisać nikomu jeszcze nie zabroniono, więc pisz, bo są tacy, którzy Ciebie czytają.

Anonimowy pisze...

Notka trochę "ku pokrzepieniu serc" :).
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla jednych recenzja na necie będzie debilna dla innych będzie wartościowa. Tak naprawdę to czy ktoś piszę ciekawie i sensownie zależy od czytelnika. Od jego wyedukowania, światopoglądu i tolerancji wobec nie zawsze dobrze przelanych myśli na papier/ekran. Niektórzy naprawdę chcą ale nie potrafią a inni nie chcą i klepią byle klepać. Ty oceniasz innych, ja też oceniam innych i tak samo jesteśmy oceniani my. I pewnie znajdzie się nie jeden taki, który mógłby mnie tak skrytykować, że straciłbym jakąkolwiek chęc do dalszego pisania. A najlepsze jest to, że ów krytykujący miałby pewnie sporo racji bo żaden ze mnie filmoznawca czy polonista.. Temat rzeka. Ja na wszelki wypadek nie czytam żadnej fachowej, filmowej prasy bo ów prasa rządzi się swoimi prawami i barierami. Net nie ma żadnych barier co jest wadą i zaletą - wszystko zależy od samego czytelnika który sam sobie dobiera lekturę.

Anonimowy pisze...

To powyżej napisałem ja ale za szybko mi się kliknęło :P

pafffcio pisze...

Dzięki Matylda za dobre słowo i za opinię zgodną z moją :) Bo przyznam szczerze, że się zastanawiałem jak ten tekst zostanie przyjęty.

Co do posta Maxicna, to nie do końca się zgadzam. Owszem, cytując S. Kinga, "jedni lubią pomarańcza, a drudzy jak im skarpetki śmierdzą", ale jednak nie do końca ocena tego jak ktoś pisze zależy od czytelnika. Są pewne wartości, jak np. niezależność opinii, które moim zdaniem dla każdego są równie ważne - każdy woli raczej przeczytać ocenę kogoś, która nie jest pisana pod wpływem czegoś wyuczonego, czy jakichś nacisków. Co do stylu jednak, to się zgadzam, jednemu może się nie podobać mój styl, a inny się nim zachwyci. To już jest kwestia gustu.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

ech. tyle w tym prawdy co piszesz. ja sama też chciałabym zostać krytykiem filmowym. jak wiesz, bo chyba czytasz moje recenzje, to pomimo tych moich lat nie potrafię jeszcze wysławiać się tak jak inni. Wiem, że moje recenzje nie należą do najlepszych dlatego też myślałam, aby pójść na jakiś warsztat z tym związany. Patrzyłam ostatnio nawet za jakąś uczelnią, która mogłaby mnie wykształcić w tym kierunku, ale jakoś nie mam ochoty męczyć się 3 lata na kulturoznawstwie, aby potem móc poświęcić się filmom. Ja kiedy zaczynałam pisać bloga również chciałam ludzi skłonić do refleksji nad danym filmem, jeżeli go oglądali, albo nakłonić lub zniechęcić do danego filmu. Ostatnio jednak mam ambitniejsze plany i chciałabym to rozszerzyć jakoś.

Osobiście nigdy nie miałam nic przeciwko recenzjom, ale czasami zdarzały się takie, które były przesiąknięte aż głupotą. No, ale teraz zastanawiam się czy ktoś tak nie myśli o moich recenzjach :D

u mnie na blogach nowe notki:
** koszmar każdego ucznia, czyli lekcje w-fu w filmie "Facet od W-Fu" na filmy-wedlug-agniechy.blog.onet.pl,
** historia meksykańskiej istoty Chupacabra na supernatural-winchesters.blog.onet.pl
Gorąco zapraszam i pozdrawiam ;**

Anonimowy pisze...

A ja, dla odmiany, poszłam na kulturoznawstwo ;) Niestety, był to mój drugi kierunek, i nadmiar zajęć uniemożliwiał mi chodzenie na zajęcia dotyczące filmu, na których, przyznaję, najbardziej mi zależało... I dziś już jestem studentką tylko jednego kierunku, a filmy nadal pozostaną dla mnie tylko hobby, a moje recenzje nie będą fachowe... Ale jakoś chyba będę z tym żyć ;) A Twój tekst jeszcze pomógł mi pogodzić się z tym, że moje marzenie o kulturoznawstwie, póki co, legło w gruzach.

Jeszcze co do tekstów dystrybutorów o filmach - często wolę poszukać informacji o filmach na blogach podobnych do Twojego. Opisy filmów, moim zdaniem, często odbiegają od rzeczywistości...

Pozdrawiam serdecznie :)

Hzy pisze...

jo jo jo

nie wchodzilem dawno przyznaje, ale nadrobilem czesc i coraz profesjonalniej to wyglada, gratulacje (jeszcze troche i bedzie mozna zaczac jakies wspominki: eeeh, pamietam w 77 jak pafcio jeszcze goscinne undergroundowe recki zamieszczal;])

wzruszylem sie na "jak ubierac sie jak gangsta", ale to inny post

Dowod na rozwoj blogaska to np ten felieton, proby ujecia spraw w szerszym kontekscie, rzecz trudna, wiec tez respekt za probe, zwlaszcza ze fajny tekst

Jesli chodzi o mnie to na pytanie z poczatku odp oczywiscie brzmi "nie". Ja siedze wprawdzie w innej "branzy" (lol), ale poziom pisania o muzyce w gazetach takze wola o pomste do nieba, internet (nawet jesli wezmiemy pod uwage tylko polskie strony(ę)) >>>> gazety

takze do jutra, hehe

pafffcio pisze...

Agniecha, wysławiać się moim zdaniem umiesz, masz lekkość pisania jak dla mnie, a to najważniejsze. Co do poświęcania się, to jeśli studiuje się coś co lubi się na prawdę, to żadne to poświęcenie ;)

Maruda, cieszę się że w jakimkolwiek stopniu mogłem pomóc :) Miło mi to na prawdę słyszeć. A co do tego, że Twoje recenzje nie będą fachowe, to jak dla mnie pojęcie fachowości jest bardzo względne i wszystko można opanować i się wyuczyć. Bo przecież nie chodzi w recenzji o rzucanie terminami których nikt nie zrozumie i porównaniami do filmów, których nikt nie widział, tylko o wyrażenie swojej opinii w sposób zachęcający ;ub zniechęcający. No i też o wyjaśnienie sensu dzieła, przeprowadzenie swoistej interpretacji w niektórych przypadkach.

Hzy, dzięki za dobre słowo ;) Undergroundowe recki są zawsze mile widziane :) Co do tekstu, to się cieszę, że mi pierwszy raz się udało napisać coś sensownego nie będącego recenzją. I mam nadzieję, że takie teksty pojawiać się będę tu teraz częściej, zobaczymy jak będzie z pomysłami i czasem. No i miło, że podzielasz opinię :) Do zobaczenia jutro ;)

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Pewnie nie trzeba skończyć kulturoznawstwa, dziennikarstwa, filmoznawstwa, etc, żeby być dobrym recenzentem, który zaciekawi, podejdzie do filmu nowatorsko. Ale raczej nie wystarczy samo oglądanie filmów, choćby nie wiem jak częste, żeby napisać coś niezwykłego. Jednak fajnie mieć coś przeczytane, nie posiłkować się wyłącznie wiedzą zaczerpniętą z Filmu czy Kina. Na studiach nie dowiesz się Jak pisać, mogą jedynie podpowiedzieć do czyich tekstów warto zajrzeć, żeby nie powtarzać innych i nie pisać banałów. Życzę wszystkim Mocy Twórczej;) oby jak najwięcej nowych Z. Kałużyńskich;)

Prześlij komentarz

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman