niedziela, 15 listopada 2009

Coco Chanel


tytuł oryginalny:
Coco avant Chanel
gatunek:
biograficzny, dramat
reżyseria:
Anne Fontaine
scenariusz:
Christopher Hampton, Anne Wiazemsky, Anne Fontaine, Camille Fontaine
zdjęcia:
Christophe Beaucarne
muzyka:
Alexandre Desplat
obsada:
Audrey Tautou Audrey Tautou Coco Chanel
Alessandro Nivola Alessandro Nivola Arthur Capel
Marie Gillain Marie Gillain Gabrielle, siostra Chanel
Emmanuelle Devos Emmanuelle Devos Emilienne d'Alençon
Benoît Poelvoorde Benoît Poelvoorde Balsan
od lat: 12
czas trwania: 105 minut
cena DVD: 49,49 zł
moja ocena: 2,5/6


Nie wystarczy znana postać, żeby nakręcić dobry film biograficzny. Być może nie jest to nic odkrywczego, ale Francuzi zdają się o tym nie wiedzieć. Albo po prostu nie potrafią kręcić biografii. W ostatnich latach najpierw uraczyli nas mizerną ekranizacją życia Edith Piaf, którą uratowała muzyka, teraz przyszła kolej na jeszcze słabszą biografię 'Coco Chanel', której... nic nie ratuje.

Być może czepiam się trochę na wyrost, bo to w końcu nie miało być przedstawienie całego życia światowej sławy projektantki. Oryginalny tytuł 'Coco avant Chanel' możnaby przetłumaczyć jako 'Coco przed Chanel'. Czyli okres zanim Coco stałą się Chanel. Trzeba przyznać, że sam moment przemiany ukazano całkiem przyzwoicie. Gorzej z jej umotywowaniem. Motywacja w stylu: "Zmarła miłość mojego życia? Chyba zrobię pokaz swojej kolekcji." niestety do mnie nie trafia. Wysiedziałbym w kinie te pół godziny więcej, gdyby tylko dane byłoby mi zobaczyć trochę żalu, smutku i rozpaczy po stracie miłości życia.

Zresztą miłości dość dziwnej. I tu pojawia się mój główny zarzut pod adresem filmu. Chociaż nie jestem pewniem czy adresat jest dobry, bo być może swoje żale powinienem kierować do samej pani Chanel. Mianowicie nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Coco tak bardzo zaangażowała się w tę miłość. Mówi się z jednej strony o jej wyzwoleniu, wolności i silnym charakterze, a z drugiej pozwala ona mężczyźnie, którego kocha i co ważne który kocha ją, ożenić się dla pieniędzy. Może to kwestia punktu widzenia, ale dla mnie to żadne wyzwolenie, bo kobieta wyzwolona tupnęłaby nogą i powiedziała albo ona, albo ja (nawet na początku XIX wieku).

Poza tym za dużo było w tym wszystkim romansów bez miłości. Szczerze liczyłem, że zobaczę jak to się stało, że kobieta z sierocińca zdobyła tak silną pozycję w świecie. Teoretycznie odpowiedź dostałem - chciała żyć dostatnie, więc wprosiła się do pewnego bogacza i dalej jakoś poszło. Tylko jakoś ciężko mi uwierzyć, że to wszystko takie proste było.

W zasadzie wszystko, w czym można było pokładać nadzieję tutaj zawodzi. Moda na najwyższym poziomie? Niestety, gdyby Coco była moją krawcową, szybko bym z jej usług zrezygnował ;) Może tak z wielkimi projektantami jest, że tworzą rzeczy, których przeciętny zjadacz chleba nie założyłby nawet, żeby śmieci wynieść (popatrzcie na ciuchy Jacykowa). Jeśli tak, to Coco Chanel jak najbardziej do grona najbardziej wybitnych projektantek pasuje. W zasadzie tylko jej czarna sukienka z balu wprawiała mnie w zachwyt. Reszta szału nie robiła.

Podobnie, jak Audrey Tautou, która (piszę to z krwawiącym sercem), nie wyszła ponad przeciętność. Ot, zagrała to co miała, solidnie, owszem, ale nie dała swojej postaci nic ponad to, co było w scenariuszu. Nie zdołała stać się Coco Chanel, udało się jej jedynie ją odegrać. Powiedziałbym nawet, że przyćmił ją Benoît Poelvoorde w roli Balsana. Ta postać była bez wątpienia najjaśniejszym punktem całego filmu.

Skąd się wzięło więc te 2,5 punktu? Po części z muzyki, która była zręcznie dobrana i choć nie sprawdziłaby się jako osobna płyta, to w połączeniu z obrazem tworzyła kompozycję tak wyborną, jak połączenie ciastka, karmelu i czekolady w pewnym znanym batoniku.
W większości jednak, na moją ocenę wpłynęła dobra reżyseria. Pomimo średniego scenariusza i niepomagających aktorów, Annie Fontaine udało się zrobić film tak, że da się go obejrzeć od początku do końca, bez nerwowego spoglądania na zegarek co minutę.

Po tym wszystkim pewnie myślicie, że nie warto tracić dwóch godzin, na zgłębienie połowy życia słynnej projektantki. I tu Was zaskoczę. Warto, pod dwoma warunkami. Po pierwsze, jeśli jesteśmy ciekawi świata - w znośnej formie otrzymujemy biografię znanej osoby, taka nauka przez kino. Po drugie, jeśli jesteśmy kobietą - z damskiego punktu widzenia, ten film może prezentować się nieco lepiej, a najlepszym tego dowodem niech będzie dziewczyna siedząca obok mnie podczas seansu (oczywiście pozdrawiam, chociaż nie ma szans, żeby tu zajrzała ;) ), która była zadowolona z tego co ujrzała. Zresztą, ja też nie żałuję wydanych pieniędzy (5 zł to nie majątek, God bless Kino Muza i czwartki), a atmosfera pełnej sali ludzi którzy przyszli na film, a nie nasycić swój żołądek popcornem i nachosami jest bezcenna!

10 komentarze:

ktrya pisze...

Przy moich doświadczeniach z francuskimi produkcjami, francuzi raczej w ogóle nie potrafią kręcić naprawdę dobrych filmów.

kulka pisze...

nawet Twix może zemdlić.

pafffcio pisze...

@Ktrya
Nie wszystko co francuskie jest złe. Choćby Amelia,Leon zawodowiec, Motyl i skafander, czy Yamakasi. Ale to oczywiście rzecz gustu. Chociaż do biografi oni ręki faktycznie nie mają.
@Kulka
Ale jak zjesz tego Twixa miliard sztuk ;) Twixy są dobre i kropka. Chociaż Snickersy lepsze ;)

szymalan pisze...

no pewnie, że Twixy są dobre, ale wiadomo iż Kitkaty w białej czkoladzie wymiatają :)
a tak na poważnie, to filmu nie widziałem i właściwie każda recenzja mnie na razie zniechęca, a ta powyżej to już dobitnie. :D Widać, że ewidentnym jego problemem musi byc brak emocji, mimo przyzwoitej reżyserii i ciekawego tematu. Mnie sie podobało "Niczego nie żałuję", ale to była głównie zasługa Marion Cotilliard która IMO zagrała tam znakomicie. Na Audrey Tautou juz dawno przestałem liczyć.
Także zobaczę, bom, jak napisałeś, "ciekawy świata", ale nie spodziewam się,że akurat ta historia szczególnie mnie porwie ;)
pozdrawiam.

lola king pisze...

Właśnie kilka dni temu zakupiłam sobie ten film na dvd, co prawda jeszcze nie zdążyłam zobaczyć, miałam inne zaległości, ale za niedługo się za niego zabiorę. Jestem przekonana o tym, że punkt widzenia mężczyzny, a kobiety będzie zdecydowanie inny. Nie nastawiam się na niego negatywnie, ale podchodzę z optymizmem. Czytałam książkę o Coco Chanel, biografię, a więc będę mogła porównać i rzetelnie ocenić. Pozdrawiam ;] Miłego dnia!

pafffcio pisze...

@Szymalan
No Kitkaty jeszcze też ujdą ;) Co do filmu, to faktycznie, dość trafnie to ująłeś - zabrakło tam emocji. Ale nie zgodzę się co do Audrey Tautou - można na nią jeszcze czasem liczyć, dla mnie uratowała przed totalną klapą Miłość. Nie przeszkadzać!. Ale klapa i tak była ;P Tutaj jednak się nie popisała.
@Lola
Chętnie przeczytam o nim u Ciebie na blogu, mam nadzieję, żę jak już zobaczysz, to zrecenzujesz. Bo recenzja zapowiada się ciekawie - nie dość że z kobiecego punktu widzenia, to jeszcze wsparta wiedzą na temat Coco :)

Pozdrawiam!
pawcio

maxcine pisze...

Dzisiaj koleżanka opowiadała mi o tym filmie. Zrównała go z ziemią, a najbardziej Audrey Tautou za to, że jej gra sprowadzała się tylko do ust.. :) Mnie nigdy ten tytuł nie interesował i tak już zostanie.

Josh pisze...

Z doświadccenia już wiem, iż biografie lepiej się czyta niż ogląda. Nie do końca się zgadzam z Twoją opinią o "Niczego nie żałuję", mnie się podobało.
Podzielam za to Twoje wątpliwości co do tego, czy to co serwuje nam senarzysta i reżyser kręcąc biografię lub ekranizację książki, której się nie czytało, nie dodali zbyt wiele od siebie, zniekształcając rzeczywistość. Tak naprawdę nie wiadomo do końca, czy oglądana biografia nie jest może przekolorowana, żeby nie powiedzieć, iż w fragmentach po prostu nieprawdziwa - zwłaszcza, że często aż trudno uwieżyć w to co się widzi.
Nie podzielam za to opinii o kiepskim francuskim kinie. To nie prawda, jednakże uczciwie trzeba przyznać, że ostatnimi czasy film francuski próbuje udawać rozrywkowe kino amerykańskie w swoim rozmachu, jednocześnie również w słabości opowiadanej historii.
Pozdrawiam i zapraszam na http://filmowy.blog.onet.pl/

Agniecha pisze...

filmu jescze nie widziałam, ale myślę, że kiedyś obejrzę jak w końcu wezmę się za biograficzne filmy, bo na razie mi się nie chce ;P nie mam weny. Ja osobiście nie mam nic przeciwko francuskim filmom, niektóre są nawet fajne, ale osobiście nie przepadam za Audrey. Wszyscy zachwycali się jej Amelią, a na mnie nie robiła wrażenia.
pozdrawiam i zapraszam do siebie na nową kinową notkę "Księżyc w nowiu" oraz kolejną ekranizację Kinga "Łowca snów"

pafffcio pisze...

Żeby nie było, ja do kina francuskiego nic nie mam! Tylko bigrafie jakoś im nie wychodzą, albo ja na kiepskie trafiam :/ Przykładem dobrego francuskiego filmu niech będzie wspomniana Amelia, gdzie Audrey zagrała moim zdaniem rewlacyjnie.
Pozdrawiam,
Pawcio

Prześlij komentarz

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman