sobota, 29 grudnia 2007

Filmowe podsumowaie roku 2007

Rok 2007 powoli się kończy, czas na jego podsumowanie. Składać się będzie ono z dwóch części - w pierwszej najlepsze filmy jakie ja widziałem, a które miały polską premierę w 2007 roku. W drugiej filmy których nie widziałem, a które obejrzeć powinienem, bo są generalnie zaliczane do najlepszych z minionego roku.

Najlepsze filmy 2007 (z tych które widziałem):

1. Mała Miss - Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny w pełni zasłużony. Film który urzekł w tym roku najbardziej. Ciepły, lekki, ale z ambitniejszym przesłaniem.
2. Grindhouse: Death Proof - Tarantino filmy robi rzadko, ale jak już zrobi to jest na co patrzeć. Rozrywka w najczystszej postaci, na najwyższym poziomie. Chociaż jakiegoś głębszego sensu też się można doszukać.
3. Obsługiwałem angielskiego króla - mój pierwszy kontakt z czeskim kinem, jak najbardziej pozytywny. Wkrótce zresztą będziecie mogli przeczytać jego recenzję mojego autorstwa.
4. Labirynt Fauna - świetna, baśniowa opowieść. Ma w sobie tą magię, jaką kino tego typu mieć powinno.
5. Pan Zemsta - pierwsza część trylogii zemsty Chan-wook Parka. I chociaż moim zdaniem Oldboy był znacznie lepszy, Pan Zemsta też robi ogromne wrażenie.
6. Ostatni król Szkocji - w zasadzie popis jednego aktora - Foresta Whitakera. I właśnie dla niego trzeba ten film obejrzeć.
7. Grindhouse: Planet Terror - Rodriguez bawi się kinem jeszcze bardziej niż Tarantino w Death Proof. Jak ktoś wie o co chodzi w Grindhousie, to mu się spodoba.
8. Życie na podsłuchu - o przemianie złego Niemca w dobrego. Kawał dobrego kina zza naszej zachodniej granicy.
9. Piraci z Karaibów: Na krańcu świata - trzecia i być może ostania część pirackiej trylogii z genialnym Johnnym Deppem w roli Jacka Sparrowa. Równie udana co poprzednie.
10. 1408 - film trochę niezasłużenie się tu znalazł, bo widziałem lepsze od niego, o których tu nie wspomniałem. Ale to dziesiąte miejsce jest za to, że jest to najlepszy horror jaki widziałem w minionym roku. I co najważniejsze jest to horror który straszy klimatem(nie do końca doskonałym), a nie flakami i krwią.

Wyróżnienia:

* Śniadanie na Plutonie - gdyby nie to, że premierę miał pod koniec zeszłego roku był by w pierwszej piątce. Tak jest tylko wyróżnienie. Film ten pokazuje, że do tematu transseksualistów można podejść w sposób lekki.
* Opowieść o dwóch siostrach - horror made in Korea, czyli straszące, ciemnowłose dziewczynki są nieuniknione. Ale rożni się on od wszystkich Ringów i Klątw tym, że trzeba przy nim bardziej wysilić umysł.

(Być może) najlepsze filmy 2007:

1. 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni - wstyd, że nie widziałem - Złota Palma w Cannes i powszechna opinia filmu roku 2007.
2. Inland Empire - najnowszy film Davida Lyncha, w dodatku kręcony w Polsce z udziałem Polaków. Dla mnie ta premiera to jedno z ważniejszych wydarzeń roku.
3. Ratatuj - ponoć najlepsza animacja od czasów Shreka.
4. Shrek Trzeci - pozostając w temacie animacji - klasyka. Jeśli nawet Shrek jest w słabszej formie, to i tak warto go obejrzeć.
5. Pora umierać i Sztuczki - ex aequo - dwa najważniejsze i ponoć najlepsze, polskie filmy 2007 roku.
7. Zodiak - najnowszy film twórcy Siedem i Fight Clubu. To już wystarcza za rekomendację.
8. Film o pszczołach - gdybym obejrzał, pewnie bym go do rankingu nie pchał. Ale nie widziałem i póki co łudzę się, że ma w sobie ogromny potencjał.

czwartek, 27 grudnia 2007

Blog Roku 2007 + Filmowe podsumowanie świąt + Maraton filmowy

Nazbierało się kilka spraw przez święta, ale po kolei.

1. Pewnie zauważyliście z prawej strony takie zielone coś mówiące, że 'Ten blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2007'? Już wyjaśniam o co chodzi. Onet.pl organizuje co roku wybory na najlepszego bloga w kilku różnych kategoriach. Ja w tym roku zgłosiłem swojego do kategorii 'Kultura'. Na wygraną nie liczę, bardziej jako reklamę to traktuję :) Bo nie sądzę, że ktoś jest na tyle nienormalny, żeby na mojego bloga wysyłać jakieś smsy - bo przez smsy się właśnie głosuje. Póki co więcej szczegółów nie znam, ale jak poznam to się podzielę.

2. Święta dla mnie były w filmy obfite, szczególnie drugi ich dzień. Recenzji z tego co przez ostatnie trzy dni widziałem pisać nie mam zamiaru, ale ocenię chętnie ;) Tak więc:

Epoka lodowcowa - Chyba jedyna tak udana animacja z tych które wyszły po Shreku.
Moja ocena - 5/6

Zatańcz ze mną - Dwa, czy trzy lata temu ten film bardzo mi się podobał. W święta go sobie odświeżyłem i wyszło, że polecałem go trochę na wyrost... Strasznie to nijakie było.
Moja ocena - 3/6

Death Proof - Film już kiedyś obejrzałem, za jego ocenę niech Wam posłuży to, że przez pół roku widziałem go już trzy razy. Parę słów o jego wydaniu dvd jednak napiszę. Za 54 zł możemy sobie sprawić wydanie specjalne - 2 dvd w steelboxie. Wszystko (od pudełka, przez menu, po dodatki) jest wykonane w pełni profesjonalnie. Mnie w pełni zadowoliło.
Moja ocena wydania dvd (ocena filmu + ocena zawartości płyty) 6/6

Wesele - Nie chodzi mi o to Wyspiańskiego, tylko o film Smarzowskiego z 2004 roku. A to jest istny Polaków portret własny. Trochę jak w 'Dniu świra', tylko słabiej.
Moja ocena - 4/6

Charlie i fabryka czekolady - Tam gdzie Depp, tam dobre kino. Fajna opowieść dla dzieci z fantazją, zarówno tych mniejszych, jak i tych większych. Perełka wśród świąteczno-kiczowatych produkcji, które serwowała nam tv w tym roku.
Moja ocena - 5/6

Pada Shrek - Po Shreku można się spodziewać więcej. Komercja bije z każdego kadru, a morał był tak nachalny, że aż żal patrzeć. Ale jednak 'magia' świąt nie wypchnęła do końca magii Shreka.
Moja ocena - 3/6

Pieniądze to nie wszystko - Nie ma to jak poczciwa polska komedia. Może nie najwyższych lotów, ale na pewno udana.
Moja ocena - 4/6

Prezydencka córka - Sympatyczna, przesłodzona opowieść w sam raz na święta.
Moja ocena - 3/6

3. Za jakieś 3 tygodnie w Multikinie 51 będzie maraton filmowy Piły.
Szczegóły poniżej:
Chętni niech się do mnie odezwą ;)

poniedziałek, 24 grudnia 2007

Telewizyjny przewodnik świąteczny ;)

W święta jak zawsze telewizje zasypują nas masą powtórek oraz wszelkiego rodzaju niefajnych świątecznych programów. Jednak kilka wartych obejrzenia filmów również możemy znaleźć w programie na te trzy świąteczne dni. Jeśli już zdecydujecie się spędzić część tych świąt przed tv, być może ten przewodnik pomoże wybrać Wam coś ciekawego ;)

Wigilia, 24.12.2007

W Wigilię najlepiej prezentuje się ramówka Polsatu. Co prawda nie ma tu żadnej spektakularnej premiery, ale są hity znane i lubiane - Epoka lodowcowa i najbardziej świąteczny (obok Kevina samego gdziekolwiek) film - Szklana pułapka. Warto też rzucić okiem na 'dwójkę' w której znajdziecie roztańczone Zatańcz ze mną

19.30, Polsat, Epoka lodowcowa
20.50, TVP 2, Zatańcz ze mną
21.00, Polsat, Szklana pułapka

I Dzień Świąt, 25.12.2007

W Boże narodzenie nie znajdziemy zbyt wielu interesujących pozycji. Na pewno furorę zrobi premiera TVNu - Pada Shrek - krótki (25 minut) filmik o świątecznych przygodach naszego ulubionego ogra. W tym samym czasie na TVP 1 znajdziemy coś równie bajecznego, chociaż nie animację. Jedynka przypomni nam Piratów z Karaibów i Klątwę Czarnej Perły.

20.00, TVN, Pada Shrek
20.05, TVP 1, Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły

II Dzień Świąt, 26.12.2007

W ostatni dzień świąt znów najlepszą ofertę przedstawia TVN. Jeśli urzekł Was Johnny Depp jako Jack Sparrow, będziecie mieli okazję zobaczyć go raz jeszcze, tym razem w filmie Charlie i fabryka czekolady. Innym godnym uwagi filmem TVNu jest odgrzewana komedia - Wielka heca Bowfingera. Natomiast na TVP 2 coś dla miłośników mocniejszych wrażeń - Plan lotu.

16.30, TVN, Charlie i fabryka czekolady
19.30, TVN, Wielka heca Bowfingera
20.35, TVP 2, Plan lotu.

sobota, 22 grudnia 2007

Wesołych świąt !!!

Święta już niebawem, tak więc przed nimi z żadną recenzją już nie zdążę. Czas więc na życzenia. Ale zanim je złożę to jeszcze podsumowanie ankiety. Następna - po świętach, gdy wrzucę tu recenzję 'Obsługiwałem angielskiego króla'.
Zgodnie z Waszymi głosami zapowiedzi będą się pojawiały na początku każdego miesiąca - zaczynamy już od stycznia. Wyniki:
Zapowiedzi powinny pojawiać się tu...
...co miesiąc.
2 (50%)
...co tydzień
1 (25%)
...tak rzadko jak to możliwe - są kompletnie zbędne
1 (25%)
...co dwa tygodnie
0 (0%)

A teraz życzenia :)
Wszystkim moim czytelnikom życzę przede wszystkim zdrowia, szczęścia i radości w te święta, byście poczuli prawdziwą, nie tą komercyjną, magię świąt. A w sylwestra życzę Wam szampańskiej zabawy ;) I oczywiście obejrzenia wielu dobrych filmów w nowym roku ;)
I jeszcze mały prezent ode mnie:

środa, 19 grudnia 2007

Jak stracić chłopaka w 10 dni

Nie, to nie jest poradnik, tylko recenzja filmu ;) Zresztą pierwsza moja recenzja, która najpierw znalazła się na kinomaniaki.com, a dopiero później na blogu. Dokładniej znajdziecie ją tu, ale ułatwię Wam trochę sprawę i wrzucę ją też na bloga. A tak w ogóle, to głosujcie w ankiecie, bo póki co zostały dwa dni, a rozstrzygnięcia nie ma... Liczę też na komentarze :)


tytuł oryginalny:
How to Lose a Guy in 10 Days
gatunek:
komedia romantyczna
reżyseria:
Donald Petrie
scenariusz:
Brian Regan , Kristen Buckley
zdjęcia:
John Bailey
muzyka:
David Newman
obsada:
Matthew McConaughey Matthew McConaughey Ben Barry
Kate Hudson Kate Hudson Andie Anderson
David Macniven David Macniven Francis
Bebe Neuwirth Bebe Neuwirth Lana
od lat: 12, chociaż powinni tego zabronić
czas trwania: 116 minut
cena DVD: 32,90
moja ocena: 1,5/6


Raz na jakiś czas warto obejrzeć sobie komedię romantyczną. Chociażby po to, by przypomnieć sobie dlaczego tak rzadko je oglądamy. Jest to przecież gatunek lekki, nie wymagający od widza nadmiernego wysiłku intelektualnego, a w dodatku na ogół nie serwujący masy niesmacznych i nieśmiesznych dowcipów, które możemy znaleźć w większości amerykańskich komedii. Dlaczego więc, po ‘Jak stracić chłopaka w 10 dni’ wiem, że sporo wody w Wiśle upłynie, zanim zdecyduję się obejrzeć kolejne amerykańskie love-story? Nie, nie chodzi tu wcale o to, że jestem uprzedzony do tego gatunku. Nic z tych rzeczy, bo np. ‘Jak w niebie’ pokazuje, że można zrobić coś sympatycznego, momentami zabawnego, a nawet trochę nieszablonowego. Niestety ‘Jak stracić chłopka w 10 dni’ nie posiada żadnej z wymienionych cech.

Fabuła z pozoru nie jest nawet zła – facet (Ben) zakłada się, że może uwieść każdą niewiastę, wystarczy dać mu jedynie 10 dni, natomiast kobieta (Andie) musi napisać artykuł, w którym pokaże jak wybranka w tytułowe 10 dni stracić. Traf (a dokładniej dwie rywalki Bena w walce o kontrakt reklamowy) chciał, że dziennikarka i lovelas trafili na siebie i wspólnie się przez te 10 dni męczą.

Zresztą męczą się nie tylko oni. Prawdziwe katorgi przeżywa też widz. Twórcy filmu wyszli chyba z założenia, że na komedii romantycznej wcale śmiesznie być nie musi. I dlatego przez cały film uśmiech na mojej twarzy pojawił się raptem dwa razy. Z romantycznej atmosfery początkowo też chyba zrezygnowano i dzięki temu przez pół filmu nie jest ani śmiesznie, ani romantycznie. Całe szczęście pod koniec atmosfera zaczyna się robić taka, jaka w romansidle być powinna.

Oczywiście, kiedy to co najważniejsze zawodzi można spróbować znaleźć jakieś plusy gdzie indziej. Tylko że w tym przypadku niestety nie ma gdzie. Fabuła tylko w ogólnym zarysie zdaje się być oryginalna, bo niemal każdą pojedynczą scenę już gdzieś mogliśmy zobaczyć. Tym razem również gra aktorów nie wnosi zupełnie nic - Kate Hudson jako Andie jest rozbrajająco nieśmieszna przez cały film. Podobnie zresztą jak Matthew McConaughey w roli Bena. Lepiej prezentują się w scenach romantycznych, ale zachwycać się nie ma czym.

Chyba jedyną zaletą jaką posiada ten obraz jest jego funkcja edukacyjna. Dzięki niemu wszystkie panie mogą dowiedzieć się, czego na ogół faceci nie znoszą. Marna to jednak pociecha dla panów, którzy się na to ‘dzieło’ zdecydują... Tak więc romantyczny wieczór z filmem Donalda Petrie lepiej przemyśleć kilka razy, bo o ile jest cień szansy, że płeć piękną zadowoli, tak ta ‘brzydsza’ część społeczeństwa wynudzi się na nim za wszystkie czasy.

__________

Recenzja dla http://kinomaniaki.com

niedziela, 16 grudnia 2007

Niczego nie żałuję - Edith Piaf

Dawno tu recenzji nie było, nie sądzicie? Dlatego też nadrabiam zaległości - dzisiaj 'Niczego nie żałuję...', które widziałem na Nocy Kina.



tytuł oryginalny:

La Môme
gatunek:
dramat
reżyseria:
Olivier Dahan
scenariusz:
Olivier Dahan
zdjęcia:
Tetsuo Nagata
muzyka:
Christopher Gunning
obsada:
Marion Cotillard Marion Cotillard Edith Piaf
Sylvie Testud Sylvie Testud Mômone
Pascal Greggory Pascal Greggory Louis Barrier
Gérard Depardieu Gérard Depardieu Louis Leplée
od lat: 12
czas trwania: 140 minut
cena DVD: 19,90-49,90
moja ocena: 3/6


Najlepsze scenariusze pisze ponoć życie. I jeśli by spojrzeć w życiorysy losowo wybranych, sławnych osób, to w większości z nich znaleźlibyśmy potwierdzenie tej tezy. Nie inaczej jest w przypadku Edith Piaf. Ta niewątpliwie najwybitniejsza francuska artystka przeżyła w swoim krótkim życiu (zmarła mając zaledwie 47 lat) więcej niż przeciętna osoba. Już od najmłodszych lat los jej nie oszczędzał – wychowywała się najpierw w burdelu, gdzie o mały włos nie straciła wzroku, a potem w cyrku, gdzie była skazana na ciągłe wędrówki. Nawet w pozornie najszczęśliwszym okresie życia, gdy cała Francja była zakochana w niej i jej piosenkach, borykała się z licznymi problemami. Wydawać by się mogło więc, że filmu o tak barwnej postaci po prostu nie da się zepsuć. A jednak! Reżyserowi i scenarzyście zarazem - Olivierowi Dahanowi w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ to się udało.

Największym niewypałem okazały się zabawy z chronologią. Autor chciał, by większość filmu była jakoby wspomnieniami będącej w ostatnich latach swojego życia piosenkarki. Pomysł generalnie nie jest zły, ale jego wykonanie woła o pomstę do nieba. Przeskoki w czasie nie wnoszą zupełnie niczego. Mało tego, mam dziwne wrażenie, że powodują one mniejsze zżycie z główną bohaterką, przez co film traci na przekazie emocjonalnym. W dodatku te retrospekcje są strasznie chaotyczne, a niekiedy mamy wrażenie, że są wstawione tylko dlatego, że reżyser zapomniał wcześniej o czymś wspomnieć (przykład – śmierć dziecka Edith, przy czym nie wiemy nawet z kim i kiedy je miała...).

Szkoda również, że autor filmu unika jak to tylko możliwe ukazania słabości i uzależnień artystki. Owszem, wspomina kilka razy o opium, kokainie, czy morfinie, a alkohol co prawda leje się gęsto, ale jest tego wszystkiego jednak trochę za mało, by móc tym w pełni wytłumaczyć jej późniejszy stan i przedwczesną śmierć. Z drugiej jednak strony lepsze takie rozwiązanie, niż gdyby miał przesadzić w drugą stronę i z wielkiej piosenkarki zrobić narkomankę i alkoholiczkę.

Pozytywów co prawda też się kilka znajdzie, jednak pod prawie żadnym z nich nie może się podpisać nikt z ekipy tworzącej film. Bo to przecież nie ich zasługa, że piosenki Edith Piaf są wiecznie żywe i zawsze brzmią tak samo dobrze. A to one są chyba największym atutem tego obrazu. To właśnie one dodają temu filmowi uroku Francji sprzed kilkudziesięciu lat, bez którego nie wyobrażam sobie tego dzieła.

Nie można też zapomnieć, o rewelacyjnej odtwórczyni roli tytułowej - Marion Cotillard. Do tej pory, mogliśmy ją kojarzyć głównie z serii ‘Taxi’ (chyba że ktoś jest lepiej obeznany we francuskim kinie). Jednak w ‘Niczego nie żałuję – Edith Piaf’ pokazała, że jest warta znacznie lepszych ról, niż tych w komedyjkach robionych po publikę. Tytułowa bohaterka w jej wykonaniu była szalenie wiarygodna. W rewelacyjny sposób odzwierciedliła wszystkie cechy, jakie są przypisywane francuskiej piosenkarce począwszy od jej wybuchowego temperamentu, kończąc na jej skromności oraz zamiłowaniu do bycia na scenie tylko po to by śpiewać dla publiczności (do teraz mam przed oczami scenę, gdy po zasłabnięciu Edith chce wrócić na scenę, nie bacząc na swoje zdrowie). W dodatku perfekcyjna charakteryzacja sprawiła, iż miałem wrażenie, że oglądam prawdziwą Edith, taką jaką możemy zobaczyć na archiwalnych zdjęciach. Ogromną niesprawiedliwością było by nie przyznanie Marion Cotillard Oscara za tę rolę.

Jednak niestety, ani muzyka, ani rewelacyjna gra głównej bohaterki nie wystarczają, by sprostać moim oczekiwaniom. Fakt, że po obejrzeniu filmu cały czas chodzą za mną piosenki takie jak ‘Milord’, czy ‘Je ne regrette rien’ to bynajmniej nie zasługa filmu, a geniuszu Edith Piaf i jej głosu. Dlatego też po obejrzeniu ‘Niczego nie żałuję...’ niedosyt jest tak duży. Reżyser miał przecież gotową historię, kapitalną oprawę muzyczną, a w dodatku trafiła mu się idealna aktorka. Wystarczyło tylko to wszystko przedstawić. Ale Olivier Dahan przekombinował. W efekcie przyjdzie nam jeszcze poczekać na film, który przedstawi historię tej wielkiej Francuzki tak jak należy. A póki co lepiej włączyć sobie jedną z jej płyt, by później nie żałować czasu spędzonego przy oglądaniu nieudanej biografii.

sobota, 15 grudnia 2007

Wyniki ankiety

Ankieta zostaje oficjalnie zakończona. Ostatni głos, który przybył, ten na 1408, jest mój - z tej recenzji po jej napisaniu byłem najbardziej zadowolony (jak widać chyba nie do końca słusznie ;) ). A oto wyniki:
Planet Terror
3 (37%)
Las Vegas parano
3 (37%)
Katyń
1 (12%)
1408
1 (12%)

Dogrywki póki co nie planuję, chociaż jak przybędzie kilka recenzji, to zrobię jeszcze jedną podobną ankietę. Za głosy dziękuję.
Z ankiet całkiem nie rezygnuję - teraz nowe pytanie. Jakiś czas temu wrzuciłem pierwszą i jak na razie jedyną zapowiedź. Był to zwiastun 'Filmu o pszczołach'. Planuję częściej takie coś tu wrzucać częściej. Jak często? To jest właśnie pytanie w ankiecie :)

Na koniec parę słów o Nocy Kina. Mi tam się generalnie podobało, za 5 zł nie ma co więcej wymagać ;) Chociaż tak niska cena była równoznaczna z przybyciem różnych osób ;) Ale źle nie było, tłum nie był aż tak dziki, jak się spodziewałem. Co do filmów, to oceniam je tak:
Labirynt Fauna - 5/6
Niczego nie żałuję - 3/6
Obsługiwałem angielskiego króla - 5/6
Któryś z tych filmów pewnie zrecenzuję ;)

środa, 12 grudnia 2007

Dokładny program Nocy Kina

Zanim przejdę do tematu posta muszę się czymś podzielić z Wami ;) Otóż od dzisiaj wszystkie moje recenzje jakie napiszę oraz te które do tej pory pojawiły się na tym blogu będziecie mogli znaleźć na stronie www.kinomaniaki.com. Dokładniej szukajcie ich w moim profilu, czyli tu. Nie rezygnuję jednak z prowadzenia bloga, myślę że będę tu zamieszczał dalej swoje recenzje, albo chociaż linki do nich w serwisie kinomaniaki. I planuję też częściej pisać o jakichś zapowiedziach filmów jak np. co ciekawszych premier.
Jak już się tak rozpisałem, to jeszcze podziękuję za wszystkie komentarze - dzięki nim wiem, że ktoś to czyta i mam motywację do dalszego pisania :)

A teraz główna wiadomość, czyli jak lecą filmy na Nocy Kina. Dodałem jeszcze do każdego filmu informację o jego długości, na dole znajdziecie też moją ocenę tych filmów, które z niżej wymienionych widziałem oraz te na które chcę iść. A żeby wyraźniej widzieć rozkład wystarczy kliknąć na obrazek ;)

Multikino 51



Multikino Stary Browar



Z tych wszystkich filmów widziałem:
Teksańska masakra piłą... - moja ocena 3/6
Silent Hill - moja ocena 3/6
Piraci z Karaibów 3 - moja ocena 5/6
Czarna Dalia - moja ocena 1,5/6

Najprawdopodobniej wybiorę się na:
  1. Labirynt Fauna 23:15 - 01:07
  2. Niczego nie żałuję 01:45 - 04:05 / Plaga 01:25 - 03:01
  3. Obsługiwałem angielskiego króla 04:30 - 06:30

sobota, 8 grudnia 2007

Requiem dla snu

Oto i ona - zapowiadana już od dawna recenzja 'Requiem dla snu', specjalnie dla Mikołaja ;) Film znany i lubiany, większość widziała, więc liczę na sporo komentarzy :)


tytuł oryginalny:
'Requiem for a dream'
gatunek:
dramat
reżyseria:
Darren Aronofsky
scenariusz:
Darren Aronofsky, Hubert Selby Jr.
zdjęcia:
Matthew Libatique
muzyka:
Clint Mansell
obsada:
Ellen Burstyn Ellen Burstyn Sara Goldfarb
Jared Leto Jared Leto Harry Goldfarb
Jennifer Connelly Jennifer Connelly Marion Silver
Marlon Wayans Marlon Wayans Tyrone C. Love
od lat: 18
czas trwania: 102 minuty
cena DVD: 19,99 zł
moja ocena: 6/6


Uzależnienie od narkotyków, jedzenia, telewizji, tabletek, czy desperackie odchudzanie to labirynt bez wyjścia. Niby wszyscy o tym wiemy. Ale czy oby na pewno zdajemy sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje niosą ze sobą wszelkiego rodzaju nałogi? Jeśli nie, to ‘Requiem dla snu’ z pewnością nas uświadomi.

Na pewno każdy o tym filmie przynajmniej słyszał. Fabuła nie jest tu zbyt złożona, ale (co rzadko się zdarza) jest ona tylko środkiem do ukazania obrazu. Obrazu, który opowiada o czwórce z pozoru zwykłych ludzi, podobnych być może do wielu z nas. Każdy z nich ma swoje marzenia, każdy ma też swoje nałogi. Sara Goldfarb, miła starsza pani (oscarowa rola Ellen Burstyn), bardzo lubi oglądać telewizję i marzy o tym, by kiedyś wystąpić w swoim ulubionym programie. Jej syn, Harry, chciałby wieść spokojne życie ze swoją ukochaną – Marion i w przyszłości prowadzić z nią sklepik. I z pozoru wszystko się układa – Sara dostaje zaproszenie do programu, a Harry, z pomocą swojego przyjaciela Tyrona, dzięki sprzedaży narkotyków szybko się wzbogaca.

Jednak pomimo tego, iż w pewnym momencie każdy zdaje się być już prawie u szczytu swoich marzeń, nie mamy złudzeń, iż szczytu nie osiągną. I faktycznie, ta pozorna droga do szczęścia szybko jednak zamienia się w koszmar.Co więcej, my sami jesteśmy w ten koszmar wciągani.

Postacie są napisane kapitalnie, aktorzy odgrywają swoje role jeszcze lepiej. To jest chyba kluczowa zaleta filmu, która sprawia, że jest on tak bardzo ujmujący. Bo pomimo, że główny bohater ćpa, to jednak dostrzegamy, że kocha zarówno swoją dziewczynę, jak i matkę. Ta z kolei, niedoceniona przez syna, chce tylko by w końcu ktoś ją zauważył. Tyronowi zaś brakuje matczynej miłości, której Harry nie docenia. Każdy, pomimo swoich grzechów ma ludzkie oblicze. Takie jakie ma każdy z nas. Przez to, nie wiedząc nawet kiedy zżywamy się z bohaterami. Razem z nimi wchodzimy w ich dramat, do ich piekła. Jedyna różnica polega na tym, że oni nie mają szans na ucieczkę z wciągającego ich co raz bardziej wiru uzależnień. My zawsze możemy wyłączyć film.

Ja osobiście chciałem tak zrobić kilka razy. Jednak zapewniam, że nie warto. To co oferuje nam Darren Aronofsky, to nie tylko depresja w najczystszej postaci. Film ten jest zrobiony idealnie pod każdym względem. Wspomniałem już aktorstwo, ale jest jeszcze kapitalna praca kamery. W ogóle każdy obraz zdaje się być dokładnie przemyślany. Przez cały film nie zobaczymy żadnych wesołych kolorów, ani niczego co mogło by dać nadzieję. A i świetne ujęcia aktu zażywania wszelakich używek dokładają swoją cegiełkę do budowania wielkiej pustki.

Pustki której nie wypełnią nam dialogi. Jest ich tutaj dokładnie tyle ile trzeba, znacznie mniej niż w przeciętnym filmie. Dlatego też każde wypowiedziane zdanie, każde słowo zdaje się mieć swoją wagę.

Trzeba też wspomnieć, że większość najbardziej zapadających w pamięć scen jest wspierana przez muzykę. W całym ‘Requiem dla snu’ usłyszymy tylko jeden motyw muzyczny, delikatnie zmieniany, w zależności od ilości dramaturgii jaką ma wnieść. Wydawać by się mogło, że to nie wystarczy, by zbudować odpowiedni klimat. A jednak – pomimo, że muzyka nas nie zaskakuje, to za każdym razem wywołuje takie samo uczucie, którego nie da się opisać słowami.

Właściwie nieważne, ile zalet wymienię – i tak będzie to za mało. Taki film, to w dzisiejszym kinie prawdziwe zjawisko. Nie tylko zresztą w kinie, bo i w świecie, w którym z każdej strony w gazecie, z każdego programu w telewizji, z każdego bilboardu ktoś się do nas uśmiecha, gdzie zadawać by się mogło nie ma miejsca, ani tym bardziej czasu na smutek. Dlatego też po jego zakończeniu możemy mieć uczucia negatywne. Bądź co bądź, narusza on przecież naszą złudną wizję szczęśliwej rzeczywistości. Ja gdy go pierwszy raz obejrzałem uważałem, że tak tragiczny film jest niedopuszczalny. Jednak jednocześnie miałem świadomość, że obejrzałem coś wielkiego. Dzisiaj pozostała we mnie tylko ta świadomość i uznanie dla Aronofskiego. I słusznie, bo w końcu ‘Requiem dla snu’ to już klasyka.

środa, 5 grudnia 2007

Noc Kina

Zanim napiszę o tym o czym ma być ten post kilka innych spraw ;) Na początek dzięki wszystkim za głosy w ankiecie. A ci, którzy jeszcze nie zagłosowali mają teraz okazję by to zmienić ;) Potrwa ona jeszcze jakoś z 1,5 tygodnia, a nie jak jest napisane 2559 dni ;) Dzięki też, za komentarze.

A teraz do rzeczy. Multikino, 14 grudnia, organizuje drugą już Noc Kina. O co w ogóle chodzi? Jest to coś w stylu maratonu filmowego, z taką różnicą, że zamiast danego zestawu filmów możemy sami wybrać na jaki film chcemy iść. Oczywiście wybór mamy ograniczony do iluś pozycji. W tym przypadku wyświetlanych będzie 11 filmów. Każdy może zobaczyć tyle filmów ile tylko zdoła płacąc za bilet tylko raz :) A cena jest baaardzo kusząca - 10 zł normalny, 5 zł z kartą Multikinomaniaka lub Club Nokia. Pawcio oczywiście te karty ma, tak więc na pewno 3 bilety za piątaka mogę kupić ;)
Aha, jako że mamy dwa Multikina, to Noc Kina jest w obu. Repertuar jest jednak różny. Moim zdaniem lepszy jest w Multikino Stary Browar, leci tam m. in. Labirynt Fauna, Plaga, Klątwa 2, Zodiak czy Scoop. Pełny spis filmów poniżej, lub pod tym linkiem.

W Multikinie 51 lecą słabsze filmy, jak ktoś mi nie wierzy to tu ma potwierdzenie:
Rozkład nocy w Multikino 51

Oczywiście jeśli ktoś zainteresowany to niech się odezwie np. w komentarzach, chociaż wiem że pewnie nikt nie jest ;)

piątek, 30 listopada 2007

Ankieta

Jak co bystrzejsi zauważyli z prawej strony pojawiła się ankieta. Będę wdzięczny za każdy głos, nawet jeśli ktoś wszystkich recenzji nie zna, to nich głosuje na tą, która z tych które przeczytał jest najlepsza. Myślę, że więcej się nie ma co rozpisywać, może tylko o tym, że po jej zakończeniu (za dwa tygodnie) zrobię kolejną ;)
Tak więc głosujcie :)

piątek, 23 listopada 2007

1408

Miała być recenzja 'Requiem...' jest coś innego. Świeżo po premierze recenzja '1408'. Ale obiecane 'Requiem dla snu' też się wkrótce pojawi, jak nie w ten, to w następny weekend.



gatunek:
horror
reżyseria:
Mikael Hafstrom
scenariusz:
Matt Greenberg, Larry Karaszewski
zdjęcia:
Benoît Delhomme
muzyka:
Gabriel Yared
obsada:
John Cusack John Cusack Mike Enslin
Samuel L. Jackson Samuel L. Jackson Gerald Olin
Mary McCormack Mary McCormack Lily Enslin
Jasmine Jessica Anthony Jasmine Jessica Anthony Katie
od lat: 15
czas trwania: 112 minut
cena DVD: 41,49 zł
moja ocena: 4,5/6


Pokój w hotelu to dziwne miejsce. Nie chodzi mi tu o to, że różne rzeczy się w nim mogą dziać i różnych ludzi można w nim spotkać. Raczej mam na myśli to, że jako jedno z niewielu miejsc inspiruje filmowców na skrajnie różne sposoby. Z jednej strony mamy przecież wiele komedii rozgrywających się w hotelowym zaciszu, jak choćby serial BBC 'Hotel Babylon', a z drugiej, ze względu na swoją nierzadką odludność i specyficzny klimat, hotele wzbudzają też grozę , jak np. w klsyce gatunku - 'Lśnieniu' Kubricka. Podobnie jest w '1408'.

Kto by się spodziewał, że w centrum Nowego Yorku, w jednym z lepszych hoteli tego miasta, znajduje się pokój, który kryje tak mroczne historie, że dyrektor hotelu (w tej roli Samuel L. Jackson) postanowił zabronić jego wynajmowania. Jego plany jednak wzięły w łeb, gdy autor przewodników po nawiedzonych miejscach (John Cucack) postanawia obalić mit tego pokoju, podobnie jak obalał mity wszystkich innych tego typu miejsc. Oczywiście ducha w życiu na oczy nie widział, więc i w nie nie wierzy. Nie trudno się domyślić, że będzie musiał szybko zmienić zdanie na temat zjawisk paranormalnych.

I tu pojawia się pierwszy i chyba największy minus tej produkcji. Mianowicie jak na osobę która w nie jednym nawiedzonym domu spała daje się on strasznie szybko przestraszyć i to w dość banalny sposób. Chyba nawet on zaczyna bać się zanim na dobre zacznie widz. Trochę to mało to wiarygodne...

Na szczęście im dalej film trwa tym jest lepiej. Nie będę wspominał o tym co się działo zanim nasz pisarz (czyli Mike Enslin) znalazł się w pokoju, bo w sumie nie ma o czym pisać. Wszystko co działo się przed jego pojawieniem się w hotelu było nieudolną próbą wytworzenia klimatu grozy.

Jednak gdy Mike pojawia się w Hotelu Dolphin zaczyna się prawdziwa uczta. Zanim wielkie straszenie się zacznie, obejrzymy jedną z lepszych scen w filmie, w której dyrektor hotelu będzie próbował namówić pisarza by wybrał inny pokój. Mistrzowski pokaz gry aktorskiej ze strony L. Jacksona wraz z dialogami na poziomie wyższym niż średnia horrorowa i zaczynamy odczuwać pożądane napięcie.

Oczywiście w porównaniu do tego co nas czeka tamta scena to nic specjalnego. Straszeni jesteśmy na wszelkie możliwe sposoby. Tak więc zobaczymy nie tylko triki znane w kinie grozy od lat. Autorzy pokuszą się też o parę świeżych zagrań. Szkoda tylko, że największą panikę i to zarówno w umyśle głównego bohatera, jak i w naszym sieją te starsze chwyty. Nowsze motywy sprowadzają się głównie do pogłębiania psychologicznego postaci. Ja osobiście dałem się temu przekonać (motyw z córką - Katie, graną przez dziewczynkę wyglądającą jakby była stworzona do grania w horrorach) dopiero pod koniec filmu. No ale lepiej późno niż wcale.

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie to, że krwi praktycznie w tu nie zobaczymy. A jak już jest to przynajmniej nie leje się z ludzi. Przy obecnym trendzie, w którym horror gdzie nie ma flaków to nie horror jest to bardzo miła odmiana. Dobrze wiedzieć, że są na świecie ludzie którzy pamiętają, że żeby wystraszyć nie wystarczy zrobić z filmu rzeźnię. Trzeba zbudować coś takiego jak klimat, a postacie nie mogą być puste jak sklepy za komuny.

To wszystko zdaje się wiedzieć reżyser. I chociaż gdyby nie opowiadanie Stephena Kinga, to '1408' by nie powstało, to i tak Michaelowi Hafstromowi należą się brawa za odwagę, że spróbował zrobić coś wbrew obecnym trendom. Wyszło całkiem przyzwoite straszydło, na pewno jeden z inteligentniejszych filmów grozy ostatnich czasów, zawieszony gdzieś między horrorem, a thrillerem, na który bez wątpienia warto iść do kina. Bo tam mroczny klimat pokoju na 13 piętrze będzie można odczuć 10 razy bardziej, niż w domowym zaciszu.

czwartek, 22 listopada 2007

Las Vegas parano

Wkrótce (w weekend?) wrzucę tu recenzję kultowego już 'Requiem dla snu'. A póki co coś innego w klimatach uzależnień i narkotyków: 'Las Vegas parano'.



tytuł oryginalny:
Fear and Loathing in Las Vegas
gatunek:
dramat, komedia
reżyseria:
Terry Gilliam
scenariusz:
zdjęcia:
Nicola Pecorini
muzyka:
Paul Anka, Michael Kamen, Ray Cooper
obsada:
Johnny Depp Johnny Depp Raoul Duke
Benicio Del Toro Benicio Del Toro Dr Gonzo
Cameron Diaz Cameron Diaz Jasnowłosa pani reporter
Christina Ricci Christina Ricci Lucy

od lat: 21
czas trwania: 118 minut
cena DVD: brak danych :|
moja ocena: 4/6


Większość z Was pewnie pierwszy raz o tym filmie słyszy. Ja do nie dawna też o nim zbyt wiele nie wiedziałem, właściwie nic poza tym, że coś takiego jak 'Las Vegas parano' (polski tytuł, oryginalny to: 'Fear and Loathing in Las Vegas') istnieje. W sumie gdy zaczynałem go oglądać wiedziałem tylko jeden szczegół więcej - gra w nim Johnny Depp. Tak więc na początek może trochę o fabule.

Są lata 70.. Dziennikarz sportowy - Raoul Duke - wybiera się w podróż do Las Vegas, by zrelacjonować przebieg pewnego wyścigu przez pustynię. Dla towarzystwa bierze ze sobą swojego prawnika- Dr. Gonzo. Nie brzmi za ciekawie, prawda? No to teraz małe zaskoczenie - przez chyba cały film oboje są pod wpływem wszelkich możliwych używek jakie wymyślono i cytując film można by powiedzieć: 'There was evidence in this movie of excesive consumption of almost every tye of drug known to civilized man since 1544'. Nie jest więc niespodzianką, że z relacji z wyścigu zbyt wiele nie wyjdzie.

Ale to mało istotne. Autorzy skupili się raczej na ukazaniu świata oczami głównego bohatera, a ten jak się można domyślić jest bardzo interesujący i barwny. No bo jaki ma być, gdy ma się w bagażniku walizkę wszelakich narkotyków i żyje się w latach siedemdziesiątych?

W cały ten szalony świat jesteśmy wprowadzani przez narratora, którym jest główny bohater. I tutaj pierwszy plus dla 'Las Vegas parano' - głos Johnnego Deppa pasuje do tej roli jak ulał. Chociaż z biegiem czasu przestaje robić wrażenie, to na początku z pewnością pozwala lepiej wczuć się w paranoiczny klimat filmu.

W sumie to szkoda, że tylko na początku jest on tak intrygujący, bo im dłużej film trwa, tym bardziej wszystko staje się nudne i monotonne, bo w końcu jak długo można oglądać dwóch naćpanych kolesi? No ale trzeba przyznać, że poniżej pewnego poziomu, pomimo kilku słabszych momentów, ten film nie schodzi.

Pewnie duża w tym zasługa świetnego duetu aktorskiego: Depp - del Toro. Szczególnie ten pierwszy zasługuje na słowa uznania - to już kolejny film w którym wcielił się w postać nie do końca normalną i zrobił to rewelacyjnie. Jak dla mnie to jeden z najlepszych aktorów (o ile nie najlepszy) naszych czasów.

I chociaż wydawać by się mogło, że wszystko jest takie, jakie być powinno, to niestety aż tak różowo nie jest. Bo w filmie - jak w życiu - nie można przedawkować. A po seansie jesteśmy trochę tym wszystkim przesyceni . Gdyby trwał choć trochę dłużej stałby się po prostu nudny jak flaki z olejem.

Nie zmienia to faktu, że warto go obejrzeć. Mi osobiście w trakcie oglądania kilkakrotnie kojarzył się z 'Pulp Fiction', chociaż to skojarzenia bardzo luźne. Bliżej mu już do 'How high' które przyszło mi do głowy, gdy pisałem tą recenzję. Chociaż to oczywiście z tym też za wiele wspólnego nie ma. Ale zamiast po raz kolejny śmiać się z tych samych dowcipów w 'How high' lepiej sięgnąć po coś nowego (chociaż starszego), równie narkotycznego, ale w czym możemy (jeśli tylko chcemy) doszukać się jakiegoś głębszego sensu. A jeśli nie, to i tak powinno nam się spodobać. W każdym razie mi się podobało.

sobota, 17 listopada 2007

Film o pszczołach

Pora na coś nowego - zapowiedź. Na początek film, który dla mnie jest filmem miesiąca, a mianowicie 'Film o pszczołach'. W przyszłości (zależnie od czasu i przede wszystkim chęci (na które możecie wpłynąć komentarzami :] )) będę tu wrzucał spis najciekawszych imho filmów jakie wchodzą w danym miesiącu do naszych kin.
Ale przejdźmy do konkretów. Na początek trailer:



I jak, podoba się?
Mi się podobało. Fakt, o fabule tu nic nie ma. Ale jak poszukacie trochę na youtubie to znajdziecie zwiastuny, które dają sporą nadzieję, na całkiem przyzwoitą animację, co ważniejsze nie pozbawioną humoru. Tak więc zapomnijcie o 'Pszczółce Mai', nadchodzi czas Barrego!

czwartek, 15 listopada 2007

'Nosferatu, symfonia grozy' czyli klasyka horroru w Zamku

Jak widać po tytule posta coś dla fanów horroru. W najbliższą środę, 21.11.07 godz. 19.30 w Sali Wielkiej odbędzie się pokaz 'Nosferatu, symfonia grozy'. Ja od siebie powiem tylko, że raz ten film prawie zobaczyłem - prawie, bo pół ekranu mi ludzie zasłaniali, a napisy były po niemiecku... Film jest jakby kto pytał niemy ;D Data produkcji 1922. Ale tyle ile widziałem pozwoliło mi się zainteresować tą produkcją bardziej. Tak więc jak ktoś chętny, to niech napisz w komentarzach, czy odezwie się jakkolwiek inaczej. Ceny biletów podanej nie znalazłem, więc pewnie za free :D

niedziela, 11 listopada 2007

ENEMEFY wracają!

Ja po tytule wiadomości widać wracają enemefy, po baaardzo długiej przerwie (chyba od maja nic nie było w Poznaniu). I to powrót nie byle jaki bo podwójny.
Pierwszy maraton, to Noc z najlepszymi filmami 2007 roku:
W repertuarze jak widać obok:

# 300 (moja ocena 4,5/6)
# Simpsonowie Wersja Kinowa (nie widziałem)
# Grindhouse v.1: Death Proof (moja ocena 5,5/6)
# Grindhouse v.2: Planet Terror (moja ocena 5/6)

Jeśli chodzi o termin maratonu, to odbędzie się on 30.11.2007. Przedsprzedaż biletów od poniedziałku. Generalnie, to proponuję, żeby chętni mi dali jakoś znać, najlepiej w komentarzach, bo tradycyjnie jak zbiorę kasę, to pojadę i kupię bilety wszystkim - będą wtedy miejsca obok siebie. Cena biletów: 20 zł, ALE ja mam bilet z poprzedniego maratonu, więc będzie co najwyżej 18 zł. A jak się uda i dostanę zniżkę smsem to i po 15 będzie :)
A na stronie enemefów (czyli tutaj) można głosować na kolejność filmów. Ja jestem za taką: Simpsonowie, Planet Terror, Death Proof, 300.

No to co, kto chętny?

______________________

Drugi maraton, to Noc Piratów z Karaibów:
Repertuar, to cała trylogia piracka, czyli Piraci z Karaibów...
# ...i Klątwa Czarnej Perły (moja ocena 5/6)
# ...i Skrzynia Umarlaka (moja ocena 5/6)
# ...Na Krańcu Świata (moja ocena 5/6)

Ten maraton jest dwa tygodnie później, mianowicie w piątek, 14 grudnia 2007. Przedsprzedaż też od tego poniedziałku. Na ten maraton akurat iść mi się chce średnio - jeśli ktoś by był chętny, to fajnie, a jak nie to trudno. Czyli tak samo jak wyżej - jeśli ktoś jest zainteresowany niech się odezwie, albo wpisze to w komentarzu, wtedy się pomartwię o bilety ;) Te w cenie normalnej 20 zł. Ale z biletem z poprzedniego maratonu będą po 18 zł, a ze zniżką po 17 zł. Jakie ja będę mógł kupić? To się okaże, liczę że co najmniej po 18 zł.
Reszta informacji na stronie tutaj
Tu akurat na kolejność nie ma co głosować (chociaż też można), bo jest chyba tylko jedna słuszna ;)

sobota, 10 listopada 2007

Katyń

Tak jak pisałem, niżej znajdziecie kilka moich wrażeń po obejrzeniu 'Katynia'. Liczę na Wasze komentarze.



gatunek:
dramat
reżyseria:
Andrzej Wajda
scenariusz:
Przemysław Nowakowski , Władysław Pasikowski
zdjęcia:
Paweł Edelman, Marek Rajca
muzyka:
Krzysztof Penderecki
obsada:
Artur Żmijewski Artur Żmijewski Andrzej, rotmistrz 8-go Pułku Ułanów w Krakowie
Maja Ostaszewska Maja Ostaszewska Anna, żona Rotmistrza
Maja Komorowska Maja Komorowska Maria, matka Rotmistrza
Władysław Kowalski Władysław Kowalski Jan, ojciec Rotmistrza, profesor UJ
od lat: 12
czas trwania: 125 minut
cena DVD: 46,49
moja ocena: 3/6


Nie ma wątpliwości, iż 'Katyń' to najważniejsza tegoroczna polska produkcja. Już sama tematyka połączona z nazwiskiem reżysera wywołała wielki szum medialny w naszym kraju. Efektem tego są tłumy, jakie zdecydowały sie ten film zobaczyć (inna sprawa, że pewnie większość z nich, to zmuszeni do wyjścia do kina uczniowie podstawówek, gimnazjów i liceów). Mniejsza z tym kto i dlaczego na najnowsze dzieło Wajdy poszedł. Ważniejsze jest raczej co zobaczy. A po tych wszystkich hucznych zapowiedziach może się lekko zdziwić.

Ja idąc na seans miałem nadzieję, że zostanę poruszony, że zobaczę historię która wzruszy, która nie da o sobie zapomnieć, że bohaterowie i ich historie sprawią, że poczuję jakby to bezpośrednio mnie dotknęła ta tragedia. Ale niestety, nic z tego.

Oczywiście jakieś plusy się w 'Katyniu' znajdzie - od strony technicznej wszystko prezentuje się rewelacyjnie. Od strony aktorskiej również. To nie dziwi, bo w końcu reżyseruje Wajda, a grają chyba wszyscy polscy aktorzy będący obecnie na topie.

No właśnie, wszyscy aktorzy. A skoro wszyscy to znaczy, że jest ich pełno. Do głównego wątku wszystkich upchnąć się nie dało, bo myślę, że rola statystów by ich nie zadowoliła. A jak nie ma miejsc w głównym, to czemu by nie zrobić jakichś wątków pobocznych? No i mamy wątek z Cielecką i wątek z Pawlickim, które są opowiedziane po łebkach, byle jak i nic nie wnoszą. A jakby tego było mało to jeszcze psują. Bo zamiast wczuwać się w uczucia głównej bohaterki, granej przez Maję Ostaszewską (rola życia?) muszę oglądać historie które mogły by spokojnie posłużyć za materiał na osobny film (choćby trylogię o Katyniu). W efekcie ani nie jestem w pełni zżyty z główną postacią, przez co nie mogę odczuć filmu tak, jakbym chciał, ani nie mogę ujrzeć w pełni dziejów bohaterów granych przez Cielecką (Agnieszki, siostry porucznika pilota), czy Pawlickiego (Tadeusza, bratanka Anny). I nie jest to wina aktorów, bo oni dają z siebie wszystko (wspomnieć tu warto o kapitalnym Chyrze w roli porucznika Jerzego).

Fabuła jak widać mocną stroną tego obrazu nie jest. A bez tego o dobry film ciężko. Dziwi mnie też tytuł filmu - 'Katyń'. W gruncie rzeczy Katynia w 'Katyniu' jest jakoś tak przymaławo. Nie miał bym nic przeciwko, gdyby kosztem wspomnianych przeze mnie wątków rozbudować wątek żołnierzy. To w końcu w nich drzemie największa siła wzbudzania patriotyzmu. To po ostatniej scenie, ukazującej ich mord byłem wstrząśnięty i zszokowany. I wspomnienie tej sceny z całego filmu zostało mi najbardziej w pamięci. Zresztą chyba nie tylko mi. Nie przypominam sobie tak grobowej atmosfery przy wychodzeniu z sali. Pojedyncze rozmowy, zero śmiechów. I właśnie taki klimat powinien wprowadzać cały film a nie tylko ostatnia scena.

Być może doczekamy tego wszystkiego, czego zabrakło w kolejnej produkcji związanej ze Zbrodnią Katyńską. Nadzieję mieć trzeba. Chociażby u mnie nie jest ona zbyt wielka - skoro Andrzejowi Wajdzie nie udało się zrobić filmu który porwie Polaków, to nie widzę innego, równie zdolnego reżysera który ma na to szanse. A szkoda, bo taki film jest potrzebny. Chociaż po to, by zwrócić uwagę świata na naszą historię. 'Katyń' pomimo tego, że jest naszym kandydatem do Oscara nie ma szans przyciągnąć widzów z zagranicy. Jednak dla nas, Polaków jest to pozycja obowiązkowa.

piątek, 9 listopada 2007

Maraton w Multikinie

Pisałem, że oprócz recenzji będą też informacje o maratonach itp? No to za chwilę pierwsza z nich :)
Ale wcześniej dzięki za komentarze do recenzji 'Planet Terror' przynajmniej wiem, że ktoś to czyta ;) W najbliższy weekend postaram się dać jakieś moje zdanie na temat 'Katynia', ale nie będzie to tak długie jak recenzja ;) I ze zmian kosmetycznych dodam też jakieś etykiety chyba do postów (chociaż to pewnie mało kogo obchodzi :P )

Wracając do tematu:
Za tydzień w piątek maraton Wielkich Ekranizacji w Multiknie. Ja się nie wybieram, bo jakoś tylo 'Pachnidło z tego bym chciał zobaczyć, reszta jakoś mnie nie ciągnie. Więcej informacji tu: http://multikino.pl/poznan/maratony,pokaz,477.html
i tu:
A i byłbym zapomniał - wkrótce ruszają znowu enemefy w Apollo, więc niby dzisiaj albo jutro ma być jakieś info o repertuarze. Jak coś sie konkretnego pojawi na ten temat i nie pominą Poznania, jak to się zdarza organizatorom, to tu napiszę oczywiście ;)

sobota, 3 listopada 2007

Planet Terror

To zaczynamy - obiecana recenzja 'Grindhouse: Planet Terror'. Wszelkie uwagi mile widziane :)


tytuł oryginalny:

Planet Terror
gatunek:
akcja, horror, sci-fi
reżyseria:
Robert Rodriguez
scenariusz:
Robert Rodriguez
zdjęcia:
Robert Rodriguez
muzyka:
Graeme Revell, Robert Rodriguez, Carl Thiel
obsada:
Rose McGowan Rose McGowan Cherry
Freddy Rodríguez Freddy Rodríguez Wray
Michael Biehn Michael Biehn Szeryf Hague
Jeff Fahey Jeff Fahey J.T.
Josh Brolin Josh Brolin Dr William Block
Marley Shelton Marley Shelton Dr Dakota Block
od lat: 18
czas trwania: 105 minut
cena DVD: 24,90
moja ocena: 5/6


Na ten film wszyscy fani duetu Tarantino-Rodriguez czekali z niecierpliwością. Niecierpliwością tym większą, że pierwsza część Grindhouse’u (‘Death Proof’), pozwalała mieć nadzieję na coś równie mistrzowskiego. I chociaż ‘Planet Terror’ swojego filmu-bliźniaka nie przebija to i tak powinniśmy wyjść z kina zadowoleni.

Oczywiście nie ma co się nastawiać na coś podobnego do produkcji Tarantino. Fakt, obaj twórcy składają hołd kinu klasy D i bawią się nim, jednak robią to w zupełnie innym stylu. I zdaje się, że więcej zabawy w zabawie znajdziemy u Rodrigueza. Już sama fabuła igra z całą masą filmów o zombie (przede wszystkim z tymi, które mają „żywe trupy” w tytule). Oryginalnością więc nie grzeszy:

Oto w jednym z teksańskich, spokojnych miasteczek zaczyna dziać się coś niepokojącego - ludzie zgłaszają się do szpitala (tu akurat już wcześniej działy się dziwne rzeczy) z nietypowymi ranami. Jak się wkrótce okazuje rany te są wynikiem działania zombie, a każdy ugryziony po pewnym czasie przeobraża się potwora, chyba że wcześniej zostanie zjedzony. Jedyna nadzieja dla ludzkości w nielicznej grupce ocalałych z beznogą ex-tancerką go go – Cherry (Rose McGowan) i jej ex-chłopakiem Wray’em.

Cała masa ściągniętych z innych filmów rozwiązań nie powinna przeszkadzać, jeśli ktoś orientuje się trochę w kinie exploitation. Wie on wtedy, że nie o oryginalność tu chodzi. Fabuła jest tylko środkiem do zszokowania jak największą ilością krwi, flaków, mózgów i innych wnętrzności. I to udaje się Rodriguezowi kapitalnie. Co więcej epatuje on przemocą na tyle umiejętnie, że pomimo, iż niektóre sceny niejednokrotnie przekraczają granicę dobrego smaku film chce się oglądać, a same brutalne sceny są nawet w stanie dostarczyć nam sporo rozrywki, a nawet śmiechu.

Jednak gdyby film nie prezentował sobą nic innego, tylko bezmózgą (biorąc pod uwagę niektóre fragmenty filmu, określenie jak najbardziej trafione) jatkę, nie był by w stanie nawet zbliżyć się poziomem do ‘Death Proof’. A tak, poza anormalnie dużym nagromadzeniem kiczu i krwi na jedną klatkę mamy kilka niespodzianek.

Pierwszą z nich mogą być genialne wręcz dialogi. Do tej pory wydawać by się mogło, że niedoścignionym mistrzem w tej dziedzinie jest Quentin Tarantino. Po obejrzeniu ‘Grindhouse vol. 2’ możemy z całą pewnością stwierdzić, że Robert Rodriguez sporo się od swojego przyjaciela nauczył. I jeśli porównywać by ‘Death Proof’ i ‘Planet Terror’ pod tym względem, to ta druga produkcja swojego poprzednika deklasuje. Chociaż oczywiście do ‘Pulp Fiction’ jeszcze trochę brakuje

Warto podkreślić, że za świetnymi dialogami stoją też rewelacyjne sceny, z jeszcze lepszymi motywami. Kurtka Wray’a, termometr doktora William’a Block’a czy rozmaite ‘talenty’ potrafią nieźle rozbawić swoją absurdalnością. Dowcipów zresztą jest tu pełno, w dodatku podanych w przeróżnych formach, z groteską i czarnym humorem na czele. Widać, że Rodriguez musiał się świetnie bawić podczas kręcenia tego filmu.

Zresztą podobną frajdę z grania musieli mieć też aktorzy, tak się przynajmniej wydaje po obejrzeniu filmu. Nie znaczy to wcale, że zagrali źle – wręcz przeciwnie! Widać, że godziny spędzone na oglądaniu filmów klasy D sprawiły, że każdy wczuł się w swoją rolę znakomicie. I chociaż trudno tu kogoś konkretnie wyróżnić mi najbardziej w pamięci został Freddy Rodriguez jako Wray. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ktoś zagrał jego postać jeszcze lepiej. Na ogromne wyróżnienie zasługuje też odtwórczyni roli Cherry - Rose McGowan. Narzeczona Roberta Rodrigueza z pewnością nie miała łatwego zadania – na planie musiała poruszać się ze specjalną konstrukcją, by później jej ruchy z karabinem-nogą były bardziej wiarygodne. I opłaciło się! W jej delikatnej nieporadności podczas przemieszczania się jest coś tak ujmującego, że aż się chce powiedzieć ‘I like the way you move’!

Poza wspomnianym duetem wyróżniłbym doktora Blocka, czyli Josha Brolina. Jego gra, szczególnie w szpitalnej części filmu, sprawia że zaczynamy doceniać naszą polską służbę zdrowia. Warto też zwrócić uwagę na jego filmowego synka – Tony’ego. W rzeczywistości jest on synem samego Roberta Rodrigueza, tak więc ostatnia scena z jego udziałem może szokować.

Ciut gorzej niż całość prezentuje się ścieżka dźwiękowa do tej produkcji. Jeśli rozpatrywać ją jako osobną płytę, do słuchania w domu nie ma się zbytnio czym zachwycać, poza rewelacyjnym głównym tematem muzycznym i ciekawą interpretacją piosenki „Too drunk to fuck” w wykonaniu Rose McGowan. Pozostałe utwory, w większości autorstwa reżysera, opierają się w dużej mierze na tym samym motywie. Podczas oglądania „Planet Terror” to jednak nie przeszkadza, ba, w zestawie z filmem ta muzyka wydaje się o wiele lepsza niż jest w rzeczywistości.

Jeszcze gorzej niż strona dźwiękowa prezentuje się strona wizualna. Z tym że to akurat duży plus, bo o to chodziło. Stylizacja taśmy na bardzo zużytą wyszła sto razy lepiej w drugiej części Grindhouse’u – jest zdecydowanie bardziej zniszczona, a w dodatku wiąże się z nią jeszcze jedna niespodzianka, ciekawsza niż zmiana kolorów na czarno-białe, czy nagłe zniknięcie fragmentu, które otrzymaliśmy w ‘Death Proof’.

Wielu z Was chciałoby zapewne wiedzieć, czy reżyserzy ‘Grindhouse’ pokusili się o jakieś dodatkowe smaczki, łączące ich produkcje. Otóż można się doszukać pewnych podobieństw, jednak nie ma ich zbyt wiele, a w dodatku trudno je przeoczyć.

I na koniec słów kilka o czymś co generalnie z ‘Planet Terror’ wspólnego ma niewiele, ale jednak leci bezpośrednio przed nim – zwiastunie ‘Machete’ (niestety otrzymujemy tylko jeden zwiastun, ale za to ten który jest ponoć najlepszy). Zapowiedź ta miała z założenia zachęcać do obejrzenia dzieła fikcyjnego, którego nie ma, nie było i nie będzie. Stało się tak, że ten krótki filmik wyszedł kapitalnie, a historia w nim opowiedziana jest na tyle dobra, że prawdopodobnie powstanie pełnometrażowy film na jego podstawie. Jeśli reżyserował by go Rodriguez moglibyśmy mieć pewność, że dostaniemy dzieło wybitne. Ale ktokolwiek stworzy ‘Machete’ trzeba to będzie zobaczyć.

Jak widać na „Planet Terror” wybrać się warto, a nawet trzeba. Pozycja ta, ze względu na projekt „Grindhouse”, niewątpliwie jest już kultowa. Niestety nie oznacza to, że każdemu przypadnie do gustu. Jednak jeśli ktoś jest w stanie pojąć dlaczego dzieło to ma tak makabryczny charakter i nie straszne są my żadne flaki, czy inne wnętrzności z kina powinien po seansie czuć się usatysfakcjonowany.

 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman