środa, 30 grudnia 2009

Kitsch Corner: Jack Frost

Co prawda święta już za nami, a zamiast zimy mamy jakby wiosnę (przynajmniej w momencie, w którym to pisałem tak było), ale ja pozostaję w klimacie śnieżno-bożonarodzeniowym. Trailer ku przestrodze, zanim ulepicie następnego bałwana, lepiej dwa razy pomyślcie :D Przed Wami Jack Frost:

czwartek, 24 grudnia 2009

Telewizyjny przewodnik świąteczny

Dziś wigilia, czas niezwykły, jedny taki dzień w roku. A w zasadzie wieczór, w którym dzieją się cuda. Aktualnie pewnie wielu z Was zajmuje się ostatnimi porządkami, być może ubieraniem choinki, spóźnialscy kupują ostatnie prezenty. Korzystając z okazji życzę Wam na ten świąteczny czas odrobiny wytchnienia, spokoju i odpoczynku od codziennego zgiełku. Aby ta wigilijna wieczerza była czasem niezapomnianych spotkań z rodziną, a pod choinką aby znalazły się wymarzone prezenty. Niech to będzie czas niezapomniany dla każdego z Was.
Być może w te święta znajdziecie chwilkę, na to by zasiąść przed telewizorem. Co prawda stacje nas w tym roku nie rozpieszczają, ale i tak znajdzie się kilka filmów godnych uwagi. Poniżej ich lista:

Wigilia, 24.12.2009


Kevin sam w domu - 19.30-21.35, Polsat - Świąteczny evergreen. Chyba nic więcej nie muszę pisać ;)

Terminal - 20.00 -22.25, TVN - Tom Hanks uwięziony na lotnisku. Leciał wiele razy, ja go jeszcze nie widziałem.


Boże Narodzenie 25.12.2008

Wpuszczony w kanał - 12.35 - 14.10, TVN - Bodajże jedyna sensowna premiera w telewizjach darmowych. Dla niewtajemniczonych - animacja o domowym szczurze, który wpada w tytułowy kanał, gdzie spotyka swoich dzikich towarzyszy.

Kevin sam w Nowym Jorku - 19.30 - 21.50, Polsat - Druga odsłona świątecznego hitu, równie udana, równie legendarna.

Krucjata Bourne'a - 20.10 - 22.05, TVP 1 - Ponoć jeden z lepszych filmów akcji ostatnich lat. Idealna okazja żeby nadrobić zaległości i w końcu obejrzeć.

Szklana pułapka - 21.50 - 0.30, Polsat - Polsat funduje święta w stylu klasycznym - po dwóch Kevinach mamy okazję zobaczyć nieśmiertelnego Bruce'a Willis'a.

Plan lotu - 23.25 - 1.10, TVP 2- Film mało świąteczny, bo thriller, o znikającej z pokładu samolotu dziewczynce. Ponoć trzyma w napięciu.


Drugi Dzień Świąt 26.12.2008


Artur i Minimki - 15.45-17.45, Polsat - Kolejny animowany familijny hit, oryginalny o tyle, że francuski. Sygnowany nazwiskiem Luca Bessona, który jest klasą samą w sobie.

Harry Potter i więzień Azkabanu - 20.00-22.40, TVN - Podobno to najlepsza ze wszystkich części Pottera. Ja za pierwszym razem jej nie doceniłem, może tym razem mi się uda?

Ranczo Wilkowyje - 20.10 - 22.00, TVP 1 - Filmowa wersja serialowego hitu. Ponoć nie tylko dla fanów, którzy każdy odcinek znają na pamięć.


Ja więc widzimy, w święta telewizja nas nie rozpieszcza, ale może to i dobrze? Na zakończenie, w ramach nazwijmy to prezentu piosenka, z najlepszego filmu świąteczno-miłosnego:



Ze świątecznymi pozdrowieniami,
Pawcio

wtorek, 22 grudnia 2009

Filmowe podsumowanie roku, cz. 2

Kolejna, druga część podsumowania. Tym razem będzie milej, bo zostawiam już w spokoju filmy, które mi się nie podobały. W tej i w następnej części już tylko same pozytywy. Dzisiaj skupiam się na filmach, które ja obejrzałem w roku 2009, a które premierę miały wcześniej. Tak więc poniższe rankingi są wybitnie moim podsumowaniem roku (bo przecież nie każdy musiał oglądać to co ja). A w nich znajdziecie po pięć filmów z dwóch kategorii - najlepsze filmy jakie widziałem i największe pozytywne niespodzianki w 2009. Filmy, które swoją premierę miały w mijającym powoli roku, a łapałyby się do powyższych kategorii oczywiście pojawią się w części trzeciej, tej najważniejszej. Ona w styczniu a póki co zapraszam do zapoznania się z tą listą.

NAJWIĘKSZE NIESPODZIANKI*
  1. Step Up 2 (2008) - Ja na prawdę uważam ten film za udany! Owszem, aktorsko leży, ale przecież nie o to chodziło. Sceny taneczne biją na głowę to co widzieliśmy do tej pory we wszystkich You Can Danceach, a w dodatku główny wątek miłosny jest bardziej znośny niż w części pierwszej. Moja ocena: 4,5/6
  2. Transformers (2007) - Zastanawiałem się długo na czym polega fenomen tego filmu. Przecież sama Megan Fox nie zapewniłaby takich wpływów, poza tym co fajnego może być w filmie o zabawkach? Teraz już wiem - pędząca do przodu akcja i genialne efekty specjalne. Moja ocena 4,5/6
  3. Sen Kasandry (2007) - Do Woodyego Allena miałem swego rodzaju uraz. A przynajmniej do jego filmów kręconych na Wyspach Brytyjskich. Wszystkie one były jakieś przyciężkawe i ospałe. Pod tym względem Sen Kasandry jest podobny do chociażby Wszystko gra. Jego wyższość polega jednak na scenariuszu, który jest małym arcydziełem.
  4. Obywatel Kane (1941) - Właściwie ten film łapałby się do rankingu o klasyce. Obejrzałem go jednak dopiero przedwczoraj ;) Do filmów czarno-białych zawsze podchodzę z dystansem, tak więc łatwiej im mnie zaskoczyć. Obywatel Kane swoją szansę wykorzystał, głównie za sprawą ciekawej historii. Moja ocena: 4,5/6
  5. Dla Ciebie i Ognia (2008) - Polska produkcja amatorska, pewnie większość z Was pierwsze o niej słyszy. Pierwsza połowa filmu w kategorii thriller wypada rewelacyjnie. Szkoda tylko, że im bliżej rozwiązania zagadki, tym gorzej, a pomysły autorów są co raz bardziej absurdalne. Moja ocena: 4/6
NAJLEPSZE FILMY, JAKIE WIDZIAŁEM W ROKU 2009*
  1. Once (2006) - Przyznam się szczerze, że ten ranking powstał w dużej mierze po to, żeby polecić Wam ten film. Piękna historia (co z tego, że w zasadzie o niczym), z genialną muzyką. Widziałem go już jakieś 10 miesięcy temu, a nadal nie umiem o nim nic mądrego napisać. Po prostu go obejrzyjcie. Moja ocena: 6/6
  2. Pozwól mi wejść (2008) - Wbrew temu, co głoszą wszelkiej maści opisy - to nie jest horror. Jest to dramat z krwi i kości. Chłodna fińska opowieść o miłości wampira i chłopca. Co w niej jest takiego fascynującego? Klimat gęstszy niż mgła w Silent Hill. Moja ocena: 5,5/6
  3. Zakochany Paryż (2006) - Bo miłość nie jedno ma imię. Raz jest zabawnie, innym razem smutno. Zbiór krótkich nowelek o Paryżu. Każdy znajdzie coś dla siebie, nie ma innej możliwości. Moja ocena: 5/6
  4. Porachunki (1998) - Bardzo udany film, zakręcona intryga, jeśli tak wyglądają wszystkie filmy Guya Ritchiego, to ja go lubię. PS. Sprawdźcie jak brzmi tytuł oryginalny ;) Moja ocena: 5/6
  5. Hawaje, Oslo (2004) - Lubię tego typu filmy. Mamy kilku bohaterów, ich historie się przeplatają, na ogół na końcu jest jeszcze interesująca pointa. Patent niby prosty, ale nie każdemy się udje. W Hawajach, Oslo się udało. Moja ocena: 5/6

Na tym kończę podsumowania na ten rok. Kolejne dopiero w styczniu. Ale już pojutrze przegląd świątecznej ramówki, na który oczywiście zapraszam :)

_____
* - data premiery w Polsce przed rokiem 2009

niedziela, 13 grudnia 2009

Filmowe podsumowanie roku, cz. 1

Przez ostatnie dwa lata filmowe podsumowanie roku na moim blogu pojawiało się w jednej notce. Wyglądało to różnie, raz było za dużo wszystkiego i wkradł się przez to chaos, w zeszłym roku podsumowanie było klarowne, ale za to ja nie czułem się spełniony, bo nie napisałem o wszystkim, o czym chciałem. W tym roku postanowiłem obie metody połączyć i zrobić klarowne podsumowanie, w którym napiszę o wszystkim, o czym chcę, ale w trzech odsłonach. Pierwsza już dziś. A w niej przegląd klasyki, którą dane mi było obejrzeć w tym roku oraz filmy, które najbardziej mnie zawiodły.

KLASYKA

Każdego roku staram się obejrzeć jakieś filmy, które każdy szanujący się kinoman znać powinien. W tym jestem szczególnie zadowolony - udało mi się obejrzeć kilka absolutnych evergreenów. Inna sprawa, że nie zawsze zachwyt nad konkretnymi dziełami rozumiem. W rankingu pominąłem filmy z przed roku 1990. Filmy uporządkowane w kolejności oglądania.

