gatunek:
reżyseria:
Sam Miller , Andy Wilson (więcej...)
scenariusz:
Andrew Rattenbury , Toby Whithouse (więcej...)
zdjęcia:
Sean Van Hales
muzyka:
Jim Williams
obsada:
Emma Pierson | Anna |
Max Beesley | Charlie |
Dexter Fletcher | Tony |
Natalie Jackson Mendoza | Jackie |
Martin Marquez | Gino |
od lat: 12
czas trwania: 8 x 60 minut
moja ocena: 4,5/6
Może to się wydać zaskakujące, ale jeden z najlepszych seriali ostatnich lat wcale nie pochodzi z Ameryki, pomimo iż to produkcje zza Oceanu robią od jakiegoś czasu furorę w kraju nad Wisłą. Wystarczy poszukać trochę bliżej, na Wyspach Brytyjskich. Tam właśnie telewizja BBC, znana z wyrobów co najmniej przyzwoitych, wypuściła Hotel Babylon. Krótki, bo zaledwie ośmioodcinkowy, serial opowiada o przygodach pracowników pewnego londyńskiego 5-gwiazdkowego hotelu. I robi to z polotem, już przez trzy serie.
O ile dwie pierwsze części przyzwyczajały nas do tego samego, sprawdzającego się schematu, tak w trzeciej czeka nas prawdziwa rewolucja. Przede wszystkim w dość znacznym stopniu zmieni się kadra hotelu, a to przecież ona decyduje o charakterze serialu. W dwóch pierwszych sezonach mieliśmy niemal ten sam skład przez cały czas, a odejście w ostatnim odcinku drugiego sezonu jednej z głównych bohaterek można było uznać za rewolucję. Co w takim razie powiedzieć o trzecim, w którym odchodzi kolejna dwójka postaci kluczowych, a na ich miejsce pojawiają się nowe osoby? To już coś więcej niż rewolucja. Ale nie sam skład osobowy się zmienia. Również charakter odcinków jest inny. Mam nieodparte wrażenie, że autorzy chcieli nam ukazać wagę relacji więzi hotelowych i pogłębić bohaterów. Wyszło im to całkiem sprawnie, a przy okazji dało spore pole do popisu aktorom.
O wszystkich pisać nie będę, wspomnę tylko o moich dwóch ulubionych postaciach, chociaż sukcesie tego serialu decydują wszyscy w równej mierze. Ja jednak największym sentymentem darzę Tonyego (Dexter Fletcher) i Annę (Emma Pierson). W trzecim sezonie Tony zajmować się będzie jak zawsze doglądaniem, aby gościom niczego nie zabrakło, ale też ratowaniem swoich kontaktów z córką oraz pomocą pewnej emigrantce. Oczywiście nie zabraknie też jego ciętego humoru. Anna natomiast rzuci się w wir uczuć. Kogo pokocha, kogo odrzuci, tego nie zdradzę. Jednak wszelkie miłości nie zmienią tego, z czego pamiętamy ją najlepiej. Nadal będzie rozgadaną, roztrzepaną i lubiącą modę dziewczyną. Oczywiście nadal będzie też piękną, drobną brunetką o nienagannej figurze i zabójczo pięknych oczach (pozdrowienia dla wszystkich dam do tego opisu pasujących ;) ).
Jest też wspomniana dwójka nowych bohaterów - specjalistka ds. public relations - Emily (Alexandra Moen) i młodszy manager - Jack (Lee Williams). I są to zgoła odmienne postacie. Pierwsza moją sympatię zdobyła dość szybko i pod koniec sezonu sprawiała wrażenie jakby była w załodze od zawsze. Natomiast pan młodszy manager pasuje do tej serii jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Dość powiedzieć, że przy pisaniu tej recenzji musiał wesprzeć się googlami, by przypomnieć sobie jego serialowe imię. Oby się rozkręcił, bo inaczej będzie mizernie.
Ale nie tylko on się w tej serii nie sprawdza. Prędzej czy później musiałem to napisać - trzeci sezon Hotelu Babylon jest zdecydowanie najsłabszy. A dlaczego? Powody są dwa. Po pierwsze jest strasznie nierówny. Chociaż nie ma odcinków beznadziejnych, to jednak są mocno średnie (pierwszy i siódmy). Zdarzają się jednak całe szczęście rewelacyjne (czwarty i ósmy). I właśnie na czwartym odcinku cały serial powinien się zakończyć. Nie, nie pomyliłem się, mam na myśli serial. Stało się tam kilka rzeczy, które bezpowrotnie zmieniły oblicze Hotelu Babylon i to niekoniecznie na lepsze.
Drugą wadą jest straszna schematyczność tego sezonu. W ciągu zaledwie ośmiu odcinków powtórzono po dwa razy dwa schematy, czyli połowa odcinków była wtórna! Pierwszy schemat dotyczył aklimatyzacji nowych osób, które musiały zrozumieć, że w hotelu liczy się zespół. Drugi natomiast dotyczył Jamesa i jego miłosnych perypetii. Osiem odcinków to zdecydowanie za mało, żeby powtarzać dwa razy tą samą historię, ale z innymi bohaterami.
Oczywiście nie brakuje tego za co wszyscy pokochali poprzednie serie. Są cięte riposty, jest dużo humoru sytuacyjnego, sprawny montaż nadal potrafi nadać odpowiedni charakter każdemu odcinkowi. Są w większości te same postacie, mówiące w większości z pięknym brytyjskim akcentem. Są też goście, potrafiący mieć najdziwniejsze oczekiwania wobec obsługi hotelowej.
Czyli w skrócie - tragedii nie ma. Tym bardziej, że ostatni odcinek daje nadzieję na przyzwoity sezon czwarty, gdyż jest on kwintesencją babylonowości. Tak więc dla fanów serialu mam dobre wieści - nie zniszczono całkiem waszego ulubionego serialu. Zresztą nawet gdyby tak się stało, to i tak z wypiekami na twarzy obejrzelibyśmy kolejny sezon. Bo przecież Hotel Babylon jest jak załoga hotelowa - chociaż ich kontakty nie zawsze układają się w sposób wymarzony, to jednak jest to taka ekipa, której nigdy się nie opuszcza.
O ile dwie pierwsze części przyzwyczajały nas do tego samego, sprawdzającego się schematu, tak w trzeciej czeka nas prawdziwa rewolucja. Przede wszystkim w dość znacznym stopniu zmieni się kadra hotelu, a to przecież ona decyduje o charakterze serialu. W dwóch pierwszych sezonach mieliśmy niemal ten sam skład przez cały czas, a odejście w ostatnim odcinku drugiego sezonu jednej z głównych bohaterek można było uznać za rewolucję. Co w takim razie powiedzieć o trzecim, w którym odchodzi kolejna dwójka postaci kluczowych, a na ich miejsce pojawiają się nowe osoby? To już coś więcej niż rewolucja. Ale nie sam skład osobowy się zmienia. Również charakter odcinków jest inny. Mam nieodparte wrażenie, że autorzy chcieli nam ukazać wagę relacji więzi hotelowych i pogłębić bohaterów. Wyszło im to całkiem sprawnie, a przy okazji dało spore pole do popisu aktorom.
O wszystkich pisać nie będę, wspomnę tylko o moich dwóch ulubionych postaciach, chociaż sukcesie tego serialu decydują wszyscy w równej mierze. Ja jednak największym sentymentem darzę Tonyego (Dexter Fletcher) i Annę (Emma Pierson). W trzecim sezonie Tony zajmować się będzie jak zawsze doglądaniem, aby gościom niczego nie zabrakło, ale też ratowaniem swoich kontaktów z córką oraz pomocą pewnej emigrantce. Oczywiście nie zabraknie też jego ciętego humoru. Anna natomiast rzuci się w wir uczuć. Kogo pokocha, kogo odrzuci, tego nie zdradzę. Jednak wszelkie miłości nie zmienią tego, z czego pamiętamy ją najlepiej. Nadal będzie rozgadaną, roztrzepaną i lubiącą modę dziewczyną. Oczywiście nadal będzie też piękną, drobną brunetką o nienagannej figurze i zabójczo pięknych oczach (pozdrowienia dla wszystkich dam do tego opisu pasujących ;) ).
Jest też wspomniana dwójka nowych bohaterów - specjalistka ds. public relations - Emily (Alexandra Moen) i młodszy manager - Jack (Lee Williams). I są to zgoła odmienne postacie. Pierwsza moją sympatię zdobyła dość szybko i pod koniec sezonu sprawiała wrażenie jakby była w załodze od zawsze. Natomiast pan młodszy manager pasuje do tej serii jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Dość powiedzieć, że przy pisaniu tej recenzji musiał wesprzeć się googlami, by przypomnieć sobie jego serialowe imię. Oby się rozkręcił, bo inaczej będzie mizernie.
Ale nie tylko on się w tej serii nie sprawdza. Prędzej czy później musiałem to napisać - trzeci sezon Hotelu Babylon jest zdecydowanie najsłabszy. A dlaczego? Powody są dwa. Po pierwsze jest strasznie nierówny. Chociaż nie ma odcinków beznadziejnych, to jednak są mocno średnie (pierwszy i siódmy). Zdarzają się jednak całe szczęście rewelacyjne (czwarty i ósmy). I właśnie na czwartym odcinku cały serial powinien się zakończyć. Nie, nie pomyliłem się, mam na myśli serial. Stało się tam kilka rzeczy, które bezpowrotnie zmieniły oblicze Hotelu Babylon i to niekoniecznie na lepsze.
Drugą wadą jest straszna schematyczność tego sezonu. W ciągu zaledwie ośmiu odcinków powtórzono po dwa razy dwa schematy, czyli połowa odcinków była wtórna! Pierwszy schemat dotyczył aklimatyzacji nowych osób, które musiały zrozumieć, że w hotelu liczy się zespół. Drugi natomiast dotyczył Jamesa i jego miłosnych perypetii. Osiem odcinków to zdecydowanie za mało, żeby powtarzać dwa razy tą samą historię, ale z innymi bohaterami.
Oczywiście nie brakuje tego za co wszyscy pokochali poprzednie serie. Są cięte riposty, jest dużo humoru sytuacyjnego, sprawny montaż nadal potrafi nadać odpowiedni charakter każdemu odcinkowi. Są w większości te same postacie, mówiące w większości z pięknym brytyjskim akcentem. Są też goście, potrafiący mieć najdziwniejsze oczekiwania wobec obsługi hotelowej.
Czyli w skrócie - tragedii nie ma. Tym bardziej, że ostatni odcinek daje nadzieję na przyzwoity sezon czwarty, gdyż jest on kwintesencją babylonowości. Tak więc dla fanów serialu mam dobre wieści - nie zniszczono całkiem waszego ulubionego serialu. Zresztą nawet gdyby tak się stało, to i tak z wypiekami na twarzy obejrzelibyśmy kolejny sezon. Bo przecież Hotel Babylon jest jak załoga hotelowa - chociaż ich kontakty nie zawsze układają się w sposób wymarzony, to jednak jest to taka ekipa, której nigdy się nie opuszcza.
2 komentarze:
Uwielbiam ten serial. Pierwszy raz widziałam go na TVN Style. Obejrzałam pierwszy odcinek i już się wciągnęłam. Podobają mi się te przygody obsługi. Niekiedy jest niesamowicie zabawnie, innym razem przerażająco. Faktycznie w trzecim sezonie zmienia się trochę skład, ale z tego co widziałam to w czwartym też trochę jest namieszane. Nie wiem niestety czwartego sezonu nie obejrzałam, bo wciąż zapominałam o emisji :( jednakowoż nie sądziłam, że brytyjskie seriale mogą być takie fascynujące.
Zapraszam do siebie na trzy nowe notki: Dwie nagrodzone Oscarem za muzykę "Śniadanie u Tiffany`ego" oraz "Pokuta" oraz notka kinowa z środowej premiery "Transformers: Zemsta upadłych".
Pozdrawiam ;***
No proszę, a myślałem że raczej nikt nie będzie tego znał poza mną :P
Czwartego sezonu też nie widziałem niestety. Jeśli pociągną klimat z ostatniego odcinka trzeciej serii powinno być dobrze ;) Jakoś w wakacje pewnie nadrobię zaległości, może wtedy pokuszę się o kolejną recenzję ;)
Pozdrawiam,
pawcio
Prześlij komentarz