Ojciec chrzestny (1972) - Numer jeden w rankingu filmwebu, numer dwa w rankingu imdb. Nie znać tego filmu to wstyd, sam się sobie dziwię, że dopiero w tym roku po niego sięgnąłem. Przyznam jednak szczerze, że nie zmiótł mnie z krzesła. Jak na kino gangsterskie był bardzo spokojny, zabrakło mi w nim akcji. Ale i tak potrafił wciągnąć i zafascynować. Moja ocena: 5/6

Przeminęło z wiatrem (1939) - Jedna z milszych niespodzianek AD 2009. Chyba każdy słyszał o tym filmie. Słyszeć to jedno, a być świadomym jego długości i roku produkcji to drugie. Obie rzeczy mnie przeraziły - film z 1939 trwający prawie 4 godziny. To nie wróżyło niczego dobrego. A jednak, okazało się, że już wtedy potrafiono kręcić filmy z epickim rozmachem, wzbogacone w dodatku całkiem przyzwoitą historią. Moja ocena 4,5/6

Człowiek słoń (1980) - Właściwie, ten film równie dobrze nadawałby się do poniższego rankingu, na największy zawód. Oglądałem go na trzy razy, a to zdarza mi się rzadko, bo też rzadko nie mogę czegoś tak bardzo strawić. Za bardzo uwierzyłem nazwisku Davida Lyncha i opiniom, że to jego najlepszy film. To jego najnormalniejszy film. A to co normalne i zrozumiałe nie zawsze jest najlepsze. Poza tym za bardzo raziło mnie oczywiste przesłanie. Moja ocena 3-/6

Koszmar z ulicy Wiązów (1984) oraz Koszmar z ulicy Wiązów 2: Zemsta Freddy'ego (1985) - Grzechem byłoby mieć boks z całą serią 'Koszmaru' i go nie ruszyć. Póki co widziałem tylko dwie części sagi o legendarnym Freddym Krugerze. Jak najbardziej spełniły moje oczekiwania. Dzisiaj co prawda więcej scen bawi niż straszy, ale nie zmienia to faktu, że ogląda się całość nad wyraz przyjemnie. Moja ocena 4,5/6

Człowiek z blizną (1983) - Jeśli chodzi o kino gangsterskie - mój ulubiony film. Dopiero w tym roku odkryłem, że podobieństwo plakatów Człowieka z blizną i American Gangster wcale nie jest przypadkowe. Klimat obu filmów jest podobny, możemy poczuć, jakbyśmy sami poruszali się po świecie bohaterów. Pomimo podobnej oceny zdecydowanie wolę Scareface od Godfather. Moja ocena 5/6

Ojciec chrzestny 2 (1974) - Największe nieporozumienie AD 2009. Nie pojmuję tego, jak ten film może być tak wysoko we wszelkiej maści rankingach, jak można stawiać go wyżej niż część pierwszą. Broni się co prawda aktorsko, ale sam scenariusz jest niepotrzebnie rozciągnięty i w dodatku koncept porównywania dwóch ojców chrzestnych do mnie nie trafia. Wieje nudą. Moja ocena 3=/6

ZAWODY

Kilka filmów, które mnie zawiodły pojawiło się już wyżej. Pozostałe tutaj. Ranking jest jakby dwuczęściowy - pierwsza szóstka to filmy, które swoją polską premierę miały w 2009 roku, ostatnia czwórka to te, które premierę miały wcześniej. Im film wyżej w swojej części rankingu, tym większy sprawił mi zawód.

  1. Tulpan (2008) - Dla mnie to gówno udające diament. Ktoś wpadł na genialny pomysł - pojedziemy na step, pokręcimy trochę ludzi, trochę krajobrazów i wyjdzie arcydzieło, którego pewnie nikt nie zrozumie, każdy będzie interpretował inaczej, ale będą się zachwycać. Ja się nie zachwycam. Emocji prawie nie ma, step jest nudny, a w dodatku wygląda to jak kazachski Big Brother. Moja ocena 1/6
  2. Gomorra (2008) - Być może ja nie mam szczęścia do kina gangsterskiego, albo po prostu go nie rozumiem. Dostrzegam za to pewne podobieństwo do Tulapana - tu też ktoś próbował zrobić coś w stylu reality show, tym razem mafijnego. I stąd mamy wrażenie, jakby kamerzysta snuł się bez celu wśród mafiosów, z grubsza niczym nie różniących się od dresów z pod bloku. Z kamerą wśród zwierząt? Wolę discovery. Moja ocena: 2/6
  3. Milczenie Lorny (2008) - Film sam w sobie tragiczny nie jest. Mój problem z nim polegał na tym, że miałem wobec niego zbyt wielkie oczekiwania, stąd też zawód spory. Być może nie do końca odpowiada mi stylistyka filmów braci Dardenne, bo podobny problem miałem z ich Dzieckiem. Na plus można zaliczyć na pewno to, że losy głównej bohaterki nie są nam obojętne. Przynajmniej do czasu, gdy autorzy nie zaczęli kombinować i wymyślili całkiem nierealne zakończenie. Moja ocena 3/6
  4. Harry Potter i Książę Półkrwi (2009) - Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Dla mnie za dużo było tam miziania się, za mało magii. Scena z różdżkami na końcu przelała czarę goryczy. Najgorszy Potter, jakiego widziałem. Moja ocena 3/6
  5. Madagascar 2 (2008) - Kolejna ofiara zbyt wygórowanych oczekiwań. Sam w sobie jest znośny, chwilami nawet zabawny. Ale na pewno nie lepszy od pierwszej odsłony. Moja ocena 3/6
  6. Coco Chanel (2009) - Spodziewałem się fascynującej historii o życiu najsłynniejszej projektantki świata. Otrzymałem opowieść o jej miłościach. Nudne to i schematyczne, ale da się oglądać bez boleśnie. Moja ocena 2,5/6
  7. Nieodwracalne (2002) - Zdecydowanie przereklamowany film. Widać, żeby było o filmie głośno wystarczy wstawić stosunkowo ostrą scenę gwałtu, a jak odwróci się kolejność wydarzeń, to w dodatku połowa widzów okrzyknie go arcydziełem. Do mnie ten koncept nie trafił. Moja ocena 2/6
  8. Kung Fu Panda (2008) - Aż wierzyć mi się nie chce, że to jedna z najlepszych animacji ubiegłego roku. Dla mnie była nudna i w ogóle niezabawna. Wall.E pobił pandę, tak jak Pudzianowski niedawno Najmana. Moja ocena 2/6
  9. Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia (2008) - Film o kobiecie która zamiast uszczęśliwiać irytowała. Nazwijcie mnie zgredem, ponurakiem, jak chcecie. Ale na prawdę nie widzę nic zabawnego w tym, że główna bohaterka uparcie usiłuje jeździć w szpilkach, mimo że jej instruktor jej to odradza. Moja ocena 2,5/6
  10. Tajne przez poufne (2008) - Nie będę śmiał się z filmu, tylko dlatego, że reżyserują go Coenowie. Humor do mnie nie trafił, za to aktorsko wyszło rewelacyjnie. Problem w tym, że to za mało, jak na film sygnowany takimi nazwiskami. Moja ocena 4/6

Tyle w tym tygodniu. Kolejną część podsumowania postaram się zamieścić jakoś w przyszły weekend. Aczkolwiek nie gwarantuję niczego, ponieważ mój komputer odmówił posłuszeństwa, więc muszę sobie radzić inaczej.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

'500 dni miłości' premierą grudnia

Oto i on - długo oczekiawny (przynajmniej przez Szymalana ;) ) i ostatni w tym roku przegląd premier. Tym razem będzie krótki. Polska to w końcu nie USA i na nasze ekrany w grudniu wchodzą raczej ochłapy, w towarzystwie świątecznych ciepłych filmów, w których uśmiechnięci Amerykanie chodzą po sklepach, znajdują prezenty pod swoimi wielkimi choinkami i przy okazji miłość swojego życia. Może trochę przesadzam, bo w tym roku nie dostrzegłem niczego typowo świątecznego w repertuarach kin (poza Reniferem Niko, który jednak miał premierę w listopadzie). Za to kilka filmów jest godnych naszej uwagi. Ja najbardziej czekam na '500 dni miłości' (premiera: 04.12.2009).

Niektórzy mogą być zaskoczeni, bo swojej niechęci do produkcji romantycznych raczej nie ukrywam. Ale co poradzę, że z każdej strony dochodzą mnie słuchy (m.in. od Loli i Menetherisa), że ta jest inna. I ja w to wierzę. Historia faceta, który po rozstaniu ze swoją miłością postanawia przeanalizwoać swoje 500 dni w związku ma według mnie potencjał. I bije od niej jakieś ciepło, które daje mi nadzieję, na niespodziankę pokroju 'Once', czy chociaż 'Małej miss'. Poprzeczka jest wysoko, zobaczymy czy '500 dni miłości' ją przeskoczy.

Pewnie większość z Was przeciera oczy ze zdumienia, że coś zdołało wyprzedzić 'Avatar' (premiera: 25.12.2009). Cóż, to chyba już też kilka razy pisałem - sci-fi to nie moja bajka. Poza tym nie wierzę tym wszystkim zapewnieniom, że to będzie jakaś rewolucja w historii kina itepe. W mojej całej ignorancji nie widziałem nawet zwiastuna tej produkcji! Tak więc w moich oczach Cameron ze swoim dziełem obroni się tylko wtedy, jeśli stworzy coś na prawdę godnego. W jego przypadku, poprzeczka jest jeszcze wyżej niż w przypadku '500 dni miłości', więc większa szansa że ją strąci.

Ostatnio zauważyłem, że z plakatów co raz częściej spogląda na mnie 'Mikołajek' (premiera: 04.12.2009). Nie chodzi mi tu wcale o tego świętego, ale o małego chłopca z książki René Goscinnego. Co prawda trochę nie trafia do mnie fakt zrobienia z tego filmu aktorskiego. Jakoś Mikołajek nierozłącznie kojarzy mi się z kreską Jean-Jacques Sempéi i ciężko będzie to zmienić, tym bardziej, że Maxime Godart (tytułowy Mikołajek) głównej roli nie bardzo mi go przypomina.

I to by było w zasadzie na tyle, jeśli chodzi o premiery ważne, komercyjne i z potencjałem. Teraz pora przejść do niszy - 'Królik po berlińsku' (premiera: 04.12.2009) się poleca. Może być to smaczne danie - jest to dokument (a ten gatunek w tym roku się dla mnie odczarowuje) o czasach podziału Europy, czasach wznoszenia Muru Berlińskiego. Ciekawostką jest jednak, że film naśladuje przyrodniczą produkcję, jednak to ludzie, a nie króliki są tu ponoć najważniejsze. Pokręcone to trochę, ale interesujące.

To tyle jeśli chodzi o kino ambitne. Na zakończenie chciałem wrócić jeszcze do dwóch produkcji komercyjnych, które od tych z drugiego i trzeciego akapitu odróżnia to, że raczej nie mają potencjału. Pierwsza - 'Zombieland' (premiera: 04.12.2009) naśmiewa się z (na pewno nikt na to nie wpadł...) zombie. Ogólnie nie liczę na wyszukany humor, raczej gagi w stylu szedł i ucięli mu głowę. Zawsze to jakieś inne podejście do tematu, niż standardowe z horrorów (szedł i zjadły go zombie). Jest też druga ciekawostka - 'Hell Ride' (premiera: 25.12.2009). Film sygnowany nazwiskiem Tarantino, który ma z tą produkcją wspólnego tyle, że... jego nazwisko pojawia się na plakacie. Nadzieja jednak jest w końcu Quentin byle gówna by nie polecał. Ostatnio za jego radą obejrzałem 'Oldboya' i był to zdecydowanie dobry wybór.

I jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała. Oficjalna premiera to nie jest, film o którym chcę wspomnieć trafia po raz pierwszy do kin w Poznaniu. W zasadzie do jednego kina, na jeden pokaz - Multikino 51 we wtorek 08.12.2009 o 19.30 wyemituje 'Zabić sędziego'. Tytuł ten to dokument, poprzednio można było go oglądać na WFF. A o czym opowiada? O kulisach pracy sędziów na Euro 2008. A kto jest w nim główną postacią i skąd się wziął tytuł domyślcie się sami ;) Ja mam zamiar skorzystać z okazji i z owym dziełem się zapoznać.

Poniżej zwiastun '500 dni miłości', ale nie wyłączajcie po napisach, pod nim dalsza część notki ;)


***

Z racji, że grudzień to czas podsumowań, nie inaczej będzie i w tym miesiącu u mnie na blogu. Ogólnie rzecz biorąc zapowiada się sporo notek, bo podsumowanie roku zamierzam rozbić na trzy części, co by nie zasypywać Was masą rankingów w jednej notce. Część ostatnia wypadnie jednak dopiero na początku stycznia. A poza tym w grudniu standardowo jedna recenzja, przegląd świątecznych ramówek i podsumowanie świąt. Słowem będzie się tu działo ;)

***

Skoro już o podsumowaniach mowa, to mam jeszcze jedno pytanie. Czy ktoś z Was, koleżanki i koledzy, chciałby gościć na łamach swojego bloga konkurs Srebrne Kadry? W zeszłym roku gościłem go ja, w tym roku marzy mi się większa liczba blogerów biorąca udział w tej zabawie. Ogólnie owe goszczenie polegałoby na tym, że każdy zainteresowany zamieściłby po prostu notkę informującą o tym konkursie, coś w stylu tej mojej zeszłorocznej i jeśli byłby zainteresowany, również wyniki. W zamian może liczyć na reklamę na stronie kinomaniaki.com :) Ogólnie rzecz biorąc, chciałbym po prostu dotrzeć do jak największej liczy potencjalnych uczestników ;) A bardzo możliwe, że każdy uczestnik weźmie udział w losowaniu filmów na dvd :) Póki co chciałbym się po prostu zorientować, czy ktoś w ogóle by na to poszedł. Jeśli zainteresowanie będzie, więcej szczegółów pojawi się w odpowiednim czasie u mnie na blogu :)

piątek, 27 listopada 2009

Kitsch Corner: Atak Mega Karaczanów

Tego jeszcze w kinie nie było. Karaczany atakują! A co to takiego karaczany? Dowiecie się ze zwiastuna, przyznam szczerze, że ja się spodziewałem bardziej jakichś ptaków :P Moja znajomość biologii jest jednak delikatnie mówiąc nie najlepsza ;) Tak swoją drogą, tytuł jest rewelacyjnie przetłumaczony xD



niedziela, 15 listopada 2009

Coco Chanel


tytuł oryginalny:
Coco avant Chanel
gatunek:
biograficzny, dramat
reżyseria:
Anne Fontaine
scenariusz:
Christopher Hampton, Anne Wiazemsky, Anne Fontaine, Camille Fontaine
zdjęcia:
Christophe Beaucarne
muzyka:
Alexandre Desplat
obsada:
Audrey Tautou Audrey Tautou Coco Chanel
Alessandro Nivola Alessandro Nivola Arthur Capel
Marie Gillain Marie Gillain Gabrielle, siostra Chanel
Emmanuelle Devos Emmanuelle Devos Emilienne d'Alençon
Benoît Poelvoorde Benoît Poelvoorde Balsan
od lat: 12
czas trwania: 105 minut
cena DVD: 49,49 zł
moja ocena: 2,5/6


Nie wystarczy znana postać, żeby nakręcić dobry film biograficzny. Być może nie jest to nic odkrywczego, ale Francuzi zdają się o tym nie wiedzieć. Albo po prostu nie potrafią kręcić biografii. W ostatnich latach najpierw uraczyli nas mizerną ekranizacją życia Edith Piaf, którą uratowała muzyka, teraz przyszła kolej na jeszcze słabszą biografię 'Coco Chanel', której... nic nie ratuje.

Być może czepiam się trochę na wyrost, bo to w końcu nie miało być przedstawienie całego życia światowej sławy projektantki. Oryginalny tytuł 'Coco avant Chanel' możnaby przetłumaczyć jako 'Coco przed Chanel'. Czyli okres zanim Coco stałą się Chanel. Trzeba przyznać, że sam moment przemiany ukazano całkiem przyzwoicie. Gorzej z jej umotywowaniem. Motywacja w stylu: "Zmarła miłość mojego życia? Chyba zrobię pokaz swojej kolekcji." niestety do mnie nie trafia. Wysiedziałbym w kinie te pół godziny więcej, gdyby tylko dane byłoby mi zobaczyć trochę żalu, smutku i rozpaczy po stracie miłości życia.

Zresztą miłości dość dziwnej. I tu pojawia się mój główny zarzut pod adresem filmu. Chociaż nie jestem pewniem czy adresat jest dobry, bo być może swoje żale powinienem kierować do samej pani Chanel. Mianowicie nie jestem w stanie pojąć, dlaczego Coco tak bardzo zaangażowała się w tę miłość. Mówi się z jednej strony o jej wyzwoleniu, wolności i silnym charakterze, a z drugiej pozwala ona mężczyźnie, którego kocha i co ważne który kocha ją, ożenić się dla pieniędzy. Może to kwestia punktu widzenia, ale dla mnie to żadne wyzwolenie, bo kobieta wyzwolona tupnęłaby nogą i powiedziała albo ona, albo ja (nawet na początku XIX wieku).

Poza tym za dużo było w tym wszystkim romansów bez miłości. Szczerze liczyłem, że zobaczę jak to się stało, że kobieta z sierocińca zdobyła tak silną pozycję w świecie. Teoretycznie odpowiedź dostałem - chciała żyć dostatnie, więc wprosiła się do pewnego bogacza i dalej jakoś poszło. Tylko jakoś ciężko mi uwierzyć, że to wszystko takie proste było.

W zasadzie wszystko, w czym można było pokładać nadzieję tutaj zawodzi. Moda na najwyższym poziomie? Niestety, gdyby Coco była moją krawcową, szybko bym z jej usług zrezygnował ;) Może tak z wielkimi projektantami jest, że tworzą rzeczy, których przeciętny zjadacz chleba nie założyłby nawet, żeby śmieci wynieść (popatrzcie na ciuchy Jacykowa). Jeśli tak, to Coco Chanel jak najbardziej do grona najbardziej wybitnych projektantek pasuje. W zasadzie tylko jej czarna sukienka z balu wprawiała mnie w zachwyt. Reszta szału nie robiła.

Podobnie, jak Audrey Tautou, która (piszę to z krwawiącym sercem), nie wyszła ponad przeciętność. Ot, zagrała to co miała, solidnie, owszem, ale nie dała swojej postaci nic ponad to, co było w scenariuszu. Nie zdołała stać się Coco Chanel, udało się jej jedynie ją odegrać. Powiedziałbym nawet, że przyćmił ją Benoît Poelvoorde w roli Balsana. Ta postać była bez wątpienia najjaśniejszym punktem całego filmu.

Skąd się wzięło więc te 2,5 punktu? Po części z muzyki, która była zręcznie dobrana i choć nie sprawdziłaby się jako osobna płyta, to w połączeniu z obrazem tworzyła kompozycję tak wyborną, jak połączenie ciastka, karmelu i czekolady w pewnym znanym batoniku.
W większości jednak, na moją ocenę wpłynęła dobra reżyseria. Pomimo średniego scenariusza i niepomagających aktorów, Annie Fontaine udało się zrobić film tak, że da się go obejrzeć od początku do końca, bez nerwowego spoglądania na zegarek co minutę.

Po tym wszystkim pewnie myślicie, że nie warto tracić dwóch godzin, na zgłębienie połowy życia słynnej projektantki. I tu Was zaskoczę. Warto, pod dwoma warunkami. Po pierwsze, jeśli jesteśmy ciekawi świata - w znośnej formie otrzymujemy biografię znanej osoby, taka nauka przez kino. Po drugie, jeśli jesteśmy kobietą - z damskiego punktu widzenia, ten film może prezentować się nieco lepiej, a najlepszym tego dowodem niech będzie dziewczyna siedząca obok mnie podczas seansu (oczywiście pozdrawiam, chociaż nie ma szans, żeby tu zajrzała ;) ), która była zadowolona z tego co ujrzała. Zresztą, ja też nie żałuję wydanych pieniędzy (5 zł to nie majątek, God bless Kino Muza i czwartki), a atmosfera pełnej sali ludzi którzy przyszli na film, a nie nasycić swój żołądek popcornem i nachosami jest bezcenna!

niedziela, 8 listopada 2009

'Paranormal Activity' premierą listopada

Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się takiego wysypu wartościowych filmów w listopadzie. Jakoś w ostatnich latach listopad i grudzień był to czas raczej wydań dvd, które usiłowały wprosić się pod naszą choinkę, natomiast do kin wchodziły obrazy raczej przeciętne, o których najczęściej nikt po miesiącu nie pamiętał. W tym roku jest jednak inaczej. W listopadzie są hity, (ponoć) świetne polskie filmy, popularne ostatnio horrory udające dokumenty, blockbustery i dobre dramaty. Czyli nie tylko różnorodnie, ale i na poziomie, wysokim poziomie. I dlatego miałem dość ciężki orzech do zgryzienia, co określić mianem premiery tego miesiąca. Padło na 'Paranormal Activity' (premiera: 20.11.2009).

Przyznam się szczerze, że trochę dałem się zbałamucić kampanii reklamowej. Podobnie jak w przypadku innych tego typu filmów ([Rec], Projekt: Monster, The Blair Witch Project), tak i tu dystrybutor za wszelką cenę chciał podkreślić realizm. Nawet nie tyle samego materiału, bo chyba nikt już nie wierzy w bajki, głoszące że taśmy ze straszącym domem to autentyki. Bardziej chodzi tu o prawdziwy strach, który powinien wyciekać z ekranu i wkradać się niepostrzeżenie do naszego mózgu, by robić tam spustoszenie. I bardzo możliwe, że tak jest. Świadczą o tym chociażby zarobione przez ten film pieniądze (budżet na poziomie 11 tysięcy zarobki na poziomie 60 milionów), czy przychylne recenzje na zaufanych blogach ;)

Znacznie mniejsze oczekiwania mam w stosunku do [Rec] 2 (premiera: 06.11.2009). Większość słyszała już o pierwszej części - tajemniczy dom, do którego przyjeżdżają strażacy wraz z kręcącą o nich materiał reporterką i kamerzystą. Niestety nikt nie wychodzi stamtąd żywo, ponieważ w budynku 'coś' zmienia mieszkańców w bestie. W drugiej części do tego samego domu wpada z wizytą ekipa antyterrorystów. Co z tego wyniknie? Prawdopodobnie to samo, prawdopodobnie ten sam będzie klimat. Czyli wszystko przyzwoicie, pytanie tylko po co?

Oczywiście odpowiedź może być tylko jedna - for money. Tak samo, jak ma to miejsce z premierą 'Księżyca w nowiu' (premiera: 20.11.2009). Nie dla mnie ta bajeczka, nie czytałem książek z tej serii, nie zostawiałem w nocy otwartego okna, żeby jakaś wampirzyca zawitała do mnie księżycową porą, a Edward nadal kojarzy mi się z tym Nożycorękim. Ale ja to ja, nie znaczy to, że inni też tak mają. I dopóki nikt na siłę nie będzie mi wpajał, że 'Saga Zmierzch' jest słiciaśna, nie przeszkadza mi to zjawisko. Chodźcie sobie ludzie wzdychać do wypicowanego aktora, na film który robi wodę z mózgu.

Jeśli chodzi o hity, trochę bardziej w moim klimacie jest '2012' (premiera: 11.11.2009). Chociaż przyznam szczerze, że nie lubię filmów katastroficznych, ten jednak warty jest uwagi, ale tylko pod warunkiem, że zobaczymy go w kinie. Efekty wizualne, które widać na zwiastunach zapierają dech w piersiach. I nie przeszkadza mi to, że scenariusz będzie dziurawy jak ser szwajcarski (Amerykanie budują statki, żeby ocalić ludzkość, chociaż świat rozpada się w oczach - budują je na Marsie, czy co?). Wybaczę nawet przewijające się symbole Zjednoczych Stanów Ameryki (ujęcie z wpadającym w Biały Dom krążownikiem J.F. Kennedy jest tak patetyczne, że nie powstydziłby się go nawet Michael Bay). Wszystko to pod jednym warunkiem - musi być widowiskowo. Inaczej ten film traci sens.

Warto poświęcić też trochę uwagi polskim filmom - w tym miesiącu wchodzą na nasze ekrany dwa, szczególnie dobre (przynajmniej tak twierdzą krytycy). Pierwszy z nich, 'Rewers' (premiera: 13.11.2009) jest też polskim kandydatem do Oscara. Czy zdobędzie nominację zobaczymy już za parę miesięcy. Póki co warto odnotować, że jest to czarna komedia - gatunek w kraju nad Wisłą nie często spotykany, a jeśli już to raczej w towarzystwie słowa klapa.

Również stosunkowo niepopularny w naszym kraju gatunek - kryminał - prezentuje druga polska rewelacja - 'Dom zły' (premiera: 27.11.2009). Fabuła może nie brzmi zbyt zachęcająco - pewien porucznik musi przeprowadzić śledztwo, w domu, w którym kiedyś znalazł schronienie. Jednak rozwiązanie zagadki może być niebezpieczne nie tylko dla podejrzanego. Warto zaznaczyć, że autorem scenariusza i reżyserem jest Wojciech Smarzowski - całkiem dobrego 'Wesela'.

Przyciągnąć nazwiskiem może też Michael Haneke, chociaż on trafi raczej do wrobionej widowni. Jego 'Biała wstążka' (premiera: 20.11.2009) wygrała w tym roku dość silnie obsadzony festiwal w Cannes. Mnie to wystarcza za rekomendację, tym bardziej, że opowieść zdaje się być studium nad pokoleniem, które rozpętało II wojnę światową. Zresztą tego reżysera cenię za 'Ukryte', które swego czasu zrobiły na mnie dość duże wrażenie (mimo że wtedy chyba tego filmu nie zrozumiałem).

W listopadzie warto też zwrócić uwagę na kolejny mockumentary 'Yes-Meni naprawiają świat' (premiera: 20.11.2009); kolejną po 'This is it' produkcję żerującą na taniej sensacji - 'Roman Polański. Ścigany i pożądany' (premiera: 13.11.2009); podróbkę 'Step up' - 'Fame' (premiera: 06.11.2009); oraz film świąteczny (a jakże! przecież co raz bliżej święta i ciężarówki Coca-Coli już jeżdżą w spotach) - w tym roku odkopano 'Opowieść wigilijną' (premiera: 20.11.2009).

Zwiastun 'Paranormal Activity':

piątek, 30 października 2009

Kitsch Corner: Robo-geisha

Myśleliście, że najbardziej chore pomysły na filmowe koszmarki rodzą się w Zjednoczonych Stanach Ameryki? To źle myśleliście! Zapewniam Was, że nikt w USA nie wpadł na pomysł zrobienia filmu o tak nietypowych (Robo)gejszach.
Co w nich dziwnego? Nie zdradzę, ale już same nazwy bohaterek dają do myślenia - w rolach głównych m.in. Geisha Chainsaw, Geisha Harakiri, Geisha Katana, Geisha Transform (moja ulubiona <3) i masa innych, ciekawych wynalazków :D
Tak więc strzeżcie się moi mili, the war of Geisha begins!

poniedziałek, 26 października 2009

To już 2 lata!

Tak jest moi mili, w dniu dzisiejszym ten blog kończy dwa lata. Czas ten zleciał niesłychanie szybko. W zasadzie nie chciałbym w tej notce za bardzo rozpisywać się o historii, bo to już minęło, każdy widział jak było. W sumie sporo się przez ten czas zmieniło - począwszy od designu (obecny mnie wreszcie zadowala, więc pewnie zostanie na długo), przez tematykę postów (nowość tegoroczna - Kitsch Corner), po ich częstotliwość. Ja jednak wolę skupić się na przyszłości. O niej jednak za chwilę, jest coś ważniejszego.

Bo już dawno przestałbym tu pisać, gdyby nie Wy, drodzy czytający i komentatorzy! Przez te dwa lata Filmlog Pawcia zebrał ponad 16 000 wyświetleń. Nie wiem, czy to dużo, czy mało, dla mnie wystarczająco :) Szczególnie, że część osób wraca tu regularnie i w dodatku zostawia komentarze. I za to Wam dziękuję. To właśnie dla tych komentarzy warto pisać bloga.
Niektórzy jednak trafiają tu wybitnie przez przypadek. I tak jak w zeszłym roku, tak i w tym zamieszczam najlepsze frazy, po jakich mnie wygooglowano. Z tego co zdążyłem się zorientować, rok temu pomysł ten był trafiony ;) Przyznaję się jednak bez bicia - dane do poniższego zestawiania zacząłem zbierać stosunkowo niedawno, jakieś 3 miesiące temu. Niektóre opatrzyłem swoim komentarzem ;)

muzeum z rysunkami seryjnych morderców w ameryce
dwie lezbian
filmy które pozostały w pamięci - google jak własna pamięć?
zdjecia mojej bylej zemsta - google wie jak wygląda twoj była?
sharon stone w filmach porno - jeszcze chyba nie zagrała. Na szczęście ;)
Snape zepchniety - na drugi plan w najnowszej części Pottera. Na pierwszym mizianie.
co mnie w życiu uszczęśliwia - a skąd mam wiedzieć?!
czy grozi nam katastrofa ekologiczna bez pszczół - wie ktoś?
Miłość Na Wybiegu - Diabeł ubiera się nie tylko u Prady 2009 Nowszy post Starszy post Strona główna - zwycięzca w kategorii najdłuższa fraza
Balladyna - wymyśl inne zakończenie - sam wymyśl
Harry hermiona seks - pomarzyć można ;)
prada ryjowki - z tego co wiem Prada nie sprzedaje jeszcze ryjówek ze swoimi metkami
harry potter ginny weasley seks blog - ach, ci potteromaniacy
anioły do korowania - wtf?!
pawcio i marcia - czy ja o czymś nie wiem :>
dlaczego nie chce się włączyć transformers zemsta upadłych
najpiekniejsze filmy gangsterskie usa z czarnuchami filmografia
"noga w gipsie" porn - bo różne są fetysze
rekin dla snu
coś śmiesznego mi się przypomniało - co?
moda na wampiry
I na zakończenie o przyszłości słów kilka.
Od początku roku można zauważyć znaczny spadek liczby recenzji. I taka tendencja raczej się utrzyma. Ale za to będę się starał opisywać jakiś film raz w miesiącu, co więcej chciałbym, aby były to filmy kinowe. Jeśli jednak ktoś chciałby podyskutować o innym obejrzanym przeze mnie filmie, zapraszam na blipa. Tam, w formie takiej jak od dłuższego czasu, będę wspominał o każdym obejrzanym filmie, a niedługo pewnie o najnowszych obejrzanych odcinkach Heroesów.
Poza recenzjami tradycyjnie w ostatni piątek miesiąca Kitsch Corner (w najbliższym coś japońskiego), a w pierwszy piątek przegląd premier. Tak więc na miesiąc przypadają trzy teksty. Plus oczywiście raz na jakiś czas bonusy na różne święta ;)
I korzystając z okazji, skoro już się rozpisuję o przyszłości i w ogóle - wziąłem udział w konkursie na bloga studenckiego. Zapisy jeszcze trwają, zainteresowanych odsyłam tu: http://blogstudencki.pl/

Tyle ode mnie, mam nadzieję, że za rok o tej porze również będzie okazja do świętowania ;)

pawcio

środa, 7 października 2009

'Zabójcze ciało' premierą października

Było dużo premier we wrześniu? Było. Były dobre filmy we wrześniu? Były. No to do lutego mamy spokój, bo ani październik, ani żaden następny miesiąc w tym roku z pewnością tylu wrażeń już nam nie dostarczy. Nie pozostaje już nic innego, jak nadrabianie zaległości. Jeśli jednak ktoś się uprze, w kinach znajdzie przede wszystkim dobrą rozrywkę. Chociaż może to być dość wątpliwe, czy 'Zabójcze ciało' (premiera: 30.10.2009) zapewni taką rozrywkę każdemu.

Bo chociaż jest tu wszystko to, co ostatnio sprzedaje się całkiem nieźle (Megan Fox i emo-wampirze opowieści), to jednak może trochę zabraknąć humoru. Ale i tak numer jeden w Box Office będzie jak nic. W końcu kto by nie chciał obejrzeć jak wspomniana Megan Fox pastwi się nad biednymi kolegami ze szkoły mordując ich z rozkoszą. Każdy. Nawet jeśli jej nie lubi, przynajmniej będzie miał kolejny argument w walce z jej 7% talentu.

Zawalczyć z 'Zabójczym ciałem' może jedynie 'Odlot' (premiera: 16.10.2009). Kolejna animacja (miesiąc bez animacji miesiącem straconym), od pozostałych odróżnia ją jednak to, że głównym bohaterem nie są zwierzęta (czyżby wszystkie gatunki już się pokazały na ekranie?), tylko zgryźliwy staruszek, a i film sam w sobie aspiruje chyba do czegoś więcej - krążą plotki o nominacji do Oscara w kategorii najlepszy film. I chociaż w tym roku nominowanych będzie 10 obrazów, ja do tego typu rewelacji podchodzę sceptycznie. Po 'Wall.E' ciężko będzie w kategorii animacji 3D wymyślić coś lepszego.

Inny wymiar rozrywki, zdecydowanie dla starszych widzów oferuje 'Dystrykt 9' (premiera: 09.10.2009). Dla fanów science-fiction to na pewno gratka - z kosmosu przybywają obcy, którzy są jednak uchodźcami ze swojej planety. Na ziemi w zamian za azyl mają wytwarzać broń. Sprawa trochę się jednak komplikuje, gdyż bez DNA obcych ową broń można sobie co najwyżej powiesić nad kominkiem. Przyznaję, że brzmi to całkiem oryginalnie, potencjał jest i w ogóle, ale już kiedyś pisałem, że sci-fi to nie moja bajka.

Ja wolę zdecydowanie przeciętny dramat, od dobrego science fiction. A na taki wygląda mi 'Weronika postanawia umrzeć' (premiera: 02.10.2009). Jest to bodajże pierwsza w historii ekranizacja prozy Paulo Coelho, w dodatku z Sarahą Michelle Gellar w roli głównej. I chociaż znane nazwiska są, to z bólem serca stwierdzam, że nie będzie to hit. A szkoda, bo podobne słowa wypowiedział pewien facet siedzący obok mnie na 'Bękartach wojny' przy okazji trailera tego filmu. Aczkolwiek bardziej w kontekście że dramat to gówno, a dobre są filmy gdzie jest dużo krwi i dużo bum. No fakt, w dramatach tego nie ma i hitami nie są, ale to raczej przez tego typu widzów chodzących do kina z przyczyn, których sami nie są w stanie podać, a nie ze względu na podrzędność tego gatunku.

I podążając dalej tropem kina, które 'hitem nie będzie' polecam 'Serafinę' (premiera: 23.10.2009). Jest to biograficzny film, opowiadający o francuskiej malarce, jednej z największych francuskich artystek w historii. Spokojnie, nie ma czego się wstydzić, ja też pierwsze o niej słyszę. Ale to właśnie w kinie jest piękne - nawet jeśli film z punktu widzenia scenariuszowego okaże się porażką, to zawsze pozostaną horyzonty poszerzone o biografię znanej osoby. Pewne oczekiwania w stosunku do 'Serafiny' mieć jednak można, w końcu zdobyła 7 Cezarów.

Kolejną nie-hitową produkcją godną uwagi jest 'Moje Winnipeg' (premiera: 02.10.2009). Jest to przedstawiciel dość popularnego gatunku mockumentry. Dla niewtajemniczonych, są to pseudo-dokumenty, w stylu Borata, Rec, czy The Blair Witch Project. Na ogół takie mieszanki fabuły i dokumentu są dość udane, pewnie podobnie będzie i tym razem.

Poza tym w kinach znajdziecie też coś, co mi wygląda na ekranizację książki kucharskiej - 'Julie i Julia' (premiera: 09.10.2009); kolejną, szóstą już 'Piłę' (premiera: 23.10.2009), przy okazji której warto odnotować, że gdy już nikt nie ma ochoty tej serii oglądać dystrybutor chce zwiększyć oglądalność zrównując czas premier polskiej i światowej; oraz coś dla nekrofilów, którzy przy okazji lubią dawać innym zarabiać na cudzej śmierci - 'Michael Jackson's This Is It' (premiera: 28.10.2009).

Na koniec tradycyjnie zwiastun premiery miesiąca:


poniedziałek, 28 września 2009

Kitsch Corner: Sense and Sensibility and Sea Monsters

Tym razem trochę niefilmowo będzie, bo to zwiastun książki. Aczkolwiek tylko czekać, aż pewnien wybitny reżyser kina klasy D weźmie się za ekranizację. Pomysł wszak jest wybitny, czerpiący wręcz z klasyki ;) W końcu 'Rozważna i romantyczna', to prawie tak znana powieść jak 'Duma i uprzedzenie'. Swoją drogą, książka 'Pride and Prejudice and Zombie' już też się ukazała :D

niedziela, 20 września 2009

Bękarty wojny


tytuł oryginalny:

Inglourious Basterds
gatunek:
wojenny
reżyseria:
Quentin Tarantino
scenariusz:
Quentin Tarantino
zdjęcia:
Robert Richardson
muzyka:
Ennio Morricone
obsada:
Brad Pitt Brad Pitt Porucznik Aldo Raine
Mélanie Laurent Mélanie Laurent Shoshanna Dreyfus
Christoph Waltz Christoph Waltz Pułkownik Hans Landa
Eli Roth Eli Roth Sierżant Donny Donowitz
Michael Fassbender Michael Fassbender Porucznik Archie Hicox
Diane Kruger Diane Kruger Bridget Von Hammersmark
od lat: 18
czas trwania: 153 minuty
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 5,5/6


Nein, nein, nein, nein, nein!
Właściwie ten cytat nijak ma się do treści tej recenzji. Po prostu był jedyną rzeczą, która podobała mi się w zwiastunie, więc postanowiłem go wykorzystać. Już bardziej do moich odczuć po seansie pasuje
Yes, yes, yes!
co przyznam szczerze, trochę mnie zaskoczyło. Do nowego dzieła Mistrza Quentina Tarantino podchodziłem bowiem z lekkim dystansem. Nie sądziłem, że przemieli on temat II wojny światowej w swoim stylu na coś lekko strawnego. Bardziej oczekiwałem po prostu sieczki, bez ładu i składu. Ale uderzam się w pierś. Zwątpiłem niepotrzebnie. 'Bękarty wojny' są filmem, który jest kwintesencją tarantinowości. Są w nim rewelacyjne dialogi, porządna muzyka i nawiązania (a nawet powiedziałbym, że zrzynki) z innych filmów. Czyli wszystko to, za co Quentina kochamy. Oczywiście, jest też sporo brutalności, co mnie akurat nie rusza.

Nie można było się spodziewać czegoś innego, po filmie, w którym bohaterami są tytułowe Bękarty, czyli oddział Żydów, który bynajmniej nie działa w prisoner-taking bussines. Oni są w killing-nazi bussines. Swojej powinności nie czynią jednak w sposób zwykły, lecz... po indiańsku skalpując, niemal każdego napotkanego nazistę. Mówienie, że 'Bękarty wojny' są filmem o oddziale pod dowództwem Porucznika Aldo Raine (Brad Pitt) jest jednakże sporym uproszczeniem. W końcu wszystko kręci się wokół zamachu na samego Hitlera, który ma się odbyć podczas premiery propagandowego filmu niemieckiego (swoją drogą niezły gniot:P ), w pewnym francuskim kinie, które należy do pałającej zemstą Żydówki, Shoshanny (Melanie Laurent).

Hola, hola, coś o zemście? Czy to nie było czasem w Kill Billu? Ano było. I zapewne w swoich skojarzeniach będę osamotniony, ale całe 'Bękarty...' wydają mi się dość znaczną przeróbką Kill Billa. Po pierwsze, nawiązanie do westernów w części pierwszej. No tak, zapomniałem wspomnieć, że film składa się z pięciu rozdziałów (w Kill Billu było 10). Kolejne moje skojarzenie budzi muzyka, która w dwóch miejscach jest żywcem wzięta z dyptyku o Zabójczej Pannie Młodej. I wreszcie sam motyw zemsty. Okej, wygląda to wszystko zupełnie inaczej w obu filmach. Ale jednak sam pomysł jest zbudowany na tym samym szkielecie, na którym powstał Kill Bill.

Nie znaczy to oczywiście, że najnowszy film Quentina Tarantino jest w jakiś sposób przewidywalny, czy schematyczny. Na pewno nie! Mało tego, żadne inne dzieło Mistrza nie trzymało mnie tak w napięciu, jak właśnie 'Bękarty wojny'. Sposób rozwiązania całej akcji, przebieg końcowych scen, to są rzeczy, które utrzymują widza na krawędzi krzesła. Ciężko przewidzieć jak cały plan zamachu się zakończy, a tym bardziej jak same końcowe sceny będą wyglądały. Jeśli komuś się to udało, czapki z głów.

Również pod względem aktorskim, jest to najlepszy film Quentina. Trzy kreacje były wręcz zniewalające. Po pierwsze Brad Pitt (w roli Aldo Raine'a). Głównie za sprawą genialnego akcentu (również włoskiego!!!) stworzył na tyle przerysowaną osobowość, że wbija się w pamięć i jest przy tym niezwykle charyzmatyczny. Po drugie Christpoh Waltz (Hans Landa). O tej kreacji powiedziano już wiele, w końcu za tę rolę zdobył Złotą Palmę w Cannes. Zasłużenie. Spokój, wyrachowanie i przede wszystkim nagłe zmiany tonu wypowiedzi połączone z rewelacyjną mimiką. Takie coś warto nagrodzić. Jednak jeszcze bardziej na wszelkie komplementy za swoją grę zasługuje Melanie Laurent (Schoschanna). Ona po prostu miała styl. Wzór kobiety, która została w dzieciństwie zraniona przez Niemców, chowającej urazę, jednocześnie strach i rządzę zemsty. Kto tego wszystkiego na ekranie nie zobaczył niech uda się do okulisty. Ta rola była genialna. Podobnie jak jej czerwona sukienka.

Z czerwoną sukienką zresztą wiąże się moja ulubiona scena z całego filmu. Bardzo banalna, ale za sprawą zdjęć genialna w swojej prostocie (dla wtajemniczonych - pod koniec filmu, gdy Schoschanna siedzi w oknie). Majstersztyk. Zresztą takich boskich ujęć nie brakowało. I nie szkodzi, że podobnie jak wiele innych rzeczy tak i one było dość wtórne. Zdjęcia podkreślały znakomicie klimat, w zależności od sytuacji. I przy okazji sprawiały, że film tak bardzo się podobał. Bo w końcu lubimy te filmy, które już kiedyś widzieliśmy. A właśnie przez sposób filmowania mieliśmy aluzje do klasycznych ujęć z westernów, horrorów, czy też kina gangsterskiego.

Czymże byłyby jednak najwspanialsze obrazy, gdyby nie wspaniała muzyka im towarzysząca. Chociaż nie. Wspaniała to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ona jest tylko przyzwoita. W porównaniu do ścieżek z Pulp Fiction, Kill Billa, czy Death Proofa wypada dość blado. Nie chciałbym tu zwalać całej winy na Ennio Morricone, który napisał kilka utworów, ale to właśnie jego kompozycje wprowadzają w tym soundtracku taki stateczny klimat, który nie do końca mi odpowiada. I całe szczęście, że nie napisał całej ścieżki dźwiękowej (bo takie było pierwotne założenie), bo byłoby zbyt monotonne. Tak muzyka jest w miarę zróżnicowana, nadaje się do obrazu idealnie, jednak do posłuchania w domu już mniej.

Co jeszcze wyróżnia ten soundtrack (jeśli mówimy o krążku który można nabyć w sklepach) od innych mu podobnych z filmów Tarantino? Brak dialogów. A szkoda, bo kilka perełek się w filmie znalazło. W zasadzie pod tym względem Tarantino osiągnął chyba perfekcję. Niektóre monologi i dialogi bohaterów w filmie, choć długie (co pewnie nie-fani skrytykują), są GENIALNE. Można wręcz powiedzieć, że dialogi, to jest bingo!

Zdawać by się w zasadzie mogło, że skoro jest tu wszystko tak, jak w pozostałych produkcjach Quentina, tylko bardziej, to będzie to film raczej dla zagorzałych fanów, niż dla całego świata. A tu proszę, kolejne tatantinowskie rekordy Box Office padają z każdym tygodniem. Nie chcę tu się rozwodzić, z czego to wynika, bo dla mnie nie mogło być inaczej. Może to jednak zasługa otoczki, jaka wokół 'Bękartów...' powstała, że to po prostu film wojenny. Bo przecież Death Proof to hołd dla exploitation movie, Kill Bill dla spaghetti westernów, a co to takiego, to już nie każdy widz wie. A jak nie wie to do kina nie pójdzie. Na film wojenny już prędzej. A że to dość niecodzienny film wojenny? Who cares. Ważne, że jest rozpierducha. I chociaż jest ona może nie w co drugiej scenie, to jednak wystarczy. Dla mnie była to najlepsza jatka jaką widziałem w kinie.

Chociaż nie zagwarantuję nikomu, że będzie po seansie zadowolony, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że 'Bękarty wojny', to jeden z tych filmów, które należy w 2009 roku obejrzeć. Ja już tą powinność mam za sobą, ale do kina raz jeszcze na niego się i tak wybiorę. Bo warto, tym bardziej, że to dopiero druga tegoroczna premiera, która otrzymuje ode mnie 'dziewiątkę' (w skali 10-punktowej). Zresztą, dość owijania w bawełnę - Quentin, wyszło Ci arcydzieło!

niedziela, 6 września 2009

'Bękarty wojny' premierą września i roku ;)

Się dzieje, ludzie, się dzieje! Nie chodzi mi tu wcale o to, że nasi sportowcy (tradycyjnie poza kopaczami) zdobywają worki medali na wszelkiej maści mistrzostwach, nie chodzi mi też o to, że znów się dzieje w szkolnych korytarzach. W kinach się dzieje! Takiego zatrzęsienia premier na naszych ekranach dawno nie było. A tylu obrazów, które zobaczyć trzeba nie przypominam sobie w ogóle. Dla mnie jednak w tym miesiącu nie ma nic ważniejszego (no może poza poprawką z rachunkowości) niż 'Bękarty wojny' (premiera: 11.09.2009).

Dla niewtajemniczonych -to najnowszy film Quentina Tarantino, tego od Pulp Fiction, Kill Billa i Death Proofa. Tym razem jeden z najbardziej charakterystycznych reżyserów naszych czasów serwuje nam krwawą masakrę na nazistach, podczas II wojny światowej, w wykonaniu grupki Żydów. Przyznam jednak szczerze, że podchodzę do owego dzieła z pewnymi obawami. Zwiastuny mnie jakoś na kolana nie rzucają, co więcej pomysł też mnie nie przekonuje. Ale Mistrzowi ufam bezgranicznie - złego filmu przez niego reżyserowanego jeszcze nie widziałem Oby rok 2009 nie był tym rokiem, w którym go zobaczę.

Jeśli jakimś cudem zawiedzie Tarantino, zawsze mogę liczyć na duet Burton - Bekmambetow (wielkie nazwiska w tym miesiącu wchodzą na ekrany, oj wielkie). Dla mnie to dwójka największych współczesnych wizjonerów kina. Ich wyobraźnia zdaje się być nieograniczona, a filmy urzekają obrazem. Oby tak samo było w wyprodukowanej przez nich animacji '9' (premiera: 18.09.2009). Fakt, że producent to nie reżyser, czy scenarzysta, ale jednak liczę na jakieś ich piętno na końcowym filmie. Tym bardziej, że zwiastuny w tym przypadku obiecują sporo.

Zostańmy jeszcze przy wielkich nazwiskach - mamy kolejny Duet, przez duże D. Przed nami już niebawem zaprezentuje się Penelope Cruz w filmie Pedro Almodovara p.t. 'Przerwane objęcia' (premiera: 25.09.2009). Film o miłości, mimo przeszkód. Bo do takich z pewnością można zaliczyć fakt, iż kobieta którą się pokochało jest w związku z milionerem, a w dodatku dorabia jako luksusowa prostytutka. Ja co prawda nie dostrzegam w tym nic nadzwyczajnego, ale fanem Almodovara nigdy nie byłem. Może dlatego.

Żeby nie było, że tylko obce chwalę - w polskiej kinematografii, tudzież w związanej z polską też się dzieje. Dla mnie hitem będą 'Galerianki' (premiera: 25.09.2009). Rzecz o dziewczynkach, nastolatkach, które w zamian za zakupy w galeriach handlowych oferują seks bogatym biznesmenom. Nazywając rzeczy po imieniu, rzecz o nowej formie prostytucji wśród nieletnich. Kreacje aktorskie ponoć zwalają z fotela, a i tematyka jak na polskie realia wyjątkowo odważna.

Z kolei 'Janosik - historia prawdziwa' (premiera: 04.09.2009) zdaje się powielać wszystkie błędy polskiego kina z ostatnich lat. Począwszy od żałosnego tytułu, który w założeniu miał być chyba intrygujący, przez wtórną historię, po udawanie amerykańskiego rozmachu, na który i tak nie ma pieniędzy. I chociaż nazwisko Agnieszki Holland daje nadzieje na kino solidne, ja jednak sobie odpuszczę.

Prędzej obejrzę coś naszego, ale made in USA. Bo oto, we wrześniu na nasze ekrany wchodzą dwa filmy, które równie dobrze moglibyśmy nakręcić w Polsce. Moglibyśmy, ale tego nie zrobiliśmy i kto wie, czy nie wyjdzie nam to na zdrowie. Pierwszy, to 'Balladyna' (premiera: 06.09.2009). Okej, trochę nadużywam tutaj stwierdzenia, że film z Ameryki, bo Polaków w obsadzie więcej, reżyser też z nad Wisły i w ogóle. Ale generalnie przyjęło się mówić, że to film ze Stanów i że to Amerykanie nakręcili taki film, że Słowacki się w grobie przewraca. Ja powiem tak - nie przewraca się, bo nie rusza się już od 200 lat. Sens kręcenia współczesnych wersji dawnych arcydzieł moim zdaniem jest, ale warto by zacząć od bardziej trudnych do przyswojenia. Bo akurat Balladynę czytało się przyjemnie i nie trzeba było uciekać do ekranizacji.

Drugi film, to już produkcja czysto amerykańska. Ale o Polce. Wielkiej Polce, bo takiej, która 'przemyciła' w czasie wojny 2500 dzieci żydowskich z getta na wolność. Mowa tu oczywiście o Irenie Sendlerowej. Film 'Dzieci Ireny Sendlerowej' (premiera: 18.09.2009) cieszy. Przynajmniej mnie, bo wiadomo jak Polacy robią filmy o swoich bohaterach. A tak liczę na ukazanie naszej rodaczki w sposób przystępny dla całego świata. I obym się nie przeliczył.

Zrobiło się trochę poważnie w tej notce. To na rozluźnienie i na zakończenie 4 premiery bardziej rozrywkowe. Dla fanów masakry - 'Oszukać przeznaczenie 4 - 3D' (premiera: 04.09.2009). Wiadomo o co w tym chodzi. Ukazać jak najbardziej pomysłowo sposoby śmierci grupki nastolatków, która uciekła grabażowi spod łopaty, czyli przeznaczeniu. Ponoć całkiem nieźle wygląda efekt 3D. Wierzę na słowo, bo do kina się nie wybieram.

Jest też kino młodzieżowe. Trochę bardziej niszowe niż HSM, czy Zmierzch, bo dopiero dzisiaj usłyszałem o 'Obcych na poddaszu' (premiera: 18.09.2009). Furory pewnie nie zrobi, chociaż na filmwebie ma zastanawiającą ocenę 9,08. A tak swoją drogą, kojarzy mi się to wszystko z Gremlinami, sam nie wiem dlaczego ;)

We wrześniu zadowoleni będą też fani Beyonce - wchodzi nowy film z tą gwiazdą pop - 'Obsesja' (premiera: 18.09.2009) i fani staroci... znaczy klasyki, wchodzi 'Casablanca' (premiera: 25.09.2009). Co do Casablaca'i, przyznam że sam jestem ciekawy tego filmu, bo Przeminęło z wiatrem miło mnie zaskoczyło :)

Na koniec zwiastun 'Bękartów wojny':

(i powiedzcie mi co tu ma zachwycać?!)

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Blog Day 2009

Blog Day 2009

W zeszłym roku ten dzień przegapiłem, w tym roku nie zamierzam. Powszechnie wiadomo, że każdy na tym świecie ma jakiś swój dzień. Blogerzy nie gorsi i takowy również posiadają. A jak go świętują? Oto kilka zasad:
  1. Znajdź 5 blogów, które Tobie wydają się interesujące.
  2. Powiadom 5 innych blogerów, że zapraszasz ich do zabawy w BlogDay 2009.
  3. Napisz ktrótki opis polecanych blogów i zamieść link do nich.
  4. Opublikuj wpis w BlogDay (31 sierpnia).
  5. I użyj tagów BlogDay - link:
    http://technorati.com/tag/blogday2009 oraz linku do oficjalnej strony BlogDay: http://www.blogday.org
Przyznam szczerze, że ciężko było mi wybrać 5 blogów, które są najbardziej interesujące. W końcu, gdyby takie nie były, nie byłoby ich też na liście obok. Ale udało się. Starałem się, aby blogi na poniższej liście były różnorodne, nie tylko filmowe, a także w miarę regularnie aktualizowane. Wymieniam je w kolejności od tego, który czytam najdłużej.


dwie kropki a trzecia po m.
Niezwykle trudno napisać mi o czym jest ten blog, bo nie chcę aby było to banalne. Tak więc napisze krótko. O życiu. Poza tym pod wieloma postami sam mógłbym się podpisać, a ich autor zmienił moje podejście do blogosfery.

***

KINO-DVD
Co tu dużo pisać, sam tytuł mówi wszystko. Znajdziecie tu recenzje filmów i ich wydań DVD. Jest to chyba jedno z niewielu miejsc w sieci, gdzie dokładnie opisany jest każdy dodatek do płyty. A wszystko napisane jest bardzo dobrym stylem. No i z większością opinii na temat filmów się zgadzam.

***

A jednak się kręci
Jedyny sportowy blog, który śledzę. Jego autorem jest, znany z Gazety Wyborczej, Rafał Stec. Nie zawsze podzielam jego opinie (a fascynacji włoską piłką nie zrozumiem nigdy), ale często uwagi ma niesamowicie celne. A i sporo ciekawostek z footballowego świata można tam znaleźć. Ponieważ nie samą piłką nożną człowiek żyje, czasem trafiają się wpisy na temat siatkówki.

***

Filmowe konkret-słowo
Kolejny blog filmowy i kolejny autor z którym się zgadzam, przynajmniej w większości przypadków. W zasadzie mógłbym powtórzyć wszystko to samo, co w przypadku Maxcine'a, bo i tu recenzje czyta się niezmiernie przyjemnie. Prócz recenzji nowości znajdziecie tu jednak często klasykę gatunku. Czyli dla każdego coś miłego

***

Soczewką Pyszcza
Na ten blog trafiłem przypadkiem, podczas przeszukiwania blogosfery. Niezmiernie inteligentna autorka, która potrafi napisać zabawnie, zarówno o niczym, jak i o czymś powinna być wystarczającą zachętą do odwiedzin.


Tak przedstawia się moja piątka. Jeśli chociaż jedną osobę zarażę entuzjastycznym podejściem do któregoś z wyżej wymienionych blogów będę zadowolony. Jeśli któryś z nich będzie dla Was nowy, a spodoba Wam się niezmierni dajcie temu wyraz w komentarzach! A u siebie spłódźcie podobne notki! I apeluję tu do wszystkich, nie tylko wyżej wymienionych.

Wszystkiego najlepszego wszystkim blogerom życzy pawcio!

piątek, 28 sierpnia 2009

Kitsch Corner: Dead Snow

Z racji zbliżającej się premiery 'Bękartów wojny' postanowiłem wpasować się w klimaty II wojny światowej. Dlatego też w poniższym zwiastunie zobaczycie sporą armię nazistów. Martwych nazistów. Inaczej mówiąc Nazi-Zombie. Pomimo całej swojej groteskowości warto zwrócić na ten film uwagę, choćby dlatego, że swoją premierę miał na najsłynniejszym festiwalu kina niezależnego, w Sundance.
Miłego oglądania,
Ein!
Zwei!
Die!

piątek, 21 sierpnia 2009

Harry Potter i Książę Półkrwi


tytuł oryginalny:

Harry Potter and the Half-Blood Prince
gatunek:
familijny, fantasy, przygodowy
reżyseria:
David Yates
scenariusz:
Steve Kloves
zdjęcia:
Bruno Delbonnel
muzyka:
John Williams, Nicholas Hooper
obsada:
Daniel Radcliffe Daniel Radcliffe Harry James Potter
Rupert Grint Rupert Grint Ronald "Ron" Weasley
Emma Watson Emma Watson Hermiona Granger
Tom Felton Tom Felton Dracon "Draco" Malfoy
Bonnie Wright Bonnie Wright Ginny Weasley
Alan Rickman Alan Rickman Profesor Severus Snape
Michael Gambon Michael Gambon Profesor Albus Dumbledore
Evanna Lynch Evanna Lynch Luna Lovegood
Jessie Cave Jessie Cave Lavender Brown
Helena Bonham Carter Helena Bonham Carter Bellatrix Lestrange
od lat: 12
czas trwania: 155 minut
cena DVD: aktualnie w kinach!
moja ocena: 3/6


"No ale jak zachwyca, jak nie zachwyca?"
Mógłbym zacytować tutaj Gombrowicza, bo mimo że wszyscy na około pieją z zachwytu nad najnowszą odsłoną Harrego Pottera, ja jakoś nie jestem do niej przekonany. Właściwie to uważam ją za zwykłego średniaka, który do książki się nie umywa. Ale jeśli reżyser nakreśla wątki pod widownię masową, a nie osobę z książkami zapoznaną, nie można spodziewać się więcej.

Fabularnie było o czym opowiadać. Oto świat magii staje przed wielkim zagrożeniem. Sami-Wiecie-Kto powraca, werbuje swoją armię Śmierciożerców i planuje atak na Hogwart. W tym celu wyznacza specjalną misję Darco Malfoyowi. W między czasie tajemniczo, acz regularnie znika gdzieś profesor Dumbledore. Co się za tym wszystkim kryje dowiadujemy się w ostatnich 30 minutach, najlepszym fragmencie filmu. Wcześniej otrzymujemy uczuciową papkę. I to nawet nie dla nastolatków.

Przez pierwsze dwie godziny reżyser zaserwował nam śliczną brazylijską telenowelę, z domieszką magii. Hermiona (Emma Watson) kocha się w Ronie (Rupert Grint), Ron kocha się w Lavender Brown (Jessie Cave). Potter (Daniel Radcliffe) kocha się w Ginny (Bonnie Wright), Ginny kocha się w Deanie Thomasie (Alfie Enoch). I tak przez grubo ponad pół filmu. Och, jacy oni są nieszczęśliwi, chciałoby się krzyknąć. Problem polega na tym, że gdyby nie to, że non stop bohaterowie gadają o tej miłości, w ogóle nie było by jej widać na ekranie. Poza tym to wszystko strasznie schematyczne. Nie wymagam, żeby Hermiona, Harry i Ginny stworzyli trójkącik, ale trochę pokombinować można było i w najlepszym wypadku zrezygnować chociażby z takiego afiszowania wątku Ron-Lavender-Hermiona. Choć akurat w tym motywie sytuację ratuje trochę Emma Watson, której postać była napisana o tyle dobrze, że było widać jej uczuciowe problemy. A ona zrobiła swoje.

Zresztą aktorką jest nieprzeciętną, co udowodniła w częściach poprzednich. Przyznam jednak, że mam do niej słabość, więc trochę obiektywizmu może mi brakować. Pozostali aktorzy, poza Evanną Lynch (Luna Lovegood) i Heleną Bonham Carter (Bellatrix Lestrange) wypadli słabo, albo przeciętnie. Daniel Radcliffe niczym nie zachwycił, Rupert Grint miał jedynie przebłyski, Michael Gambon (Dumbledore) nie miał czego zagrać, a Alan Rickman (Severus Snape) był drętwy. Wróćmy jednak do dwóch wspomnianych drugoplanowych postaci - Luna Lovegood najprawdopodobniej zdołała olśnić wszystkich już w poprzedniej części. Ja niestety widziałem ją pierwszy raz dopiero w tej odsłonie, stąd mój zachwyt trochę spóźniony, ale nie da się ukryć, że Luna miała w sobie więcej magii niż cały film. Natomiast Helena Bonham Carter to już klasa sama w sobie. Role pokręconych kobiet wyraźnie jej pasują (popatrzmy chociażby na 'Demonicznego golibrodę'), a za wcielenie się w Bellatrix ze spokojem powinna otrzymać nominację do Oscara, a kto wie, czy nie statuetkę. Czas pokaże.

Bardzo pozytywnie na tle tej całej miernoty wypadają zdjęcia. Wszelkiej maści krajobrazy ukazane są bardzo majestatycznie i wprawiają w prawdziwy zachwyt. Poza tym, tam gdzie ma być mrocznie, mrocznie jest i to właściwie w dużej mierze zdjęcia przesądzają o sukcesie końcówki filmu (scena w jaskini), bo to one tworzą tam klimat.

Wiele zastrzeżeń mam natomiast do muzyki. Była bardzo słabo dopasowana i jakoś nie zawsze współgrała z tym, co pojawiało się na ekranie. Raz wjeżdża jakieś pianinko, raz gra cała orkiestra. Wszystko to takie byle jakie i byle gdzie. Pół produkt muzyczny. Może na płycie się jeszcze sprawdzi, ale z obrazem już nie. I to bodajże pierwsza część, w której muzyka mi nie odpowiadała.

Na koniec zostawiłem sobie najbardziej smakowity kąsek. Do skrytykowania oczywiście. Mianowicie chodzi mi o zgodność filmu z książką. Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego pozostawiono podtytuł Książę Półkrwi? Ja rozumiem, że w książce odgrywał on istotną rolę, ale w filmie? Przecież Książę nie pomógł Harremu zdobyć Ginny. W kontaktach na linii Ron i Hermiona też się nie wykazał. Skrobnął co prawda kilka notatek w podręczniku, który wpadł w ręce Pottera, ale przecież to jakiś wątek poboczny, czasowypychacz. Tak odebrałbym tę postać, gdyby nie to, że czytałem drukowany pierwowzór. Tam jego znaczenie i wpływ książki i notatek na młodego czarodzieja był jakoś zaznaczony. W filmie od czasu do czasu reżyser sobie o tym przypominał, wstawiał scenkę, w której Potter trzymał/czytał książkę Księcia Półkrwi, po czym wracał do swoich amorków. A zakończenie w którym ów Książę przyznaje się do swojej tożsamości było iście żenujące. Zero dramaturgi, natomiast pełne zaskoczenie, bo chyba przez ostatnią godzinę o nim nie było słowa.

I co tu w takiej sytuacji mówić? Nie widziałem co prawda piątej części na ekranie, ale z pozostałych ta prezentuje się najsłabiej. Tradycyjnie okrojono książkę, niestety tym razem wybrano nie te fragmenty co trzeba na wątki główne. To trochę tak, jakby mieć składniki na pyszne ciasto, ale dodać za dużo cukru i wszystko diabli wzięli. Cały wysiłek na marne. Szkoda tylko, że przeciętny widz musi tą przesłodzoną potrawę skonsumować swoimi oczami.

sobota, 8 sierpnia 2009

Przegląd sierpniowych premier kinowych

Wszyscy trąbią, że wakacje to sezon ogórkowy, więc i ja tak chyba powinienem. Ale zamanifestuję to inaczej - rekordowo krótkim przeglądem premier. Raz, że oszczędzę Wam czytania w te piękne, słoneczne dni, dwa sam za chwilkę wyjeżdżam na tydzień, smażyć się na Półwyspie Helskim, trzy nie ma czego polecać.

Chyba najbardziej na wyróżnienie zasługuje 'Kac Vegas' (premiera: 07.08.2009), która ma zaskakująco dobre zwiastuny i przyzwoitą obsadę.

Mnie osobiście zaintrygowali też 'Wezwani' (premiera: 28.08.2009). Czyli kolejny horror z Hiszpanii. Po dwóch zeszłorocznych mam wobec niego spore oczekiwania.

Nie zabraknie też rozrywki dla dużych dzieci - 'G. I. Joe: Czas Kobry' (premiera: 07.08.2009) to kolejna historia (po Transformersach) inspirowana zabawkami, natomiast 'Załoga G' (premiera: 14.08.2009), to kolejna w te wakacje animacja, tym razem o chomikach ratujących świat.

Jeśli ubóstwiacie Madonnę, a nie macie biletu na koncert w Warszawie, możecie wybrać się do kina na 'Mądrość i seks' (premiera: 07.08.2009), czyli reżyserski debiut tej pani, który zapewne będzie równie żenujący, jak ona sama.

Dla fanów kina akcji będzie też druga część '13 dzielnicy' (premiera: 28.08.2009), natomiast miłośnicy dramatów powinni rzucić okiem na 'Bez mojej zgody' (premiera: 21.08.2009)(na prawdę intrygująca fabuła!).

Oto zwiastun 'Kac Vegas':

Pozdrawiam wakacyjnie :)
 

Premiera miesiąca:

Premiera miesiąca
Tytuł: 'Wszystko, co kocham'

premiera: 15.01.2010


gatunek: dramat

reżyseria: Jacek Borcuch

scenariusz: Jacek Borcuch

obsada: Olga Frycz, Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Katarzyna Herman